Pages

środa, 24 maja 2017

„Wszyscy patrzą” Megan Bradbury

gratisography.com
"Kiedy idzie mostem Brooklyńskim, ma wrażenie, jakby był na szczycie świata."

Megan Bradbury zadebiutowała powieścią o czterech mężczyznach związanych z Nowym Jorkiem. Sfabularyzowała historie życia Roberta Mapplethorpe'a, początki jego kariery, przemykającą tu i ówdzie przyjaźń z Patti Smith, kochanków, transgresywne zbiory fotografii oraz śmieć w wyniku AIDS. Rewolucyjne pomysły Roberta Mosesa, śmiałego urbanisty, miłośnika wielopasmowych arterii miejskich, który również napotkał swój mur: sprzeciw ludzki. Pionierską i inspirującą poezję Walta Whitmana i żłobiącą swą niszę prozę Edmunda White'a. Postacie obserwujące i obserwowane w mieście, oferującym jednocześnie anonimowość i sławę. Całość pisana metodą krótkich zdań, akapitów/kadrów, urywków/chwil opakowanych w czas teraźniejszy i trzecioosobową narrację. Istne staccato. Niektóre z akapitów zaczynały się tym samym słowem, albo otoczone były białą przestrzenią kartki, albo powtarzano słowa (500% Hemingwaya!). Ta graficzna zabawa w konstruowanie, to twórcze pisanie miało mnie przygotować na bliższe spotkanie z żywym organizmem- miastem.

MIEJSKA LOVE
To, co do mnie mocno przemówiło i, co autentycznie leje się ze stron tej książki to zniewalająca miłość do Nowego Jorku, miasta złożonego, bogatego, brudnego, ewoluującego. Oglądałam je z rożnych perspektyw, w różnych okresach i rożnymi oczami. Bohaterowie byli (jeden nawet wciąż jest) z metropolią silnie związani, napędzali ją, ona w zamian ich rodziła, a potem niszczyła; wyjaławiała i unosiła na fali sukcesu. Były to relacje silnie cielesne, momentami erotyczne zbudowane z fragmentów wydarzeń, chwil. Artysta fotograf, poeta, urbanista, pisarz, złączeni śmiałymi ambicjami i pragnieniami, na przestrzeni około stu pięćdziesięciu lat. Czas napędzał życie miasta, definiował je, zmieniał.
To uczucie miłości dynamizowało powieść, nie bohaterowie, oni zredukowani zostali do tła, wyniku, wypadkowej znalezienia się w tym wyjątkowym miejscu. Trochę szkoda, bo autorce mogło zabraknąć odwagi w wyjściu poza ramy biografii i źródeł, z których obficie korzystała. Dziwne skoro porwała się na fabularyzowanie życia tak wielkich postaci, przecież było z czym poszaleć!

ZGUBNOŚĆ METODY
Niestety wydaje mi się, że wybrany sposób narracji, uczynił całość dość … płaską, humorzastą historią, w której wszystkie wydarzenia ważą tyle samo. Seks, podróż pociągiem, poszukiwania mieszkania, robienie notatek, wznoszenie basenu, czy wyrzucanie ludzi na bruk. Wyobraźcie sobie słowa kocham cie i nienawidzę wymówione w ten sam słodki i nieco mdlący sposób. Chciało się porzucić tę książkę i ruszyć po „Poniedziałkowe dzieci”, albo „Źdźbła trawy”, a może nawet „Komu bije dzwon”.













Za książkę dziekuję Wydawnictwu Czarna Owca




2 komentarze:

  1. Chyba nie spodobałby mi się taki sposób narracji, raczej po ten tytuł nie sięgnę.

    Pozdrawiam, a w wolnej chwili zapraszam do siebie zakladkadoksiazek.pl

    OdpowiedzUsuń
  2. Po przeczytaniu Twojej recenzji natrętnie kołacze mi się w głowie, że "żarło, żarło i zdechło". Coraz bardziej nakręcałam się na tę historię, bo czegoś takiego chyba jeszcze nie czytałam, a tu się okazuje, że to przerost formy nad treścią. Niemniej jednak chcę przekonać się, jakie będą moje wrażenia po lekturze "Wszyscy patrzą".

    OdpowiedzUsuń