[HISTORIA I] César jest sześciolatką [to
nie jest literówka!], która nigdy nie doświadczyła smaku lodów. Słodkiej i
zimnej, truskawkowej ekstazy jednak nie będzie, zepsuje ją cyjanek, potem
morderstwo, potem miesięczne delirium, a może sen. Czas spędzony w szpitalu,
gdzie rządzi potworna pielęgniarka, dzieci fruwają, a autystyczna karlica
odprawia namaszczenia, okazuje się być umiejscowiony, gdzieś między absurdem, a
zaskoczeniem. A potem zakończenie, boom!. W całej tej historii, César płynnie krąży
między płciami, a pierwsze dwanaście stron to istny ping-pong pod tytułem „Kto
ma rację: lody są pyszne czy ohydne?”. Idzie oszaleć. Nie ma tutaj żadnych ślubów
zakonnych, raczej ucieczka od codzienności.
[HISTORIA II] ... w której nie ma płaczu,
tylko senna narracja pewnego pisarza, na skraju końca. Kariera podupada,
małżeństwo dogorywa. Piękna Claudia popędziła za japońskim terrorystą, narrator
był świadkiem zabójstwa argentyńskiego premiera, a po tej hucznej,
nadrealistycznej histerii, zapada cisza. Topimy się w majaczeniach, cierpiącego
na bezsenność i samotność pisarza oraz jego rozmowach z psem Rin Tin-Tinem i
innymi zwierzętami. Około kwadransa przed końcem, ratując nas przed śpiączką, narrator
anonsuje ... początek opowieści.
[HISTORIA III] Marcia, lat szesnaście, z
lekką depresję, nieco przy tuszy szwenda się po mieście i spotyka dwie
dziewczyny Mao i Lenin. Przejście przez tłum nastolatków zajmie jej trzydzieści
stron. Wśród szczegółowych opisów zachowań, myśli, potoczny język miesza się z
wywodami iście filozoficznymi. Punkowowy świat ją przeraża, a jednocześnie nęci
ciekawość. The Cure, ciemne ciuchy, a może krzykliwe irokezy definiują punka w
naszych głowach, ale czy punka można zdefiniować, odrzucając jednocześnie łatki
i metki? I nihilistyczna dyskusja krąży w kółko.
Aira to pisarz
niezwykle płodny, publikuje rocznie dwa, trzy tytuły o różnych tonacjach, od komiksowej
groteski, historii opartych na faktach, po te społeczno-psychologiczne. Wszystkie
je znaczy piętno niepojętości i transgresji. „Trzy opowieści” napisane między 1989-90, to proza radykalna, zderzająca
światy, które raczej krążą po odległych orbitach, ze wskaźnikiem prawdopodobieństwa
na spotkanie – zero. Żadnej literackiej konfekcji. Pod piórem Airy błahe
sytuacje, kreują nowe, wielkie, surrealistyczne i skrajne. Absurdalność i
zaskoczenie to znaki firmowe tego pisania, podobnie jak hiperrealizm trzymający
na wodzy zarówno kubistyczne roszady, jak i fotograficzny pilates podglądający
rzeczywistości z karkołomnych perspektyw. Można się doszukiwać podobieństw transdyscyplinarnych
z Borgesa, Gombrowicza, a nawet Tarantino, można czytać jako karykaturę
realizmu magicznego, albo noweli pikarejskiej. Tempo tych historii jest niczym bradykardia,
do momentu całkowitego znużenia, chęci porzucenia książki i nagłego zwrotu,
zakończonego zawałem. Autor naigrywa się ze swoich bohaterów, jest dla nich
wręcz brutalny. Manipuluje nimi zręcznie, tak by eskalować napięcie, żonglując
jednocześnie zdarzeniami, w myśl zasady „Wszystko
może okazać się iluzją, a jednocześnie zachować ciężar rzeczywistości”
Chyba zbyt surrealistyczne jak na mój gust :(
OdpowiedzUsuńwspaniałe opowiadania! :)
OdpowiedzUsuń