Pages

poniedziałek, 23 września 2013

„Tajski masaż Harrego Hole"

 
Harry Hole powraca i ma się lepiej! Tak bohater, bo dzielnie opiera się swojej największej słabości, jak i autor, bo „Karaluchy” są o wiele lepsze niż "Człowiek nietoperz"! Pięć godzin, tyle zajęło mi przeczytanie, a byłoby krócej, gdyby Marcin nie schował książki! Irytowało go moje ciągłe, wczorajsze znikanie z kryminałem pod bluzką i bunkrowanie się w łazience – „Masz coś z żołądkiem? Ciągle tam siedzisz.” Nie mogłam się oderwać! Nesbø fantastycznie prowadzi akcję. Najpierw wciąga czytelnika w opowieść, która na początku wydaje się tak banalnym rozwiązaniem kryminalnej zagadki, że aż szkoda nam autora, ale już kiedy udaje mu się nas przekonać … ciach! Odcina nitkę historii i spadamy z hukiem na ziemię – „Czytelniku jak mogłeś w to uwierzyć?!”. Kiedy akcja na chwile przystaje, okazuje się, że tam właśnie ukryto fragment klucza do rozwiązania zagadki. Miejcie się na baczności! A autor kusi dalej, ciągle wyprowadzając nas w pole i ślepe zaułki, podsuwając rozwiązanie i grając na nosie. Cudownie, lubię się tak bawić. Książkowa ciuciubabka. Napięcie utrzymane przez całą powieść i chociaż zorientowałam się KTO i mniej więcej DLACZEGO, to nie odebrało to kryminałowi napięcia. I Harry, ujmujący jak nigdy! Zaczynam go skrycie wielbić – tą jego charyzmę, nonszalancję, ten jego introwertyzm, cynizm, poczucie humoru i niedoskonałość(-ci).

Tym razem rusza do Bangkoku, aby rozwikłać zagadkę śmierci ambasadora Norwegii, Atlego Molnes, pchniętego nożem w podrzędnym motelu-burdelu. Egzotyczne miasto, które tętni, pulsuje jak żywy organizm, wypełnione dźwiękiem, hukiem, hałasem. Kilometrowe korki, zaduch, fetor, robactwo, smród i brud. A ambasadorowi zachciało się w tym klimacie łyżwiarki… . Sprawa nie wygląda dobrze, bo za wszystkim stoi nieczysta polityka i wielkie pieniądze. Każdy może mieć ochotę ukryć to i owo, mataczyć, a nawet sprawić, żeby prawda nie ujrzała światła dziennego. I kto lepiej wpasuje się w takie tło, jak nie wiecznie trzeźwiejący detektyw? Harry oficjalnie staje się figurantem i do pewnego momentu gra tak, jak mu zagrają. Sekretów i sprzeczności jest wiele: ambasador był homoseksualistą i w chwili śmierci miał przy sobie fotografię małego tajskiego chłopca w niedwuznacznej sytuacji. Tak, tak czeka nas prawdziwe bagno ludzkich dewiacji, potrzeb, siatek pedofilskich, tajskich prostytutek, uzależnień. Mroczne klimaty, aż cierpnie skóra. A pan ambasador to przyjaciel premiera i członek Chrześcijańskiej Partii Ludowej. Skandal murowany. Galeria podejrzanych świetnie namalowana – żona, córka ambasadora, tajne służby, współpracownicy, sukcesorzy, wierzyciele (bo pan ambasador lubił sobie pograć). Jest w czym wybierać!

Czy można przeczytać tą część pominąwszy pierwszą? Myślę, że tak. Ja lubię po kolei. Sprawy kryminalne są odrębne, ale opowieść o życiu Harrego i o nim samym, dawkowana jest w każdym tomie, w tle.

To nie jest jeszcze to czego oczekiwałam, ale myślę, że zmierzamy ku ideałowi. Ta część jest faktycznie jak tajski masaż, momentami akupresura jest tak silna, że z bólu ciskamy zęby, momentami autor rozciąga nasz mózg i zmusza do gimnastyki, a to wszystko pośród orientalnych zapachów i stęchlizny. Podobno z każdym tomem serii jest lepiej, więc bardzo się cieszę, bo właśnie zakupiłam „Czerwone gardło”. Ktoś w komentarzach poradził mi dawkować sobie te kryminały, obawiam się, że nie będę potrafiła. Mój apetyt rośnie.

 Jo Nesbø, „Karaluchy”, Wydawnictwo Dolnośląskie, Wrocław 2013


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz