Pages

piątek, 11 lipca 2014

Stan zdumienia


Przenikaliśmy wciąż głębiej i głębiej w jądro ciemności.

Joseph Conrad „Jądro ciemności

Kolejna książka w ostatnim czasie, której okładka kompletnie mnie zmyliła. Byłam pewna, że to następna odsłona chick-lit, w której tytułowy „Stan zdumienia” będzie dotyczył jakiejś miłostki, romantycznych bla bla bla, albo przemiany brzydkiego kaczątka w łabędzia. Niemniej groźnie brzmiało przyrównanie tej pozycji, przez tygodnik Time, do „Jądra ciemności” Conrada, chwytów marketingowych tego typu nie łykam. Taka mieszanka odczuć na początku: sceptycyzmu i wątpliwości, przerażała mnie. Ann Patchett to ceniona amerykańska pisarka, związana z „The New York Times”, „The Washington Post”, ale także “Vogue” i “Elle”. Autorka sześciu poczytnych powieści. Czy będzie w stanie rozwiać moje uprzedzenia?

Marina Singh ma czterdzieści dwa lata. Dziewiętnaście lat starszego … właściwie kochanka, Pana Fox’a. Ich związek utrzymywany jest w tajemnicy, „dla dobra” relacji przełożony - przełożona. Oboje pracują dla koncernu farmaceutycznego Vogel. Marina miała być ginekologiem, ale na drodze jej kariery stanęła charyzmatyczna doktor Annick Swenson. Po kilkunasty latach drogi obu pań krzyżują się ponownie, choć w zupełnie innych okolicznościach, kiedy to śnieżne bezkresy Minnesoty i sterylne laboratoria, przyjdzie zamienić na wilgoć, ściany roślinności i upał Amazońskiej Puszczy. Jeden list, a właściwie błękitny aeogram o ograniczonej treści, przerywa tą ciszę, zwiastuje śmierć Andersa Eckmana i staje się biletem do Manaus. Ciało Andersa zostało pochowane w dalekiej Brazylii, gdzieś w gąszczu puszczy. Dlaczego? Gdzie? Śmierć dość zagadkowa, która przynosi jednak nadzieję. Paradoks prawda? Aerogram nie daje żadnych odpowiedzi, podsyca pytania. Korporacja zainwestowała w Brazylii spore pieniądze w budowę nowoczesnej jednostki badawczej. Poszukują cudownego leku na kobiecą płodność, ale słuch po nadzorującej prace doktor Swenson zaginął. To ona wybiera z kim się kontaktuje, kiedy i po co. Nie odpowiada na listy, maile, jej telefon pozostaje głuchy. Prowadzi badania wśród plemienia Lakaszi, próbując znaleźć odpowiedź dlaczego kobiety z tego plemienia mogą rodzić zdrowe dzieci, aż do sędziwego wieku. Tajemnica wiecznej płodności – dla jednych epokowe odkrycie, dla innych ogromne zyski. Jeszcze jedne kamyczek do ogródka dającego wieczną młodość, życie. Marina musi tam pojechać, wbrew sobie, wbrew logice, ale za to z poczucia obowiązku. Musi nie tyle odnaleźć doktor Swenson, co raczej odpowiedzi na pytania przyniesione w niebieskim aerogramie, który w swej lakoniczności przyniósł nadzieję pewnym osobom. Nie będę zdradzać treści, pozwolę wam wyruszyć w tą podróż z całą mieszanką uczuć jaka towarzyszyła i mnie.

To wyjątkowa proza, bardzo elegancka i nobliwa, rzadko używany przymiotniki, bo i nieczęsto spotykamy się współcześnie z takim pisaniem. To takie męskie pisanie. Patchett buduje dystans i nasyca zdania chłodem, co w połączeniu z jątrzącymi, odważnymi pytaniami i emocjami bohaterów, jest złowieszcze. Oto plemię Lakaszi, żyjące w absolutnej symbiozie z naturą, skromnie i według własnych wzorców, staje oko w oko ze światem zachodnim, tak zwanym cywilizowanym. To, co mnie uderzyło to wszechobecne pytanie o granice - ludzkiej działalności, ingerencji w porządek naturalny. Ba, czy ten w ogóle jeszcze istnieje, czy nie stał się porządkiem człowieczym? Czym jest postęp? Czy warto rodzić aż do śmierci? Czy nauka zna granice? Powinna je mieć? Jak zbalansować potrzebę walki o życie i zdrowie ludzkie? Niepokojąco, bo w wygodnym fotelu, z apteką za rogiem, nie myślimy o tym zupełnie, a odpowiedź wydaje się jednoznaczna. Pogrążeni w naszej eurpejskości, odbieramy wiele spraw zerojedynkowo. „(…) czy postanowi pani zakłócić porządek otaczającego świata, czy może pozwolić mu trwać jakby nigdy się pani nie zjawiła.”

Postacie stworzone przez Patchett są wyraziste, niejednoznaczne, otoczone aurą tajemniczości, która podkopuje wszystkie nasuwające się czytelnikowi odpowiedzi i osądy. Poznajemy szczegóły przeszłości bohaterów, ale stopniowo. Napięcie i zdezorientowanie, aż do granic, oto, co czułam. Ten cały relatywizm moralny i wszechobecna wątpliwości, powodowały u mnie niezwykłe emocje. Czy faktycznie znalazłam tu kobiecą wersję „Jądra ciemności”? Poniekąd. Egzotyczna, mroczna i niebezpieczna sceneria oraz zło upostaciowane jako człowiek zachodu penetrujący wszelkie możliwe zakamarki i tajemnice świata, to pierwszy wspólny mianownik. Drugi to moralne wątpliwości obecne w obu książkach. "Stan zdumienia" można czytać jak książkę podróżniczą z wątkiem kryminalnym, ale także traktat egzystncjalny. Emocjonalnie to ciężki kaliber,  zupełnie pozbawiony naiwności i strachu. Pierwsza liga prozy kobiecej.

Ann Patchett „Stan zdumienia”, Wydawnictwo Znak Litera Nova, Kraków 2012

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz