Przyznaję
się, że wybierając książki dla Lilki najczęściej sięgam po
własne wspomnienia, po klasykę, idąc sprawdzoną i przede
wszystkim bezpieczną drogą. Robiąc to, czuję, że dobieram coś
ciągle i ciągle niepowtarzalnego, coś co teraz jest skwapliwie
powielane, replikowanie, kserowane w dość brutalny sposób. Bardzo
chętnie jednak opuszczam to bezpieczne terytorium i podglądam,
wypatruję, albo przypadkiem trafiam na niespodzianki. Tak w naszej
czytelni pojawiły się właśnie „Koniberki” Weroniki
Szelęgiewicz.
Koniberek
to słowna mutacja, której w pierwszej chwili kompletnie nie
rozszyfrowałam. Łączy konika i kolibra. Mutacja niewyobrażalna,
trącąca oksymoronem. Ciężkie, wymieszane z najmniejszym i
ulotnym. Ale zaraz to już było, to już sfilmowano nawet! Pięć
kolorowych kucyków w Ponyville skutecznie radzi sobie z
przeciwnościami losy i odkrywa tajemnice przyjaźni. Znaczkowa Liga
dba o wszystko, księżniczka Celestia jest wzorem i inspiracją dla
młodych kucyczek. Wszytko wyraźnie kolorowe i … bardzo
telewizyjne. Poczułam wstępne rozczarowanie samym zamysłem
autorki.
Okazało
się jednak, że koniberki Szelęgiewicz oprócz formy nie mają w
sobie nic z telewizyjnych gwiazd. Zamieszkują piękną, kolorową
łąkę lub mroczne jaskinie. Pierwsze są baśniowo barwne, drugie
czarne i granatowe jak noc. Łączy je dobre serce i ...ulotność.
Tak, są bardzo serdeczne i dobrotliwe. Skromne i przyjazne. To
stwarza wrażenie szczególnie szczęśliwego, bezpiecznego świata,
ale dalekiego od ideału. Rubinek, Szafirek, Rozetka i inni, zupełnie
jak ludzie zmagają się z codziennymi problemami i emocjami:
zazdrością, miłością, zagubieniem, nieśmiałością. Żegnają
zaginionych bliskich, stawiają czoło niebezpieczeństwom i
nieprzemyślanym decyzjom. Niekiedy muszą zabłysnąć pomysłowością
i kreatywnością oraz wykazać się talentem negocjatorskim.
Największą
siłą tej książki jest jej baśniowość. Efekt taki trudno
osiągnąć wprowadzeniem samego fantastycznego świata, czy
bohaterów, czy efektownych, nierealnych wydarzeń. Czytając te
opowiadania czułam się jakbym oglądała świat przez filtr z
gaussowskim rozmyciem. Przyjemnie nierealnie i eterycznie.
Szczególne podziękowania dla ilustratorki, Anny Gensler, za barwy i
przelanie na papier świata swojej wyobraźni.
W.
Szelęgiewicz „Koniberki, baśń dla dzieci”, Wydawnictwo
Literówka, Warszawa 2016r.
Za
książkę dziękuję Wydawnictwu Literówka
Dużo dobrego słyszałam już o tej książce :-)
OdpowiedzUsuńOj, ja też i chyba trzeba ją przeczytać. To może być dobry zwrot w ksiązkach dla dzieci, bo juz przyznam trochę się znudziłam tym co sie serwuje.
OdpowiedzUsuńBaśnie! Żeby kupić piękne baśnie z ilustracjami, od których oczu nie można oderwać, napisane śliczną polszczyzną (taką dla dzieci!), to ze świecą szukać. Natchnęłaś mnie. Kupię dla moich cór :)
OdpowiedzUsuń