Harry Hole powraca i ma się lepiej! Tak bohater, bo dzielnie opiera się
swojej największej słabości, jak i autor, bo „Karaluchy” są o wiele lepsze niż "Człowiek nietoperz"! Pięć
godzin, tyle zajęło mi przeczytanie, a byłoby krócej, gdyby Marcin nie schował
książki! Irytowało go moje ciągłe, wczorajsze znikanie z kryminałem pod bluzką
i bunkrowanie się w łazience – „Masz coś
z żołądkiem? Ciągle tam siedzisz.”
Nie mogłam się oderwać! Nesbø fantastycznie prowadzi akcję. Najpierw
wciąga czytelnika w opowieść, która na początku wydaje się tak banalnym
rozwiązaniem kryminalnej zagadki, że aż szkoda nam autora, ale już kiedy udaje
mu się nas przekonać … ciach! Odcina nitkę historii i spadamy z hukiem na
ziemię – „Czytelniku jak mogłeś w to
uwierzyć?!”. Kiedy akcja na chwile przystaje, okazuje się, że tam właśnie
ukryto fragment klucza do rozwiązania zagadki. Miejcie się na baczności! A
autor kusi dalej, ciągle wyprowadzając nas w pole i ślepe zaułki, podsuwając
rozwiązanie i grając na nosie. Cudownie, lubię się tak bawić. Książkowa
ciuciubabka. Napięcie utrzymane przez całą powieść i chociaż zorientowałam się
KTO i mniej więcej DLACZEGO, to nie odebrało to kryminałowi napięcia. I Harry,
ujmujący jak nigdy! Zaczynam go skrycie wielbić – tą jego charyzmę,
nonszalancję, ten jego introwertyzm, cynizm, poczucie humoru i
niedoskonałość(-ci).
Tym razem rusza do Bangkoku, aby rozwikłać zagadkę
śmierci ambasadora Norwegii, Atlego Molnes, pchniętego nożem w podrzędnym
motelu-burdelu. Egzotyczne miasto, które tętni, pulsuje jak żywy organizm,
wypełnione dźwiękiem, hukiem, hałasem. Kilometrowe korki, zaduch, fetor,
robactwo, smród i brud. A ambasadorowi zachciało się w tym klimacie łyżwiarki…
. Sprawa nie wygląda dobrze, bo za wszystkim stoi nieczysta polityka i wielkie
pieniądze. Każdy może mieć ochotę ukryć to i owo, mataczyć, a nawet sprawić, żeby
prawda nie ujrzała światła dziennego. I kto lepiej wpasuje się w takie tło, jak
nie wiecznie trzeźwiejący detektyw? Harry oficjalnie staje się figurantem i do
pewnego momentu gra tak, jak mu zagrają. Sekretów i sprzeczności jest wiele:
ambasador był homoseksualistą i w chwili śmierci miał przy sobie fotografię
małego tajskiego chłopca w niedwuznacznej sytuacji. Tak, tak czeka nas
prawdziwe bagno ludzkich dewiacji, potrzeb, siatek pedofilskich, tajskich
prostytutek, uzależnień. Mroczne klimaty, aż cierpnie skóra. A pan ambasador to
przyjaciel premiera i członek Chrześcijańskiej Partii Ludowej. Skandal
murowany. Galeria podejrzanych świetnie namalowana – żona, córka ambasadora,
tajne służby, współpracownicy, sukcesorzy, wierzyciele (bo pan ambasador lubił
sobie pograć). Jest w czym wybierać!
Czy można przeczytać tą część pominąwszy pierwszą? Myślę,
że tak. Ja lubię po kolei. Sprawy kryminalne są odrębne, ale opowieść o życiu
Harrego i o nim samym, dawkowana jest w każdym tomie, w tle.
To nie jest jeszcze to czego oczekiwałam, ale myślę, że
zmierzamy ku ideałowi. Ta część jest faktycznie jak tajski masaż, momentami
akupresura jest tak silna, że z bólu ciskamy zęby, momentami autor rozciąga
nasz mózg i zmusza do gimnastyki, a to wszystko pośród orientalnych zapachów i
stęchlizny. Podobno z każdym tomem serii jest lepiej, więc bardzo się cieszę,
bo właśnie zakupiłam „Czerwone gardło”.
Ktoś w komentarzach poradził mi dawkować sobie te kryminały, obawiam się, że
nie będę potrafiła. Mój apetyt rośnie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz