Pages

piątek, 10 lutego 2017

Karnawałowe podrygi inspirowane literaturą

www.pixabay.com

W karnawale, wszyscy bardzo lubią bale...” pisał Brzechwa, a główna bohaterka jego bajki zorganizowała przedni raut w domu znajomego szerszenia. Bardzo sprytnie: wysłanie zaproszeń, zadbanie o toaletę i … o resztę niech się martwi nieświadomy gospodarz. Nie trzeba od razu sięgać po tak radykalne pomysły na imprezę, bo literackich inspiracji i jest bez liku. Oto kilka z nich.

WESOŁE MIASTECZKO JAYA GATSBY'EGO
Pierwszy melanż będzie miał miejsce w latach dwudziestych XX wieku. Przygotujcie gruby portfel, zadbajcie o rozmach i nie martwcie się prohibicją, to era rozluźnienia. Po pierwsze chata, najlepiej gdzieś nad jeziorem, z bajecznym widokiem. Pamiętajcie, że na waszą imprezę zaproszeń nie będzie, po prostu się przychodzi. Każdy chce u was być.
Przyjęcie będzie W-Y-S-T-A-W-N-E, a nawet niewiarygodnie luksusowe, coś z pogranicza rozpusty finansowej. Zamówcie skrzynie pełne egzotycznych owoców, u Gatsby'ego były to cytryny i pomarańcze, ale jak na bogato to na bogato. Karambola, kumkwat, persymona, passiflora. Dalej na stołach szynki w sosach korzennych, sałatki (w tym Cesara, wynaleziony właśnie wtedy), zapiekane kiełbaski i ptactwo. To podobno były proste hors d'œuvre, miały wszak stanowić tylko tło dla lejącego się alkoholu. Gin, likiery, koktajle - miksologia na całego, do tego wszechwładny szampan, który leje się strumieniami. To bardzo ważna zasada tych przyjęć: brak umiaru. Na godnym miejscu orkiestra i sączący się jazz. „W letnie noce z domu mojego sąsiada dobiegała muzyka.” Rezerwujcie cały weekend!



REŻYSEROWANA IMPROWIZACJA U TIFFANY'EGO
W „Śniadaniu u Tiffany'ego” Truman Capote opisał słynną imprezę u Holly, jako cocktail party, czyli wpuszczamy gości i zapewniamy im samoobsługę, stanie i podrygiwanie. Taki bankiet odbywa się w ściśle określonych ramach czasowych, co daje nam pozorną kontrolę nad towarzystwem. Kobiety w małych czarnych, ze sznurem pereł na szyi, na głowach koniecznie fryzury ule. Panowie w wąskich garniturach, wybrani z pirackimi opaskami na oczach. Pamiętajmy, że w wersji kinowej, reżyser nie pozostawił w slapstickowej „improwizacji” miejsca na bezplanowość: zatrudnił prawdziwych aktorów, dbał o układ rekwizytów, kłótnie, zdejmowanie obuwia, szczypanie w tyłek, upadania na twarz, podpalenie kapelusza. Można to i owo wyreżyserować, tego i owego wtajemniczyć, odegrać scenki, gagi. Jedno jest pewne, trzeba dbać o atmosferę, pozwalać na absurdalne i śmieszne rzeczy, stawiać na humor, dolewać szampana robić z niego koktajle. Kir i Kir Royal pomogą biesiadzie wyjść poza swoje ramy … do tygodnia!



KIEDY DOBRO POTRZEBUJE ZŁA, BAL STU KRÓLÓW U WOLANDA

Bal a la Woland stawia na czarną magię, drastyczne zaskoczenie, rewitalizowanych umarlaków i pokornych grzeszników. Na zaproszeniu pojawi się tajemnicza gospodyni Małgorzata, jeśli akurat nie macie pod ręką takiej, ktoś na ten wieczór musi się przechrzcić. Przed balem gospodyni funduje się SPA, masaże, maści, błota i maskę z krwi, która ją ożywi, doda energii, wszak musi powitać każdego gościa. Bez wyjątku.
Bal odbywa się w obłędnej scenerii, choć to tylko wrażenie, na koniec i tak wyda się, że to tylko M-3, więc zadbajcie o iluzję. Najpierw przejście przez tropikalny las, pełen papug i barwnych motyli, a potem kaskady i ściany białych tulipanów, czerwonych, różowych i mlecznobiałych róż, japońskich kamelii. Z klasą jak widzicie. Obsługę stanowią nadzy murzyni z czerwonymi turbanami na głowach i w srebrnych opaskach na biodrach.
Teraz napoje. W oryginalnej wersji czerpano je wprost z basenów, co może stanowić pewnie utrudnienie, zwłaszcza, że zima w tym roku godna jest swojej nazwy, a większość z nas może co najwyżej sięgnąć po wersję plastikową zbiornika z Tesco, a to już nijak ma się do klasy. Postawmy na wazy w trzech kolorach wypełnione szampanem, winem i spirytusem. Mozaikowa posadzka ugina się pod stopami tańczących, których zabawia stu pięćdziesięcioosobowa orkiestra dyrygowana przez Johanna Straussa. Tu opcja bardziej nowoczesna i mniej turpistyczna: zaproście Walerija Giergijewa. Tańce mroczne i lekko makabryczne.
Jeśli nie znacie osobiście Kaliguli, Messaliny, dzikich kurtyzan, niewiernych żon i morderczyń, dzieciobójców, trucicielek i trucicieli, samobójców, książąt, królowych lub nie wiecie jak wejść w bliski kontakt z zaświatami, dopiszcie na zaproszeniu, że kostiumy mile widziane.
Gospodarz pozostaje w cieniu na początku zabawy, ale czuć jego ducha. To specjalista od czarnej magii, diabeł, którego nie sposób nie lubić. Żaden tam ogon i rogi, czy zapach siarki, ale mężczyzna elegancki, oczytany, błyskotliwy, jadający śniadanie z Kantem. Brunet (yam!), jedno oko ciemne, drugie zielone. To facet po sesji w solarium (sic!), w drogim garniturze, podróżujący to tu to tam. Szatańskość to nie wygląd, a charakter i … intrygująca świta. W wersji sado-maso można pokusić się o pokazanie jednak pełni perfidnych możliwości i zaaplikować tortury wybranym gościom, wszak to nie aniołki. Dobro i zło nierozerwalne. Idealna inskrypcja na zaproszenia:Bądź tak uprzejmy i spróbuj przemyśleć następujący problem- na co by zdało się twoje dobro, gdyby nie istniało zło, i jak by wyglądała ziemia, gdyby z niej zniknęły cienie? Przecież cienie rzucają przedmioty i ludzie. Oto cień mojej szpady. Ale są również cienie drzew i cienie istot żywych. A może chcesz złupić cała kulę ziemską, usuwając z jej powierzchni wszystkie drzewa i wszystko, co żyje, ponieważ masz taką fantazję, żeby się napawać niezmąconą światłością? Jesteś głupi.” Ciekawe kto przetrwa?




URODZINY BILBO BAGGINSA
Pan ekscentryczny urządza urodziny, z których planuje się wymknąć i spędzić resztę życia na emeryturze. Jedno jest pewne, trzeba zaprosić wszystkich znajomych, jakkolwiek definiujecie znajomość. Polecam posta na Facebooku, przyjdą znajomi znajomych. Po drugie, trzeba zadbać o prezenty dla wszystkich gości i nie spodziewać się z byt wiele dla siebie. Po trzecie będzie to potężna wyżerka, suta kolacja. Nakupujcie grzybów (wersja halucynogenna dla kamikadze), nagotujcie gary zup, napieczcie mięsiw, nabądźcie ogórki konserwowe, sery, warzywa, owoce, ciasta i tarty głównie jagodowe i jabłkowe (szykujcie też tort, namiastka urodzin), oraz dzbany kawy, herbaty i wina. Zakończcie wszystko sztucznymi ogniami, ale nie tak jakimiś zimnymi podróbkami, nie rozbłyskami, a prawdziwymi, ogniowymi animacjami. Zadbajcie o nastrojowe oświetlenie, małe latarenki i świece. Niech gra muzyka, niech będą tańce i zabawy. Przygotujcie mowę. Tak to ważny punkt zabawy, wszak to pożegnanie. Nie zapomnijcie zniknąć!

TAM GDZIE SENS NIE MA SENSU, CZYLI KAPELUSZE, KRÓLIKI I SUSŁY
Herbatka u Kapelusznika to impreza, na która trudno czuć się zaproszonym. Bajkowa sceneria, gdzieś w konstelacji białego królika, a może na obrzeżach ogrodu królowej psychopatki, gdzie trawę już pomalowano. Ogromny stół nakryty do podwieczorku i bez miejsca dla nowo przybyłych. Wyłączmy zegary, ale niech będą wszędzie, tylko po co nam wiedzieć, który mamy miesiąc, rok, czy dzień? Po co nam czas? Postawmy mnóstwo szklanek, kubków, filiżanek. Zastawy musi być więcej niż uczestników, nie ma czasu na zmienianie, na zmywanie, można się tylko przesiadać. Zadawajmy zagadki, na które odpowiedzi nikt nie zna, a jeśli zna to jest ona absurdalna. Uwaga na różnice zdań, nikt nie chce kłótni. Pijmy wino, którego nie ma. Sięgajmy po jedzenie podpisane małymi karteczkami „zjedz mnie”, mogą to być zwykłe kanapki z ogórkiem, kto wie jaką mają moc. Wszyscy obowiązkowo zakładają uśmiech kota z Cheshire, poddają się niezwykłej kolei rzeczy w bezczasie.



BAL WYPRAWIĘ, LECZ NIE U MNIE
Na koniec wracamy do pchły Szachrajki, która słynęła ze sprytu, czaru osobistego i pomysłowości. Bal jak najbardziej, ale nie we własnym domu. Najlepiej u sąsiada. Niech to ona martwi się o muzykę i przystawki (mogą być nawet placki ziemniaczane). Gdybyście padli ofiara cudzej pomysłowości, no cóż improwizujcie! Stawiajcie na zupę nic albo makaron z resztkami, może tradycyjne polskie paluszki. Jeśli sami planujecie wydać taką imprezę, pomyślcie dobrze, kto ma zawsze pełną lodówkę albo jest mistrzem z robieniu dań z niczego, które smakują obłędnie. Mam taka sąsiadkę! Nie rzucajcie się w oczy i bawcie się dobrze. 





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz