Pages

poniedziałek, 4 maja 2015

Apokalipsa w mikrokosmosie

Uwielbiam prozę Crummeya. Jego hermetyczne, surowe światy pachnące wodą, solą i wiatrem, mchem i rybami.  Postacie, niby z krwi i kości, a jednak z pogranicza magii, może zaświatów, wyjątkowe, czasem nawet jak z gabinetu osobliwości – człowiek, który wypił naftę, fryzjer, który nikogo nigdy nie ostrzygł, kobieta, która nie wychodziła z domu i czytała romanse. Uwielbiam tematy jego powieści- historię Nowej Fundlandii, walkę z naturą i losem, przemijanie, moralność. Tematy wciąż te same, ale jakby inne. To jest ten typ prozy, której potok mógłby się nigdy nie kończyć. Te niewypowiedziane słowa, nieujawnione historie, stracone szanse zapisane między wierszami.
blog.adventurecanada.com
Bohaterem najnowszej powieści jest Moses Sweetland, który mieszka na maleńkiej wyspie w miejscowości Chance Cove. Spędził na niej praktycznie całe życie, nie opuszczał jej poza małymi epizodami, gdy miał około dwudziestu lat i wybrał się popracować w Toronto. Do 1992 roku łowił ryby, aż rząd wprowadził moratorium na połowy dorsza i rybołówstwo w regionie zaczęło upadać. Potem zajmował się latarnią morską, aż przyszła automatyzacja. Teraz ma siedemdziesiąt lat, jest bezdzietnym kawalerem, i poza siostrzenicą i jej synem Jessem nie ma bliskich. Nie licząc innych mieszkańców osady: oni są praktycznie jak jedna rodzina, zżyci ze sobą. Piękna symbioza przyjaźni, nienawiści i zależności. Wyspę opuściła już większość młodych ludzi, a ci którzy pozostali są kuszeni przez rząd lukratywnymi ofertami pieniężnymi w zamian za wyniesienie się. Ofertę musi przyjąć cała osada, wszyscy bez wyjątku. Sweetland odmawia, wkrótce, jako jedyny. Pozostaje sam, jest zastraszany, prześladowany, namawiany. Ugnie się? Z opisów wyłania się postać wikinga, człowieka skały, ale jednak tylko człowieka. Przyjdzie mu kosić trawę na własnym grobie.
blog.adventurecanada.com
Sweetland” to prawdziwa rozprawa o czasie, o akceptacji zmian, o przemijaniu, o walce jednostki skłóconej z otoczeniem, o klęsce i triumfie. Nad niewielką wysepką o nazwie Sweetland chyli się nieuchronny koniec, który drażni strunę smutku, sprzeciwu, nostalgii, ale i bezradności. Mikro i makrokosmos podległy tym samym zasadom. Crummey prowadzi nas po nitce czasu, według retrospekcyjnego klucza. Kołysze czytelnika w objęciach przeszłości i teraźniejszości, dzięki wspomnieniom Sweetlanda – śmierć brata, romans siostry, uratowanie rozbitków, wymuszane listy do Effie. Pomruki przeszłości tkają mapę życia niewielkiej społeczności i zawieszają czytelnika w bezczasie. To nie wszystko. Mniej więcej w połowie autor wykonuje dość zaskakujący zwrot akcji i zaczyna historię jakby od początku, ale już w klimatach postapokaliptycznych, z domieszką magicznej poświaty. Porzucone domy, dziurawe podłogi z plackami bizonów, rozpadające się domki letniskowe, tajemnicze światło w oknie, przemykające się cienie, pijackie majaki. Powolny rytm, taki, jaki sprzyja rozmyślaniom i sugestywna narracja. Krótkie zdania, konkretne, bez zbędnych ozdobników. Nie ma skomplikowanych wątków, zabaw fabułą, metatekstowych akrobacji. Są celne, piękne i oszczędne opisy, komentarze i nieocenione retrospekcje. Taki styl w pól drogi między Faulkerem, a Hemingwayem, między wyszukaną narracją, a minimalizmem, ale ilość kontekstów nieprzebrana. Najlepsza książka tego roku.

Michael Crummey „Sweetland” Wydawnictwo Wiatr od Morza Michał Alenowicz, Gdańsk 2015














Za książkę dziękuję Wydawnictwu Wiatr od Morza Michał Alenowicz

4 komentarze:

  1. Kiedy tylko ukazały się zapowiedzi tej książki, od razu urzekła mnie jej okładka... po Twojej recenzji z pewnością sięgnę po tę powieść :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Okładka jest fantastyczna, już pewien czas temu zwróciłam na nią uwagę. No i historia sama w sobie też brzmi bardzo interesująco.

    OdpowiedzUsuń
  3. Inspirujący tytuł i okladka

    OdpowiedzUsuń