Pages

czwartek, 29 stycznia 2015

Kraj masłem pachnący

W tym miesiącu wzięło mnie na góry. Najpierw był Simone Moro, zupełnie przypadkiem, a teraz „Czerwony Tybet” Roberta Stefanickiego. Czterysta stron drobnym drukiem, dwanaście lat obserwacji i zapisków wprost z Dachu Świata oraz niestrudzona, mozolna wędrówka kamienną, górską pustynią. Ciekawość to silny motywator. Jak do cholery udało się kiedyś Heinrichowi Harrerowi tam przetrwać i dotrzeć? Tak, wiem w jego przypadku działał inny spiritus movens. Ja wyobrażałam sobie miejsce na kształt egzotycznej enklawy, gdzie wszyscy medytują a tymczasem czytając Stefanickiego trafiam na skraj kultur, gdzie zderzają się dwa punkty widzenia, dwie dziedzictwa, dwa języki. Oprawca i ofiara w dialogu głuchych. Witajcie w Tybecie.
nawlasneoczy.wordpress.com
Autor był w tym miejscu trzykrotnie w 2001, 2006 i 2013 roku, choć wyjazd jest praktycznie nie możliwy. Nawet wcześniejsze wykupienie biletu, czy wycieczki niczego nie gwarantuje, zniechęcanie trwa. Druga przeszkoda przy pisaniu książki, a nawet artykułu, to namówienie Tybetańczyków do rozmowy z obcokrajowcem-dziennikarzem, raz, że można narazić oboje na „nieprzyjemności”, dwa to powszechny strach przez inwigilacją, donosem, przesłuchaniem. W swojej opowieści autorowi udało się jednak oddać głos ludziom stamtąd mnichom, rinpoczom, inteligentom, koczownikom, zwykłym mieszkańcom. Dzięki temu otrzymujemy bardzo realistyczny i rzetelny obraz społeczności, losów kraju i szczegółowe omówienie wielu problemów, rewizję mitów, wyjaśnienie pewnych zagadnień i terminów. Czym jest Tybet dziś? Czym właściwie był dawniej? Co pozostało z Shangri-La? Czy oprócz Dalajlamy są inne ikony? Co to takiego Tybetański Region Autonomiczny? Co się stało z walką o niepodległość, obrosłą już dziś, jak się wydaje, mitem? Jak nie żywić uraz do Chińczyków i żyć razem?
http://www.lukaszsupergan.com/tybet/
Bez względnie Tybet jest czerwony. Czerwony pod okupacją Chin. Czerwony, bo jednak okupiony krwią. Mnisi w czerwonych habitach, czerwone ściany budynków i klasztorów, jaki z czerwonymi ozdobami na łbach. Historie Stefanickiego są bardzo poruszające. Codzienność życia w tym miejscu nie jest godna pozazdroszczenia, a wręcz tragiczna. Ludzie z natury pacyfistyczni, dobroduszni i religijni, wydają się albo do czegoś zmuszeni, albo zagubieni, albo po prostu bezsilni. Żyją wśród modernizowanego, betonowego molocha, albo biednych, zabłoconych dzielnic. Modelowe zmiany, bez względu na wszystko, a mimo to nie znajdziecie tu kategorycznych ocen ludzi, a raczej obiektywne spojrzenie na systemy, w jakich przyszło im żyć. Tybetanczycy wydają się nie być u siebie, jakby wypadli z innej bajki spokojnie żując campę. Oczywiście postawy są różne jedni kontestują taki stan rzeczy, inni podejmują próby buntu, dokonują samospaleń, zrywów, jeszcze inni wyjeżdżają. Z tych opowieści wyłania się obraz społeczeństwa, które wyraźnie nie jest u siebie, a gdzie będzie za kilkadziesiąt lat? Czy ziści się historyjka Wanga Lixionga? Przeczytajcie, nic nie jest tu czarne albo białe. To, co więcej niż opowieść o kraju i jego mieszkańcach.


Robert Stefanicki „Czerwony Tybet”, Wydawnictwo Agora, Warszawa 2014














Za książkę dziękuję Wydawnictwu Agora

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz