Pages

środa, 18 grudnia 2019

Forma krótka Césara Airy



[HISTORIA I] César jest sześciolatką [to nie jest literówka!], która nigdy nie doświadczyła smaku lodów. Słodkiej i zimnej, truskawkowej ekstazy jednak nie będzie, zepsuje ją cyjanek, potem morderstwo, potem miesięczne delirium, a może sen. Czas spędzony w szpitalu, gdzie rządzi potworna pielęgniarka, dzieci fruwają, a autystyczna karlica odprawia namaszczenia, okazuje się być umiejscowiony, gdzieś między absurdem, a zaskoczeniem. A potem zakończenie, boom!. W całej tej historii, César płynnie krąży między płciami, a pierwsze dwanaście stron to istny ping-pong pod tytułem „Kto ma rację: lody są pyszne czy ohydne?”. Idzie oszaleć. Nie ma tutaj żadnych ślubów zakonnych, raczej ucieczka od codzienności.

[HISTORIA II] ... w której nie ma płaczu, tylko senna narracja pewnego pisarza, na skraju końca. Kariera podupada, małżeństwo dogorywa. Piękna Claudia popędziła za japońskim terrorystą, narrator był świadkiem zabójstwa argentyńskiego premiera, a po tej hucznej, nadrealistycznej histerii, zapada cisza. Topimy się w majaczeniach, cierpiącego na bezsenność i samotność pisarza oraz jego rozmowach z psem Rin Tin-Tinem i innymi zwierzętami. Około kwadransa przed końcem, ratując nas przed śpiączką, narrator anonsuje ... początek opowieści.

[HISTORIA III] Marcia, lat szesnaście, z lekką depresję, nieco przy tuszy szwenda się po mieście i spotyka dwie dziewczyny Mao i Lenin. Przejście przez tłum nastolatków zajmie jej trzydzieści stron. Wśród szczegółowych opisów zachowań, myśli, potoczny język miesza się z wywodami iście filozoficznymi. Punkowowy świat ją przeraża, a jednocześnie nęci ciekawość. The Cure, ciemne ciuchy, a może krzykliwe irokezy definiują punka w naszych głowach, ale czy punka można zdefiniować, odrzucając jednocześnie łatki i metki? I nihilistyczna dyskusja krąży w kółko.

Aira to pisarz niezwykle płodny, publikuje rocznie dwa, trzy tytuły o różnych tonacjach, od komiksowej groteski, historii opartych na faktach, po te społeczno-psychologiczne. Wszystkie je znaczy piętno niepojętości i transgresji. „Trzy opowieści” napisane między 1989-90, to proza radykalna, zderzająca światy, które raczej krążą po odległych orbitach, ze wskaźnikiem prawdopodobieństwa na spotkanie – zero. Żadnej literackiej konfekcji. Pod piórem Airy błahe sytuacje, kreują nowe, wielkie, surrealistyczne i skrajne. Absurdalność i zaskoczenie to znaki firmowe tego pisania, podobnie jak hiperrealizm trzymający na wodzy zarówno kubistyczne roszady, jak i fotograficzny pilates podglądający rzeczywistości z karkołomnych perspektyw. Można się doszukiwać podobieństw transdyscyplinarnych z Borgesa, Gombrowicza, a nawet Tarantino, można czytać jako karykaturę realizmu magicznego, albo noweli pikarejskiej. Tempo tych historii jest niczym bradykardia, do momentu całkowitego znużenia, chęci porzucenia książki i nagłego zwrotu, zakończonego zawałem. Autor naigrywa się ze swoich bohaterów, jest dla nich wręcz brutalny. Manipuluje nimi zręcznie, tak by eskalować napięcie, żonglując jednocześnie zdarzeniami, w myśl zasady „Wszystko może okazać się iluzją, a jednocześnie zachować ciężar rzeczywistości


César Aira, "Trzy opowieści", tł. T.Pindel, Ossolineum 2019

2 komentarze: