Do napisania te recenzji podchodziłam dwukrotnie.
Pierwszy raz mnie więcej po dwustu stronach, przy historii o Staszku. I myślę
wtedy: jak ja chciałam, żeby ta książka mi się podobała. No bardzo. „Pochłaniacz” rozbudził mój apetyt, było
w nim tyle dobrego tekstu, tyle wątków. W planach Bonda ma cztery części,
trzeba wyprzedzająco wypełnić przestrzeń fabuły, zostawić sobie jakieś
możliwości ucieczki i rozwoju. Przemówiło to do mnie. Polubiłam Załuską,
głównie za tę jej nieudolnie okazywaną postawę twardej baby. Naprawdę śmieszne
i ciekawie naiwne, a może to taka przykrywka, maskująca strach. Rozwojowe. Po
drugie lubię jak Bonda opowiada o swoim pisaniu, o tym jak powstają jej
książki, jak odprawia te swoje archeologiczne wyprawy w archiwa, w zapadłe
dziury, wskrzesza umarłych, odprawia literackie egzorcyzmy. To buduje moje
uznanie, ale co z tego? Zawsze można przedobrzyć. Tak było po dwustu stronach. Potem
zaczął się czytelniczy jogging, miłe uczucie i zakończenie mnie zaskoczyło, dało
apetyt na tom trzeci. Mimo wszystko dało.
„Okularnik” to cegła,
tak jak jego poprzednik. Załuska podażą za duchami przeszłości i trafia na prawdziwe
bagno tajemniczych morderstw-zniknięć w Hajnówce. Porozrzucane kości, czaszki, uprowadzone
panny młode, ubecy. Kryminał mógłby mnie totalnie oczarować, niestety momentami
usypiał. Te połacie zdań, wkradające się znienacka, a przecież mogłoby ich nie
być, mógłby trafić do innej książki, pod innym tytułem, bo to dobre pisanie
jest, żadnego słownego cellulitu, ale po co tworzyć sztuczny tłum? Bonda mówi,
że „literatura powinna wypruwać falki”,
a zapomniała, że od nadmiaru zbiera się na nudności. Bo ja już nie wiem czy
czytam kryminał, nawet na pewno nie. Zmusza się mnie do rozmyślań natury
etycznej, o jakiś narodowych przepychankach, ale ja nie chcę. Chcę rozwiązać
zagadkę, a Bonda z pełną premedytacją odchodzi od typowego kryminału
szaradziarskiego i wsadza mnie w gąszcz zdań i historii jakiś przypadkowych, małoletnich
narodowców i ksenofobów. Na czym ja miałam się skupić? Pewnie na tych
kombinacjach? Wszystko przez dedykację? Bardzo chciałam, żeby mi się podobało. Momentami
tak właśnie było.
Katarzyna Bonda „Okularnik”
Warszawskie Wydawnictwo Literackie Muza SA, Warszawa 2015
Pochłaniacz również narobił mi smaków na kolejne części. Cóż zobaczymy jak będzie po Okularniku, którego mam zamiar niedługo przeczytać! ;)
OdpowiedzUsuńNie wiedzieć czemu, wszystkie powieści Bondy z Hubertem Meyerem pochłonęłam, a po zmianie bohatera nie mogę się przemóc by zabrać się za "Cztery Żywioły Saszy". Po Twojej recenzji, chyba muszę zmienić nastawienie.
OdpowiedzUsuń