Tomek Michniewicz
to ciekawa postać: dziennikarz, fotograf, autor programów telewizyjnych i
radiowych, pisarz. Opisuje miejsca niebezpieczne, brutalne, ginące. Ratuje
czarne nosorożce afrykańskie. Jest wydawcą, reporterem, producentem. Ciągle w
drodze. „Zabiorę cię w dowolne miejsce na
świecie. (…) dokąd tylko chcesz. Przeżyjesz to, o czym od zawsze marzyłeś,
zobaczysz miejsca, które zawsze chciałeś zobaczyć. Sprawdzisz się w tym, na co
nigdy nie miałeś odwagi. Przekonasz się, na co cię stać. Ty decydujesz kiedy,
dokąd i po co.” Brzmi kusząco, ale nie dajcie się oczarować. Widzicie już zapewne
oczami wyobraźni białą plaże na Malediwach, albo hamak wśród palm na Isla de
Mujeres? Być może będą to właśnie te miejsca, ale podróż wyjdzie zdecydowanie
poza ramy tradycyjnych wycieczek: bród, smród, niebezpieczeństwa i podniesiona
adrenalina gwarantowana. „Inny świat”,
choć tak naprawdę inny od czego? Bardziej mi pasuje tu po prostu świat, bez
parawanów i fasad, gdzie są rzeczy ważniejsze niż numer filtra do opalania,
wydeptane ścieżki turystyczne i spokój przy jednym z trzech basenów w kurorcie.
Podróż jako sposób na życie, tak, żeby nic nie umknęło, żeby zdążyć zobaczyć
wszystko i wszędzie. Tym razem Michniewicz zabiera ze sobą w podróż trzy osoby:
kolegę, żonę i ojca. Tam, gdzie zechcą, tak, aby spełnić ich największe
pragnienia i marzenia. Ich?
podroze.onet.pl |
Pierwsza część
rozegra się w Afryce, a konkretnie w Kamerunie. Z daleka od jakichkolwiek śladów
cywilizacji. Przyjaciel, Marcin koniecznie chciał zmieniać świat, pomagać
ludziom, skończył pracując w korporacji. Razem wybiorą się do dżungli i spędzą pewien
czas wśród plemienia Baka to Pigmeje żyjący na granicy dwóch światów: lasu
deszczowego i tego „cywilizowanego” jako niewolnicy innego plemienia, Bantu. Ściany
roślinności, przerażające śmiercionośne gady i owady, niewidoczne zwierzęta, pnącza.
Nieustannie żyjący mikrokosmos, który ludzi miasta napawa strachem, dla Baka
jest prawdziwym domem. Tak jak czary są częścią życia Afrykańczyków, ich sposobem
pojmowania świata, życia, interpretowania zdarzeń. Wszystko zdaje się mieć swoje
naturalne miejsce, tylko trwająca wciąż kolonizacja jakoś tam uwiera i
uszczęśliwia na siłę.
Marianna, żona, pragnie
udać się do Arabii Saudyjskiej, jednego z bogatszych państw świata, w którym
próżno szukać turystów. Bogaci szejkowie, bezwzględne prawo segregujące płeć, kobiety
zapakowane w abaje i nikaby, policja religijna. I cała list rzeczy, zachowań i sprawa,
które są haram: zakazane. Na ulicach
tylko szum aut, wszędzie pustka, cisza. Dla Europejczyka to szok, wywołujący
bunt i ostry sprzeciw. A jednak wszystko można ujrzeć w zupełnie innym świetle,
kiedy już się tam jest. „Saudyjczycy są
zbiorowością i to ona, w swojej kolektywnej mądrości, określa granice
dozwolonych zachowań.” Dla patrzących z zewnątrz to państwo może się wydawać
więzieniem i ostoja terrorystów. Tak znowu perspektywa podważy wszelkie stereotypy.
www.tomekmichniewicz.pl |
I ostatnia, trzecia
wyprawa, z ojcem zapalonym muzykiem, do delty Missisipi, ojczyzny jazzu i blues‘a.
Nowy Orlean, melodie sączące się na każdym rogu i skrzyżowaniu. Duchy BB Kinga
i Roberta Johnsona wałęsające się po Dzielnicy Francuskiej. Grajkowie i zdolni
muzycy tworzący na każdym skwerze, ciągle szukają marzeń. Tata tonie w dźwiękach,
Tomek po kilku dniach marzy, żeby złapać aligatora. Gdzie się spotkają?
Michniewicza czyta się lekko i przyjemnie. Czuć jego
zapał i ukochanie podróży, ale także podziw dla świata, sprzeciw przeciwko
„cywilizowaniu” i uzachodnieniu wszystkich i wszystkiego. Znać, że to co robi i
o czym pisze, jest jego autentyczna pasją. Książkę przeczytałam jednym tchem,
porywały mnie historie i informacje w niej zwarte. Ciekawy reportaż, ale… .
Trochę jestem zdezorientowana ilością Tomka Michniewicza w tych tekstach.
Miałam wrażenie jakby przez trzysta sześćdziesiąt stron próbował przekonywać trzech
bohaterów i czytelnika, że jego sposób na życie jest tym właściwym, ba!
najwłaściwszym. Bo oto tarza się w błocie, łapie węże, popisuje się gdzie już
był, co już przeszedł. I bardzo dziwi go fakt, że inni nie są równie porwani tą
całą adrenaliną tak samo jak on. Nie słyszy wystarczająco dużo ochów i achów?
Może tylko dla żony ma więcej wyrozumiałości. Czułam, że autor przekonywał samego siebie, że jego pomysł na życie jest tym
najlepszym, że wszystkim innym życie przecieka przez palce, że coś przegapiają,
że kiedyś będą żałować. Być może. Tylko czy trzeba było tym obciążać tę książkę? Bo gdyby założyć czytelniczy filtr na ego Tomka Michniewicza, dostalibyśmy
wciągającą, książkę podróżniczą, coś co zahacza o Pałkiewicza. Czym kończy się
zbytnie staranie? Najczęściej guzem jaki można sobie nabić w junke joint Po’ Monkey’s lounge, uderzając
czołem w coś metalowego.
Tomek Michniewicz „Swoją
drogą” Wydawnictwo Otwarte, Kraków 2014
Oj właśnie, to ego autora przebija się we wszystkich książkach Michniewicza. Poza tym to taki trend teraz: przekonywanie, że żeby być ciekawym człowiekiem, musisz podróżować, a jak ktoś nie podróżuje (i to w dalekie, egzotyczne kraje), to znaczy, że na pewno jest z tego powodu nieszczęśliwy
OdpowiedzUsuńNie czytałam innych jego książek, mam ochotę, ale i wiele obaw. Nie mam ochoty na roztrząsanie tematu jaki styl życia jest lepszy.
UsuńMusze siegnac po "Samsare".
OdpowiedzUsuń