Pages

niedziela, 8 marca 2015

Kobieta za piórem

Trudno dziś wyobrazić sobie, że możemy w ogóle zastanawiać się nad tym, czy kobiecie przystoi pisać. Wrzucając jednak wsteczny bieg historii, okazuje się, że nie było tak różowo. Walka o równe prawa w tej kwestii wymagała mozołu. Dzięki Bogu, że kobieta to istota na wskroś sprytna, cierpliwa i uparta. Najprostszym sposobem na przebicie się był … kamuflaż. Kobiety ukrywały się za męskimi pseudonimami, walcząc z uprzedzeniem, seksizmem i szowinizmem.
Źródło
Jane Austin, powiedzmy pionierka, pisała anonimowo podpisując się, jako „A Lady”. Wydawca odmówił publikacji książek Charlotte Brontë, jako że „pisanie kobiecie nie przystoi”. Sprytna dziewczyna, oraz jej dwie siostry, przyjęły drugą osobowość: Charlotte stała się Currerenem Bellem, Anna Actonem Bellem, a Emilia Ellisem Bellem. Gdzie diable nie może, tam pseudonim literacki pośle, można by dziś sparafrazować. Potem posypały się inne próby, przemycające kobiece pisanie w męskim przebraniu – George Eliot czy George Sand.
Źródło
A w XXI wieku? Walka z uprzedzeniami trwa moi drodzy, choć jakoś ciężko sobie to wyobrazić. Trochę liczb. W 2011, The New York Review of Books zrecenzowało książki 71 autorek i … 293 autorów, a The New York Times, odpowiednio 273 i 520. Kiedy przyjrzano się poszczególnym wydawnictwom, okazało się, że publikują znacznie więcej książek sygnowanych przez mężczyzn. Wiecie skąd wzięła się J.K Rowling? Otóż przed podpisaniem kontraktu, jej wydawca poprosił autorkę, żeby ukryła swoje imię w inicjałach, „aby zachęcić męską cześć odbiorców do kupienia książki”.
Czemu autorki idą na takie zagrywki? Proste, chcą publikować. A czemu Rowling poszła o krok dalej i świadomie przyjęła pseudonim przy „Wołaniu kukułki”, „Jedwabniku”? Mogę sobie spekulować, że chciała się po prostu uwolnić od krainy czarnoksiężników, zacząć na nowo.
W statystykach czytelnictwa kobiety biją mężczyzn na głowę, czy w planach wydawniczych zobaczymy zatem nowy trend?  

Źródło



(na podstawie http://mashable.com/ - "A brief history of female authors with male pen names")

5 komentarzy:

  1. Świetna ikonografika z pseudonimami pisarek! Ale czy J.K. Rowling "Trafnego wyboru" nie wydała pod swoim własnym nazwiskiem, dopiero kryminały pisząc pod pseudonimem?

    I myślę, że nie wszystkie te zjawiska są takie podobne - to znaczy w ogólnym sensie oczywiście tak, ale z drugiej strony George Sand nie tylko przyjęła pseudonim, ale też ubierała się po męsku i generalnie starała się tę różnicę płci zacierać. Poza tym w epoce sióstr Bronte nie tylko kobiety miały problem z powieściopisarstwem - w ogóle uchodziło ono za zajęcie dość niemoralne (dla kobiety rzecz jasna bardziej według myślenia epoki).

    Co nie zmienia faktu, że liczby, które cytujesz - jeśli chodzi o recenzowanie pisarek w USA - są zatrważające. Ciekawe, jak by takie zestawienie wyglądało w naszych realiach?

    OdpowiedzUsuń
  2. Tak, kobiety kiedyś miały leżeć i pachnieć. Natomiast tak ambitne zajęcia, jak pisanie miało pozostać jedynie męską dominacją.

    Czasami wydaje mi się, że niewiele zmieniło się w tej kwestii do dzisiaj. Faktycznie gros autorek (w tym te które przytoczyłaś w zestawieniu) decyduje się na używanie męskich pseudonimów. Zastanowiłam się nad tym czy gdy będąc w księgarni sięgam po książki z tego samego gatunku to wybrałabym tytuł napisany przez autora czy autorkę... otóż chyba jednak zdecydowałabym się na faceta. Kobiety mimo wszystko kojarzą mi się z literaturą raczej lekką, delikatną, nie zawsze trafną, nie zawsze w punkt.

    Chociaż to myślenie bardzo krzywdzące to łapię się na nim coraz częściej. A jednocześnie odkrywam tak wspaniałe autorki, jak Małgorzata Warda, Anna Fryczkowska, Jodi Picoult, Olga Tokarczuk, Agata Tuszyńska i wiele, wiele innych.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ciekawe jak wyglądają pod tym względem nasze biblioteki domowe.

      Ja nie kieruje się płcią pisarza wybierając książkę ...

      Usuń
    2. U mnie dzieje się to samoistnie jeśli chodzi o niektóre gatunki (vide: kryminały). Jak spojrzałam na moją biblioteczkę domową to wcale tych facetów tak dużo nie mam. Może jednak podświadomie preferuję równouprawnienie.

      Usuń