Pages

poniedziałek, 25 lutego 2019

Niech opowie ci to Szwedka ... „O zmierzchu” Therese Bohman



Jest coś takiego w pisaniu szwedzkich autorek, coś pozwala mi wierzyć skrycie, że piszą one tylko dla mnie i o mnie, że czytają moje myśli i przenoszą na papier. Po zniewalającej Agnecie Pleijel, onirycznej Idze Linde, teraz w moje ręce trafia „O zmierzchu” Therese Bohman. I co? Zakochuje się z miejsca. „Kobiety po czterdziestce nie zrywają z partnerami. Napytałaś sobie biedy.” Tak, kobieta powinna trwać, wierna, żadna tam niezależna, trzymająca opinie dla siebie, no i nieszukająca dziury w całym. Ostatnie zdanie wieje taką nuda i ściemą, że koniecznie kupcie tę książkę!

Karolina Andersson zostaje nagle singielką, w okolicach po czterdziestce. Wielu twierdzi, że kobiecie wtedy już zbyt wiele nie wypada. Ona zamieszka sama, po raz pierwszy od kilku lat. Nigdy nie założyła rodziny, doskwiera jej samotność [także w związkach]. Jest kobietą, lubianego przez wielu, sukcesu, profesorem sztuki na Uniwersytecie w Sztokholmie. Wokół niej przewija się mnóstwo osób, wydarzeń, pracy, ambicji i szans. Czy nowa sytuacja ją zniechęci i wprowadzi w nerwowość? Karolina zajmuje się sztuką przełomu wieków, sztuką schyłku i nowego początku, sztuką zmiany. Sama teraz wyczekuje takiej ery, bo zmiana zdaje się napędzać jej życie. Jej prace, monografie i artykuły dotyczą głównie kobiet. Ciężko było mi Karolinę polubić, ze względu na częste narzekanie, na rozchwianie w momencie wyboru oczywistego. Ale chwila jestem identyczna!
Karolina skupia się w pewnym momencie na Antonie Strömbergu, swoim doktorancie, którego jak na ironię długo nie miała szansy poznać. Młody mężczyzna prowadził badania w Berlinie, szukając informacji do rozprawy o Ebbie Ellis. Mimo początkowej antypatii, rodzi się między nimi uczucie, a może tylko zależność [?]. Nie liczcie na cukierkowe rozwiązanie w kolorze różu. Relacja toczy się wśród opowieści o kobiecie, która zgłosiła sie kiedyś na ochotnika do pierwszej inseminacji nasieniem goryla. Bohnam jest mistrzynią nieoczywistych narracji.

A nad tym wszystkim jest jeszcze Sztokholm: zimny, niegościnny, introwertyczny. Miasto dudniące podskórnym życiem, niedostępnym dla wszystkich. Jedyne w swoim rodzaju.

Bohman w pewnym z wywiadów mówi, że chce napisać o kobiecie jakiej jej brakowało we współczesnej literaturze: niezależnej, ale wrażliwej; nie wzorcu, ale też nie ofierze. To niepopularna konwencja, a być może już definicja „nowej kobiety” naszych czasów. Nie jest to kolejna Grace Melbury, czy Nora Ibsena. Karolina nie aspiruje do bycia feministką rzucającą sie z gołym cycem na katedrę i manisfestującą swoją niezależność. On po prostu nie chce żyć w ustalonych [narzuconych] ramach, nie pragnie spełniać cudzych oczekiwań. W życiu bohaterki jest wiele podknięć, chwil słabości, miotania i toksycznych relacji. Jednak proza Bohman jest daleka od truzimów i tandetnego podbijania modnych tematów. To bardzo autentyczna, subtelna literatura, nieaspirująca do miana przełomowego.


Therese Bohman „O zmierzchu”, tł. Justyna Czechowska, Wydawnictwo Pauza, Warszawa 2019

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz