Pages

wtorek, 14 marca 2017

„75% życia to udawanie”


O książce wiedziałam tylko tyle, że wydano 750 egzemplarzy. Tytuł i autor, choć wypowiadani z silną emfazą, nic mi nie mówiły. Unikatowość miała za pewne z góry uczynić książkę wyjątkową. Niestety po przemęczeniu się z Dalim i jego „bezwonnymi stolcami”, gnębiła mnie dziwna obawa, że następny artysta zapełni papierową przestrzeń swoimi defekacjami lub wynurzeniami stymulowanymi chemią. Tymczasem spotkały mnie cztery zaskoczenia.

ZASKOCZENIE PIERWSZE: JĘZYK

Minimalizm językowy, poprzetykany zaskakującymi ozdobnikami. Tylko tyle i aż tyle.

Mimo całego skurwysyństwa, jakie przyjdzie nam sobie niedługo odwzajemnić, Nel zabarwiała moje kable od estetyki wyjątkowo trwałym pigmentem. I nawet jeśli miała jakieś niewielkie nieprawidłowości w genach (płatki jej uszu były dyskretnie wsiowe), to było to całkowicie nieszkodliwe – ot brudny akcent w sekwencji idealnego genotypu.

ZASKOCZENIE DRUGIE i TRZECIE: ENTROPIA I FRAGMENTY MAILEM

Świat Leto był całkowicie wyzuty z humanizmu. Spodziewałabym się dużo za dużo emocji, melancholii, sączących się rozmyślań o potędze sztuki, wszystkoizmu artystycznego. Tymczasem wpadłam raczej do technologicznie upgradowanej króliczej nory, na dnie której ludzie, a może tylko wytwory-zagadki, stronili od nudy „typowej codzienności”. Nie wieszali zasłonek, nie jedli galaretki, nie prali majtek. Za to gryźli się, bzykali z „poronnymi” dziewczynkami, płakali, maskowali ubytki włosów tuszem do rzęs, a czasami faszerowali się opiatami.
Główny bohater, Norman (alter ego autora) był programistą, fanem nauk przyrodniczych, sprowadzającym życie do zbioru reakcji chemicznych. Już ktoś przed nim wynalazł Facebooka, zatem eksperymentował z aglomeratami informacji, aby wepchnąć je do świata sztuki. Swoje wewnętrzne przeżycia wirtualizował zdjęciami mózgu z wyraźnie zaznaczonymi pobudzonymi rejonami, linkami, a nawet dokładką tekstu wysyłaną drogą mailową na specjalne życzenie. Auto-bio-grafia. Norman, podobnie jak jego przyjaciele Fuss i Nel, nie budził sympatii, wręcz wkurwiał przez większość czasu. Banda socjopatów. Ich świat tworzył się w biegu, był eklektyczny, napędzany technologią, pełen dziwacznych zdarzeń i ludzi, widzianych z niekonwencjonalnych kątów. Nie było chaosu, raczej postępująca entropia.

ZASKOCZENIE CZWARTE: CYBERKULTURA

Leto kpił z artystów, wyśmiewa ich samozadowolenie, ich przekonania o wpływie sztuki na rzeczywistość. Ta krytyka to siarczysty policzek i wskazanie na realnych włodarzy: polityków, księgowych, informatyków. Sztuka wciąż mało poddaje się technologii, nie czerpie z potęgi informacji, czy przetwarzania danych. „Sailor” to pełną gębą książka o kreacji, niebezpiecznie odmienna.


Norman Leto, „Sailor”, Stowarzyszenie 40,000 

Malarzy, Warszawa 2010

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz