„Wielkiego Gatsby’ego” Francisa Scotta Fitzgeralda
czytałam ostatni raz w liceum, jakieś osiemnaście lat temu. Była to pożółkła książka
z biblioteczki rodziców, w tłumaczeniu Ariadny Demkowskiej. Tej wiosny
postanowiłam do niej wrócić, nie ze względu na ekranizację Baz’a Luhrmann’a, ale gównie po to, żeby przeczytać
nowy przekład Jacka Dehnela.
Książka
weszła już do kanonu klasyki literatury. Lata 20te XX wieku. Letni Nowy Jork - „jest w nim coś niebywale zmysłowego”
[151]. W tle saksofon i jazz. Kobiece sukienki stały się krótsze i zdjęto
gorsety. Prohibicja. Gangsterskie i mafijne porachunki. Jay Gatsby, uosobienie „amerykańskiego snu”. Zdeterminowany,
konsekwentny i uparty. Weteran wojenny. Postać od pierwszych stron książki bardzo
tajemnicza. Mieszkaniec West Egg, mniej nobliwej części Long Island, organizuje
powszechnie znane, bajeczne przyjęcia, które wspomina się cały tydzień, aby w
kolejny weekend znowu w nich uczestniczyć. „Jestem
przekonany, że kiedy po raz pierwszy wybrałem się do Gatsb’yego, byłem jednym z
nielicznych gości, którzy zostali faktycznie zaproszeni”. Tam nie zapraszano -
po prostu się przychodziło”. [52] Krążą o nim najrozmaitsze historie,
głównie o tym, jak zdobył pokaźną fortunę, ale grubość jego portfela rekompensuje
wszystkie niewiadome. Tymczasem sam Gatsby, próbuje odzyskać dawną miłość. Piękną,
Daisy... niestety mężatkę. Cały ten blichtr i splendor ma zwrócić jej uwagę. Idealizm
i marzycielskość Gatsby’ego, sprawiają, że dla ukochanej gotowy jest na każdy,
nawet najzuchwalszy krok. I tak też się stanie ... poświęci dosłownie wszystko.
Jest coś tkliwego i romantycznego w tej miłości, szczególnie, że poznajemy ją z
pespektywy mężczyzny. Mężczyzny prawdziwie zakochanego, ale samotnego. Człowieka,
który zdaje się mieć wszystko, a tak naprawdę nie ma nic.
Fabuła nie jest
tu najważniejsza - kolejna historia potwierdzająca, że pieniądze szczęścia nie dają,
opowiedziana nieco inaczej. Niezwykły styl Fitzgeralda i jego „leniwe” pisanie kapitalnie
oddaje atmosferę tamtego lata. Dekadencja, rozpusta ludzi epoki, wręcz emanują
z kart powieści. Historię Gastby’ego opowiada narrator Nick Corrnay. Robi to
inteligentnie i dowcipnie. W chwili tragedii zachowanie ludzi budzi w nim
obrzydzenie, a zarazem współczucie. Oburza go hipokryzja, zakłamanie, egoizm oraz
płytkie przywiązanie do wystawnego trybu życia. Wszędzie wkrada się kłamstwo i małostkowość.
Fitzgerald wprowadza niezwykłe szczegóły tamtej epoki, przybliżając tym samym
czytelnikowi owe czasy, społeczeństwo i miejsca. To wyciągnie ręki w geście zaproszenia. Możemy
stać się uczestnikami tamtych wydarzeń, zaangażować się emocjonalnie, opowiedzieć
się po czyjejś stronie. Patrząc z perspektywy czasu, tekst kieruje nas na poszukiwanie odpowiedzi na odwieczne pytania: jak żyję? kim jestem? dokąd właściwie idę?
Tłumaczenie
Dehnela nadaje tekstowi świeżość i przybliża go współczesnemu czytelnikowi. Jest
bardziej śmiałe i wierniejsze oryginałowi. Możemy delektować się tym, co jest namocniejszą stroną tego utworu - warstwą językową - śmiałymi metaforami, odważnym prowadzeniem narracji, nowatorskim sposobem budowania postaci. Wprowadzenie przypisów wyjaśniających
wiele gier słownych, czy też skojarzeń, pozwala zanurzyć się w tekście „dzikszym, trudniejszym do przyswojenia”[219]. Majstersztyk!
Mam pytanie. Czy jest to wydanie z kapitałką?
OdpowiedzUsuńTak , wydanie z cyklu 50/50 jest z kapitałką
UsuńU mnie nie było kapitałki, choć mam to samo wydanie...
UsuńJednak nie dawało mi to spokoju. Zerknęłam raz jeszcze i jest ;)
UsuńPozwoliłem sobie zapytać, ponieważ kupiłem ostatnio w tej serii od wydawnictwa Znak "Ulissesa" oraz "Abaddona". Obie bez kapitałek :/
OdpowiedzUsuńCiekawe, mam kilka książek z tej serii I wszytkie z kapitałkami
UsuńJa też nabyłem wcześniej kilka książek z "50 na 50" i wszystkie miały kapitałki, stąd moje zaskoczenie po otrzymaniu ostatniej przesyłki. Cóż, najprawdopodobniej wsadzili mi do pakunku bez kapitałem, bo kupiłem w promocji. A wracając do "Wielkiego Gatsby'ego", czy książka posiada przypisy?
Usuńtak sa przypisy.
Usuń