Czytam wszędzie. W tramwaju, autobusie,
samochodzie. Na wykładach. W domu – w łazience, w kuchni (nie gotuję, asystuję
tylko głównemu kucharzowi więc mogę). W łóżku. Na tarasie. W pracy (!). Po
godzinie dwudziestej pierwszej kiedy Lila uśnie, a jeśli bawi się sama to wtedy
też łapię książkę i pochłaniam kilka stron ukradkiem. Czytam z córką i córce,
nawet poważne pozycje (o ile nie ma w nich drastycznych scen i nieodpowiedniego
słownictwa). Czy to nie Wisława Szymborska napisała, że „czytanie to
najpiękniejsza zabawa”? Pochłaniam literaturę piękną, fachową i akademicką,
historyczną, poradniki, komiksy. Beletrystykę, kryminał, sensację, fantastykę,
biografie. W-s-z-y-s-t-k-o.
Kiedy postanowiłam pisać bloga spadł na mnie grad
pytań: „Jak ty
znajdujesz na to wszystko czas?”. Bo przecież jest praca i to zdecydowanie
więcej niż czterdzieści godzin w tygodniu. Jest dwulatek potrzebujący
zaskakująco mało snu. Są rodzinne wyprawy i wyjazdy. Zajęcia Lilki. Dom. Są
przyjaciele i znajomi. Jogging i okazjonalnie fitness. Zdjęcia w wirtualnych
albumach do uzupełnienia i opisania. Tyle się dzieje. A jednak dla książek czas
jest jak z gumy, cudownie elastyczny. Doba ma nagle więcej godzin. Ten moment
kiedy otwieram i czytam jest tylko dla mnie. Moje myśli są skoncentrowane,
wyobraźnia zaczyna działać. Wspaniały stan. Wolność totalna. Odrywam się od
rzeczywistości. I ten zapach zadrukowanych stron. Pochłaniam tekst.
Zaczęłam się więc zastanawiać ale nie odkryłam niczego nadzwyczajnego - to
kwestia priorytetów i organizacji. Jeśli chce się czytać, czas znajdzie się
zawsze. I już! Każdego dnia wiem, że wygospodaruję chociaż dziesięć minut. Osobiście
nie mam też ambicji bycia perfekcyjną panią domu, tudzież idealną pod każdym
innym względem. Nic się nie stanie przecież jeśli pranie i odkurzanie poczekają.
Czytam dużo i nie mam z tego powodu wyrzutów sumienia - myślę, że dobrze się
ich pozbyć, gdy tylko się pojawią (z powodu czytania?!). Książka przecież
pozwala nam stać się lepszymi także dla bliskich. „Do nauczania i uczenia
sięte trzy środki pomocnicze są nieodzowne: po pierwsze – książki, po drugie
–książki, po trzecie – książki, bez nich nic nie pomogą nasze wysiłki."
(Stanisław Konarski). Z drugiej strony nie mam też pragnienia przeczytania
absolutnie wszystkiego…natychmiast. Czasami zaczynam czytać i … pierwsze strony
idą opornie. Odkładam. Wracam za kilka dni, miesięcy, lat. Jest pora na magiczny
realizm i na reportaż. Nic na siłę. Książka też musi mi się pozwolić czytać. To
ona decyduje, czy nadszedł jej czas czy nie.
Miałam taki okres, kiedy czytałam mało - po urodzeniu Lilki. Było mi z tym
źle. Po całym dniu z córeczką na rękach marzyłam tylko, żeby położyć się i
usnąć, a tymczasem … patrzyłam w telewizor lub monitor komputera. To
najwięksi złodzieje czasu. Czułam się jak cyborg znając na pamięć ramówki kilku
kanałów. Wciąż te same obrazy, osoby, pseudo aktorzy,
”perfekcyjni”,”utalentowani”. Chciało mi się wyć. Wtedy zasłuchiwałam się w
audiobookach. Wysłuchałyśmy z Lilką m.in. „Złego” Tyrmanda, „Pipi Pończoszanki”
Astrid Lindgren i „Mistrza
i Małgorzaty” Bułhakowa. Zawsze powtarzam,że te nagrania mnie uratowały.
Więc czemu nie słuchać książek, skoro możliwość nieprzerwanego czytania wydaje
się luksusem ? To wspaniały wynalazek naszych czasów. Dla największych
miłośników mp3, mp4, iPodów, iPadów, smartfonów i Kindle - nowe technologie i
na przykład „Doktor
Faustus”. Niezwykłe połączenie? I już możemy „czytać” wszędzie.
Czytajmy lub słuchajmy. Nie traćmy kontaktu z książkami. Wizja świata, w
którym ludzie jednym tchem wymieniają obsadę ulubionego serialu, a nie wiedzą kim
był choćby Miłosz, wydaje się przerażająca.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz