Pages

sobota, 5 maja 2018

O wyjątkowo gadatliwych szpiegach, czyli nowy VVS


Czy prawdziwy agent wywiadu dużo czyta i pisze? Podobno bardzo dużo i to go różni od Jamesa Bonda, ale podobnie jak as brytyjskiego wywiadu, walczy ze złem i podróżuje po świecie w opcji fundusze nieograniczone. Jak to wypada w polskiej wersji pisanej? Niestety wciąż, jak serial klasy B, albo jak ubogi krewny próbujący grać maczetą w golfa. Mówię o nowej książce Vincenta V. Severskiego, aż dziw bierze, że (ex)szpieg (wyobrażam go sobie jako skrupulatnego, ostrożnego i ważącego słowa faceta) może być tak upierdliwie gadatliwy.

HISTORIA, CZY HISTERIA
Najpierw fabuła, ta skupia się na porwaniu w Pakistanie polskiego biznesmena, Henryka Olewskiego. Szybko okazuje się, że prowadzona działalność handlowa to tylko przykrywka, a w tle dzieją się poważne rozgrywki związane z werbunkiem wysoko postawionego rosyjskiego generała. Do akcji wkracza Sekcja, tajna komórka polskiego wywiadu, w składzie Roman, Monika, Dima, Witek i Ela. Filmowe scenki rozgrywają się w scenerii warszawskiej, moskiewskiej, kapsztadzkiej, ateńskiej, norweskiej oraz górskiej, a podejrzani siedzą na szczytach ... naszych, rodzimych służb specjalnych. Zresztą szybko się zorientujecie, kto jest kretem, mimo że całość połączona jest dość misterną pajęczą siecią. W takim tłumie niestety łatwo o nadmiary i powtórzenia. Nie martwcie się, nie musicie się niczego domyślać, ani też ruszać wyobraźni, bo wszystko zostanie łopatologicznie rozrysowane.

POJAWIAM SIĘ I ZNIKAM ...
Teraz postacie, ło Panie!, jest w czym wybierać, ale nie przywiązujcie się zbytnio, bo kilka z nich to takie boty, do tego znikające nagle, choć z jakieś przyczyny poznaliśmy wcześniej ich drzewo genealogiczne (podobnie jest z wątkami, istne fatamorgany). O głównych bohaterach mogę powiedzieć już dziś niewiele, może tylko szybko wymienię ich zawody przykrywki, reszty nie pamiętam i wcale nie żałuję. Zapytacie zatem co się dzieje na pięciuset stronach? Na pewno nic takiego, co zapada w pamięć, choć mogłoby (!). Na przykład sam fakt przemieszczania się, jest tak statyczny, że równie dobrze wszystko miałoby prawo rozgrywać się na działce pod Mławą. Po drugie, i to mój największy zarzut: dręczące, uporczywe tłumaczenie słów, uczuć, czynów, stanów say what? Cóż pisanie powieści to coś więcej niż przelewanie doświadczeń zawodowych na papier. Nadwyżka graficznych znaków, sprowadza czytanie „Zamętu” do prawdziwego czołgania. Szkoda drzew!

Vincent V. Severski „Zamęt”, Wydawnictwo Czarna Owca, Warszawa 2018












Za książkę dziękuje Wydawnictwu Czarna Owca


1 komentarz: