W
pewnym filmie Catherine
Zeta-Jones, pokonuje labirynt laserowych zabezpieczeń, aby ukraść
drogocenną maskę. Piękny fragment pełen skupienia i gracji. Mężczyzn
zachwyca, kobiety onieśmiela. Niektórzy mogą oglądać bez końca.
A gdyby tak transponować tę scenę do państwa, gdzie ludzie
umierają, bo nie pochylili głowy wystarczająco nisko, bo ich
dzieci płaczą na widok obrazu Marksa, bo odważyli się jechać bez
pozwolenia do umierającej matki. Oni nie grają w hollywoodzkiej
superprodukcji, a co dzień starają
się nie przekraczać zarysowanych wszędzie niewidocznych linii,
kurczących się okazjonalnie, naginanych przez ważniejszych w
hierarchii. Wyśmienici aktorzy – komedianci: Koreańczycy z
Północy
„Dawno temu była sobie wioska, otoczona dziesięcioma ogrodzeniami z żywopłotu. Mieszkał w niej stary czarnoksiężnik, któremu usługiwały tysiące ludzi. Ciekawe, że z zewnątrz słychać było wyłącznie śmiechy dochodzące z tej wioski. Ludzie śmiali się przez cały czas, bez względu na porę roku, stary czarownik rzuciła bowiem na nich urok, musieli to robić”
Tak
rozpoczyna swoją bajkę babcia Oh. Babcię spotkało wielkie
szczęście i wyróżnienie (to wersja propagandowych głośników)
wpadła na towarzysza Kim Ir Sena. Mogła posłuchać o wspaniałych
i wygodnych kolejach jakie zbudował. Posłuchać, ale nie
doświadczyć. Jej wnuczka i mąż zostali staranowani przez dziki
tłum, który po dniach koczowania na stacji, ruszył w dalszą
drogę. Ruch wstrzymano, bo Ojciec Narodu był w okolicy. Z tego
spotkania upleciono propagandową melodyjkę, trąbiącą na cztery
strony świata chwałę Ojca, Słońca i Narodowych Kolei
Państwowych. W Korei Północnej kłamstwa wyznaczają rytm dnia.
Babcia Oh to tylko jedna z wielu bohaterów opowiadań Badiego, nie
reportażysty, nie uciekiniera, ale poety żyjącego tam teraz. Jego
książka została przemycona wśród pism Wielkiego Wodza do Chin, a
stamtąd do Korei Południowej. Siedem
opowiadań datowanych na lata 1989-1993, do roku śmierci Kim Ir
Sena. Dekodujemy
Koreę dwadzieścia lat temu. Praca przy budowie komunizmu niosła
obietnicę dobrobytu, jedwabnych ubrań, misek zawsze pełnych ryżu.
Z kolorowych marzeń, zostały tylko migocące czerwienią plakaty
propagandowe, zimne kaloryfery w siarczysty mroź, obozy pracy,
„czerwone grzyby”, jednakowe zasłony i Trzeci Nadawca. Kastowe
społeczeństwo nauczyło się reguł i próbuje przetrwać. Krzyczeć
można w nocy w poduszkę, bezgłośnie.
Wszystko,
co do tej pory czytałam o Korei Północnej było polityczną
analizą, skupiało się na aspektach socjologicznych, czy
antropologicznych. W historiach Bandiego, klasyczna forma nawet nie
próbuje ujarzmiać czystych emocji i wykrzyczanych wprost oskarżeń,
bólu, rozczarowania, zwątpienia i kpiny. Te historie
niczego nie przekłamują, nie wyolbrzymiają. Pozostawiły
mnie
w rozmyślaniach
i strachu, a może wciąż niedowierzaniu.
Tak
działa obcowanie z
fikcją,
przejmującą,
boleśnie
klaustrofobiczną.
Utknęłam
w koszmarze, gdzie grzechy dziadków
przepływały
na
wnuki; gdzie wiara
w słowo i obietnicę zastąpiła tlen, a tlen okazał się tlenkiem
węgla;
gdzie strach
dyktował
codzienne poczynania. Ludzie
króliki lub uwiezione ptaki, a wśród nich sprytne koty, ze
strzygącymi uszami. Ani słowa o
wrogach zewnętrznych,
skupienie
na realnym złu, które emanuje z wnętrza tego
państwa.
Trzeba przeczytać!
Bandi
„Oskarżenie. Opowieści totalitarne”, Wydawnictwo Czarna Owca,
Warszawa 2017
Za książkę dziekuję Wydawnictwu Czarna Owca
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz