Pages

czwartek, 17 lipca 2014

„Czasem jadę na grzybkach, czasem jadę na kwasie”


Czego można spodziewać się po postmodernistycznej opowieści? Totalnej jazdy, to pewne. Na czym jechałam tym razem? Ciężko jednoznacznie orzec. Cokolwiek zostało mi zaaplikowane w czasie tej lektury, biorę po raz drugi! Dwa opowiadania i nowelka składają się na zbiór Wiktora Pielewina „Napój anansowy dla pięknej damy”. Enigmatyczny tytuł, niczym barokowy sonet. Bez najmilejszych trudności rozszyfrowaliby go Majakowski i Aleksander Błok - „wodę anansową” można znaleźć w utworze tego pierwszego, symbolizuje burżuazyjny zły gust; zaś urodziwa kobieta to pomysł drugiego – tu jako metafora wyidealizowanej miłości. I co ma piernik do wiatraka, albo jak to połączyć w powieść? Pióro tak wytrawnego mistyfikatora jakim jest Pielewin potrafi wiele, jeśli nie wszystko. Autor jest jednym z najpoczytniejszych twórców nowej prozy rosyjskiej i bez wątpienia mistrzem postmodernistycznych chwytów. Próżno go szukać w telewizji, na książkowych promocjach, ukrywa się przed światem (?) nie istnieje (?). Plotka głosi, że jego książkami zaczytuje się premier Dmitrij Miedwiediew (?).

Wiktor Pielewin
Przedstawienie rozpoczyna nowela „Operacja Burning Bush”. Oto poznajemy niejakiego Siemiona Lewitana z Odessy, posiadacza nadzwyczaj radiowego, głębokiego i hipnotyzującego głosu. Ogólnie zupełnie przeciętny człowiek. Podejmuje studia w moskiewskiej szkole języków obcych, zostaje nauczycielem i prowadzi nudne życie, aż pewnego dnia zostaje uprowadzony przez FSB i wplątany w iście szpiegowską aferę. Przymuszony przez służby specjalne, tak zwaną delikatną sugestią możliwej utraty życia pod kołami „przypadkowo” nadjeżdżającego samochodu, bierze udział w supertajnej operacji. Cel: George Bush. Plan: za pomocą wstawionych prezydentowi i Siemionowi specjalnych plomb, które są tak naprawdę radiostacjami, Lewitan ma rozmawiać z Bushem, wcielając się w samego Pana Boga. Z pomocą choru aniołów, w tej roli dzieci prominentnych rosyjskich dyplomatów, wyciąga Numeru Jeden w USA informacje oraz prowadzi pranie prezydenckiego mózgu. „Dżordżajaszu!” nawołuje w czasie transów wspomaganych narkotycznymi mieszankami. Choć pomysł wydaje się nowatorski, wcale takim nie jest i wiadomo o tym już od czasów Stalina. Służby wywiadowcze różnych krajów zawsze prześcigały się przecież w pomysłowości. Będzie groźnie, ale ponad wszystko zabawnie i inteligentnie. Gra przeciwstawieniami, skojarzeniami wychodzi Pielewinowi mistrzowsko.  

Drugie opowiadanie nosi tytuł „Kody przeciwlotnicze Al-Efesbiego”. Zachwyci was fabuła. Sawielija Skotienkow, rosyjski agent, jako mudżahediński bojownik walczy z amerykańska inwazją przy pomocy … patyka, którym kreśli na piasku inwektywy skierowane w Amerykanów. Wymyśla memy, jest autorem określenia „prawosławna gospodarka” i „reguły prawej dłoni”, „zgodnie z którą ostatecznym rezultatem każdej liberalnej reformy gospodarczej w Rosji jest pojawienie się w Londynie kolejnego multimiliardera Żyda”. Totalny odjazd.

Druga cześć zbioru „Mechanizmy i Bogowie” jakby uspokajała atmosferę. Ale to tylko pozory. Trzy opowiadania w niej zawarte, przynoszą powiew dalekowschodnich inspiracji. Konik i pasja pisarza. Medytacje i kontemplacje własnego cienia przenoszą nas w różne miejsca. „Weterynaryjny odlot” i duchowe wycieczki na skraj świadomości.

Pielewin wciąga czytelnika w świat fantastyki, humoru, groteski i ironii. Pisze świetną satyrę polityczną z elementami oniryzmu, rysując obraz Rosji na tle całego świata, dotkniętego manią i pragnieniem władzy. A jest to władza utożsamiana z boską i uzurpująca sobie wszelkie związane z tym prawa: wszechobecność i patrolowanie świata, wszechwiedza, nieskończona natura. Bogów i bożków nam wszakże współcześnie nie brakuje, tak jak samozwańczych zbawicieli, mesjaszów i merów. Pielewin konstatuje, że przymiotnik „boski” przybiera nowy odcień, mniej pozytywny, bez aury miłosierdzia i dobroci, wzbudzając częściej negatywne skojarzenia: groźbę i strachu. To groźne. Nie jest to powieść antyrosyjska, obrywa się tu bez wyjątku każdemu możnemu tego świata. Pielewin wyśmiewa wszystkich, wkłada do jednego kotła i miesza, co daje prowokacyjną pożywkę. Do tego bezbłędnie punktuje otaczającą nas rzeczywistość, będąca dziś mieszanką polityki i krzykliwej popkultury. Oto mamy wojnę z terroryzmem, WikiLeaks, specsłużby, Ophrę Winfrey, Miedwieputa, Eminema, Borgesa, Orwella, foreks, Google, drony ... pokaźne spectrum, uwypuklające fakt, jak bardzo nasza rzeczywistość jest złożona, a jednocześnie arytmiczna i chaotyczna.

Powieść postmodernistyczna to eksperyment, który narodził się gdzieś na przełomie lat 50 i 60tych, na gruncie prozy angloamerykańskiej. Proust, Joyce, Faulkner. Kontestacja będąca pokłosiem społecznych buntów, niosąca w sobie absurd, który jest świetnym sposobem na pokazanie mętliku, w którym żyjemy. Już Bułhakow sięgał po groteskę i fantastykę, żeby wypowiedzieć się na temat rzeczy ważnych. Pielewin idzie o krok dalej obnaża i krzyczy „król jest nagi” i pełen hipokryzji, bez względu na to na jakim tronie zasiada.

Wiktor Pielewin ”Anansowy napój dla pięknej damy”, Wydawnictwo WAB, Warszawa 2013

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz