„Narodowy program
rozwoju czytelnictwa na lata 2014-2020” brzmi nieźle, taka sześciolatka,
ale ważna, bo każda akcja zachęcająca do czytania jest na wagę złota. A sześć
lat i miliard złotych to szmat czasu i kupa pieniędzy. W akcję zaangażowało się
wiele organów rządowo-samorządowych, a także Biblioteka Narodowa, Instytut
Książki czy Narodowe Centrum Kultury. Ma być wielki boom promocyjny i
upowszechniający. Będzie się szkoliło księgarzy, regulowało rynek, wspierało
pisma kulturalne, podtykało pod nos tomiki tym, którzy nie czytają (również w
formie elektronicznej) i wzmacniało rolę bibliotek. Ten ostatni punkt jest
arcyważny, przyda się modernizacja budynków, unowocześnianie no i to, co istotne-
lifting i dozbrojenie w nowości. A takie bibliotekarki z Lublina, czy z
Morąga, wzięły sprawy w swoje ręce, do tego książki i aparat i prostą akcją zawojowały
internet. Bez miliardów i programów. Spontan. Wielkie brawa.
Źródło |
Bardzo pięknie brzmi i „narodowy” i „program”. Być może źle
zrozumiałam ideę i, broń Boże, nie próbuję mu wcale umniejszać, jest
potrzebny, ale jakiś sceptycyzm we mnie zadźwięczał. Czy to takie działanie na
zapleczu, wspieranie i wzmacnianie instytucji będących bastionem książek?
Dobrze, one bezsprzecznie potrzebują zastrzyków finansowych. Czy to faktycznie zwiększy
czytelnictwo, a może słoń urodzi myszkę? Czas pokaże. Tych, którzy już czytają
na pewno uraduje, ale jak zachęcić, tych, którzy do tej pory omijali książki
szerokim łukiem, jak na przykład nasza tenisowa duma narodowa, Jerzyk Janowicz.
Przyznał się oficjalnie, śmiejąc się i bez skrępowania, że „NIE CZYTA”. No jak zatem namówić? Piękne plakaty i reklamy w stylu: ”Czytanie pobudza myślenie”, „Co
Ty zrobiłeś dla realizacji planu?”, niewiele dadzą. Czemu tak myślę? Bo
jesteśmy zmęczeni reklamami, wszak atakują nas na każdym kroku. Zastanówmy się
nad tym, jadąc choćby autem. Co stoi na poboczach, miga z telebimów i co
wysypuje się z naszych skrzynek pocztowych, a i jeszcze, jeszcze, co jest nam
wciskane do ręki w pobliżu ruchliwych punktów miasta? Ulotki! A czy na którejś
z nich widzieliście zachęty do czytania, ba reklamę książki? Nie, ale o tym, że
jest tydzień włoski w Lidlu wiemy wszyscy.
Źródło |
Jest wiele prób aktywizowania czytelnictwa, ale może brakuje
skuteczności? Ja niezmiennie wierzę w podstęp, spryt, pomysłowe i bardziej
agresywne kampanie. Zadziwiające i oryginale koncepcje, im bardziej odjechane
tym lepiej, takie, które nakręcą spiralę zainteresowania poprzez marketing wirusowy.
Trzeba wyjść z książką do ludzi. Ostatnio wielbię akcje: Czytaj Krk, czy Lotna
czytelnia. Proste i zmyślne. Trafia w sedno. Prawie każdy teraz ślepi się w
swojego smartphone'a albo tableta. Nowocześnie: „apka”
zainstalowana, kod QR zeskanowany, książka za free! Liczy się kreatywność i pomysł!
KSIAZKA
Z BANKOMATU LUB AUTOMATU
W Pekinie, ustawiono liczne maszyny zastępujące
tradycyjne biblioteki. Wystarczy dowód i 100 juanów depozytu. Można wypożyczyć
maksymalnie pięć książek, a czas przetrzymywania przedłużyć o dwa tygodnie.
Obecnie takich maszyn jest 119, a niedługo ma być 150. Użytkownicy chwalą ta formę
jako bardziej wydajną i efektywną w porwaniu ze standardową biblioteką. Przeciętny
Chińczyk (według raportu China Youth
Daily) przeczytał w 2012 prawie pięć książek, mniej niż Japończyk czy Koreańczyk,
słaba pozycja w rankingu zdecydowanie połechtała ich dumę narodową.
Źródło |
Maszyny zmieniają się w książkomaty, to dość popularny pomysł,
zamiast batonów, czy napoju … tomik poezji. Ot, taki Biblio-Mat zbudowany przez
Craiga Small’a dla antykwariatu w Toronto. Maszyna zastąpiła ustawiony na ulicy
i zwykle ignorowany stoli z tomikami. Mały sukces!
POSIEDZ
I POCZYTAJ Z … JANE AUSTEN I JERZYM PILCHEM
Akcje Books about
town zorganizowała National Literacy Trust w
Londynie. Pięćdziesiąt jeden pomalowanych ławek, wyglądających jak otwarte
książki, stanęło w stolicy Królestwa. Wszystkie zostaną zlicytowane 7 października,
a pieniądze wesprą najuboższe społeczności, promując czytelnictwo. Piękne! Kraków też ma swoje ławki, nie są wprawdzie bajecznie kolorowe, ale na każdej zamontowana
jest tabliczka z nazwiskiem pisarza związanego z miastem Kraka – od
Kochanowskiego do Szczerka. Obok nazwiska jest kod QR, który zabiera nas do
fragmentu tekstu autora (jest także audio po polsku i angielsku) i jego
biogramu.
Źródło |
NUDNY
LINK?
Adresy www to nic ciekawego. Wpisujemy je mechanicznie. Rosyjski
portal http://urliteratu.re/
postanowił „upiększyć” te nudne ciągi liter i przemycić w nich promocje książki.
Wystarczy skopiować zwykły adres wkleić go na stronie, wybrać książkę i
przetransformować. Niewielka nakładka z wybranym egzemplarzem pojawia się na
stronie. Sprytne. Na pewno przykuwa uwagę.
Adres bloga KsN po
liftingu: www.urliteratu.re/A-baffled-youngster-awakens-one-morning-to-find-everything-s-out-of-place-but-no-one-seems-to-notice-Beginning-readers-will-have-fun-discovering-all-the-wacky-things-wrong-on-each-page-while-sharpening-their-ability-to-observe-as-well-as-to-read-/5979
SPRYTNA
PROMOCJA
A na przykład w takiej księgarni. No nuda. Te książki tak
leżą plackiem, tu bestsellery, tam w kategoriach polska i obca. Pamiętajcie, że
ten, kto NIE CZYTA, nie zada sobie trudu wzięcia książki do ręki ot tak i przeczytania
choćby streszczenia, okładka go nie przyciągnie. Trzeba książkę postawić przed nosem.
Słyszeliście może o akcji w „’SINCE
Coffee shop” w Nowym Jorku? Telekinetycznej niespodziance? Z pewności zaintrygowałaby
każdego i zachęciła do przeczytanie „Carrie”
Stephana King’a. Link tutaj: Carrie
W 2013 Penguin Books, rozpoczął kampanię promującą
audiobooki, z Shakespeare’em, Mark’iem Twain’em i Oscar’em Wildem, którzy ułożeni
zostali w kształt słuchawek, czytając do ucha. Firma Feltrinelli przygotowała
plakaty, które sięgają do papierowych książek i przypominają, czemu książki są ważne
– wyciszają chaotyczne dźwięki świata.
A teraz konkretnie do działów marketingu i wydawnictw. Idźcie
na całość, wiem, że portfel nie zawsze pozwala na szaleństwa, ale zamiast dołączać
krem do stop do książki, może warto pokusić się o proste pomysły, ale wyraźnie mówiące
„Bierz mnie i czytaj!”. Weźmy na przykład
kampanię kryminału Patricii Cronwell „Intuicja”,
typowy przykład marketingu partyzanckiego. Tak, dobrze czytacie, bo to jest
wojna o każdą duszę! A ten rodzaj promocji ma, z definicji, szczególnie trafiać
do „opornych”. Kryminał został powiększony do gigantycznych rozmiarów,
opakowany w folię z napisem „Zawiera dowody sadowe”. No czyż nie kusi?
Źródło |
Kiedy ogląda się promocje filmów, piękne reklamy aut, to aż
szkoda, że mając takie możliwości audiowizualne, czy medialne jakoś mało ich przy
promocji książek. Co wy na to?
Też niedawno mi się tak nasunęło, że kampanii społecznych w telewizji (nie wspominając już o reklamach) jest mnóstwo - tylko czytelnictwa jakoś nikt nie chce promować - a telewizja wszak najskuteczniejszym medium jest (zwłaszcza dla nieczytających)
OdpowiedzUsuńPięknie, pięknie, ale czy będzie pięknie?
OdpowiedzUsuńTo jest wlasnie moje pytanie....jestem sceptyczna.
UsuńNiestety ja też. Tak to już w naszym kraju jest, że im więcej kasy, tym więcej rozchodzi się gdzieś i nie wiadomo gdzie. Zaraz podepnie się pod ten program grono cwaniaczków, oszustów, przekrętasów i efekt będzie mizerny. Poza tym sprawa jest prosta. Z jednej strony dofinansowywanie wydań książek, z drugiej tak jak w Norwegii - każda wypożyczona książka, to 50 ore dla autora. Jak znam życie u nas rozpocznie się to od kampanii społecznej w postaci spotów w TV, za grube pieniądze, która to kampania społeczna nic nie wniesie oprócz przekonywania przekonanych.
OdpowiedzUsuń