Pages

wtorek, 15 lipca 2014

Na rozdrożu?


Tomek Michniewicz to ciekawa postać: dziennikarz, fotograf, autor programów telewizyjnych i radiowych, pisarz. Opisuje miejsca niebezpieczne, brutalne, ginące. Ratuje czarne nosorożce afrykańskie. Jest wydawcą, reporterem, producentem. Ciągle w drodze. „Zabiorę cię w dowolne miejsce na świecie. (…) dokąd tylko chcesz. Przeżyjesz to, o czym od zawsze marzyłeś, zobaczysz miejsca, które zawsze chciałeś zobaczyć. Sprawdzisz się w tym, na co nigdy nie miałeś odwagi. Przekonasz się, na co cię stać. Ty decydujesz kiedy, dokąd i po co.” Brzmi kusząco, ale nie dajcie się oczarować. Widzicie już zapewne oczami wyobraźni białą plaże na Malediwach, albo hamak wśród palm na Isla de Mujeres? Być może będą to właśnie te miejsca, ale podróż wyjdzie zdecydowanie poza ramy tradycyjnych wycieczek: bród, smród, niebezpieczeństwa i podniesiona adrenalina gwarantowana. „Inny świat”, choć tak naprawdę inny od czego? Bardziej mi pasuje tu po prostu świat, bez parawanów i fasad, gdzie są rzeczy ważniejsze niż numer filtra do opalania, wydeptane ścieżki turystyczne i spokój przy jednym z trzech basenów w kurorcie. Podróż jako sposób na życie, tak, żeby nic nie umknęło, żeby zdążyć zobaczyć wszystko i wszędzie. Tym razem Michniewicz zabiera ze sobą w podróż trzy osoby: kolegę, żonę i ojca. Tam, gdzie zechcą, tak, aby spełnić ich największe pragnienia i marzenia. Ich?




podroze.onet.pl
Pierwsza część rozegra się w Afryce, a konkretnie w Kamerunie. Z daleka od jakichkolwiek śladów cywilizacji. Przyjaciel, Marcin koniecznie chciał zmieniać świat, pomagać ludziom, skończył pracując w korporacji. Razem wybiorą się do dżungli i spędzą pewien czas wśród plemienia Baka to Pigmeje żyjący na granicy dwóch światów: lasu deszczowego i tego „cywilizowanego” jako niewolnicy innego plemienia, Bantu. Ściany roślinności, przerażające śmiercionośne gady i owady, niewidoczne zwierzęta, pnącza. Nieustannie żyjący mikrokosmos, który ludzi miasta napawa strachem, dla Baka jest prawdziwym domem. Tak jak czary są częścią życia Afrykańczyków, ich sposobem pojmowania świata, życia, interpretowania zdarzeń. Wszystko zdaje się mieć swoje naturalne miejsce, tylko trwająca wciąż kolonizacja jakoś tam uwiera i uszczęśliwia na siłę.

Marianna, żona, pragnie udać się do Arabii Saudyjskiej, jednego z bogatszych państw świata, w którym próżno szukać turystów. Bogaci szejkowie, bezwzględne prawo segregujące płeć, kobiety zapakowane w abaje i nikaby, policja religijna. I cała list rzeczy, zachowań i sprawa, które są haram: zakazane. Na ulicach tylko szum aut, wszędzie pustka, cisza. Dla Europejczyka to szok, wywołujący bunt i ostry sprzeciw. A jednak wszystko można ujrzeć w zupełnie innym świetle, kiedy już się tam jest. „Saudyjczycy są zbiorowością i to ona, w swojej kolektywnej mądrości, określa granice dozwolonych zachowań.” Dla patrzących z zewnątrz to państwo może się wydawać więzieniem i ostoja terrorystów. Tak znowu perspektywa podważy wszelkie stereotypy.


www.tomekmichniewicz.pl
I ostatnia, trzecia wyprawa, z ojcem zapalonym muzykiem, do delty Missisipi, ojczyzny jazzu i blues‘a. Nowy Orlean, melodie sączące się na każdym rogu i skrzyżowaniu. Duchy BB Kinga i Roberta Johnsona wałęsające się po Dzielnicy Francuskiej. Grajkowie i zdolni muzycy tworzący na każdym skwerze, ciągle szukają marzeń. Tata tonie w dźwiękach, Tomek po kilku dniach marzy, żeby złapać aligatora. Gdzie się spotkają?

Michniewicza czyta się lekko i przyjemnie. Czuć jego zapał i ukochanie podróży, ale także podziw dla świata, sprzeciw przeciwko „cywilizowaniu” i uzachodnieniu wszystkich i wszystkiego. Znać, że to co robi i o czym pisze, jest jego autentyczna pasją. Książkę przeczytałam jednym tchem, porywały mnie historie i informacje w niej zwarte. Ciekawy reportaż, ale… . Trochę jestem zdezorientowana ilością Tomka Michniewicza w tych tekstach. Miałam wrażenie jakby przez trzysta sześćdziesiąt stron próbował przekonywać trzech bohaterów i czytelnika, że jego sposób na życie jest tym właściwym, ba! najwłaściwszym. Bo oto tarza się w błocie, łapie węże, popisuje się gdzie już był, co już przeszedł. I bardzo dziwi go fakt, że inni nie są równie porwani tą całą adrenaliną tak samo jak on. Nie słyszy wystarczająco dużo ochów i achów? Może tylko dla żony ma więcej wyrozumiałości. Czułam, że autor przekonywał samego siebie, że jego pomysł na życie jest tym najlepszym, że wszystkim innym życie przecieka przez palce, że coś przegapiają, że kiedyś będą żałować. Być może. Tylko czy trzeba było tym obciążać tę książkę? Bo gdyby założyć czytelniczy filtr na ego Tomka Michniewicza, dostalibyśmy wciągającą, książkę podróżniczą, coś co zahacza o Pałkiewicza. Czym kończy się zbytnie staranie? Najczęściej guzem jaki można sobie nabić w junke joint Po’ Monkey’s lounge, uderzając czołem w coś metalowego.

Tomek Michniewicz „Swoją drogą” Wydawnictwo Otwarte, Kraków 2014

3 komentarze:

  1. Oj właśnie, to ego autora przebija się we wszystkich książkach Michniewicza. Poza tym to taki trend teraz: przekonywanie, że żeby być ciekawym człowiekiem, musisz podróżować, a jak ktoś nie podróżuje (i to w dalekie, egzotyczne kraje), to znaczy, że na pewno jest z tego powodu nieszczęśliwy

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie czytałam innych jego książek, mam ochotę, ale i wiele obaw. Nie mam ochoty na roztrząsanie tematu jaki styl życia jest lepszy.

      Usuń