Pages

sobota, 9 lipca 2016

Rodzicielskie „za wcześnie”

foto Ann Price

Jest takie wyrażenie “za wcześnie”, które w rozmowach o dzieciach krąży niczym upasiony szerszeń natrętnie bzycząc. Zauważyłam, że rodzice lubią (nad)używać tych słów w odniesieniu do dzieci. Kiedy łaziłam z Lilką na seanse Pod Baranami (dla mamy i niemowlaka) oczywiście robiłam to głównie dla siebie, żeby wyjść z pieluch, do świata dorosłych. Kiedy zabierałam ją ze sobą do restauracji, do muzeum, na wyprawy (w tym górskie) i w zasadzie robiłam z nią wszystko, wydawało mi się to całkiem naturalne. Tymczasem dwulatek w teatrze budzi zdziwienie. Roczniak zwiedzający Escorial sami wiecie: „za wcześnie”, on nic nie rozumie. O zgrozo, on przecież nic nie zapamięta! A jak ja się umęczyć można przy tym, nic się nie odpocznie. No tak, prawdopodobnie mózgi naszych dzieci oraz ich zdolności percepcyjne są od małego bardzo ułomne. Dzieci skazane na dzióbki i cmokanie cioć, sepleniącą dzieciomowę i wieczne ograniczenia. Ciekawe do kiedy? Może faktycznie najlepiej zamknąć je w domu, zaszczepić na wszystko i kryć przed światem. 

Ostatnio usłyszałam i prawdziwie zagotowałam, że czas na książki to tak po drugim roku życia lub później. I taka myśl, fakt “Zbrodni i kary” to my sobie nie przeczytamy… ze zrozumieniem, ale czy już nie ma książek dostawanych do wieku?? Myślę, że rodzice przeceniają tu sam fakt “kumania bazy”. Czytanie to nie tylko słowa i rozumienie. Dla najmłodszych, a więc już noworodków, to przede wszytkom głos ukochanych osób, kojący i uspokajający. Moment czytania, to unikalna chwila, która obok tulenia, czy karmienia pozwala nam być blisko. Dotyk i głos, stymulują połączenia nerwowe maluchów od pierwszych dniach życia. Jeśli ktoś chce mnie przekonać mówiąc, że wzrok rozwija się najpóźniej i nie ma co pokazywać obrazków, błagam, sięgnijcie po duże kontrasty: czarno białe rysunki, coś w pasy, coś w kropki, idealne dla maleństwa. Im dalej w las tym lepiej. Taki półroczniak zaczyna chwytać, może więc sięgnąć po książeczki z unoszonymi skrzydełkami, wyposażone w rożne zróżnicowane tekstury. Dzieci chętnie w tym wieku, ssą, zrzucają na podłogę. Książki w twardej oprawie jak znalazła. Do tego żywe kolory i powtarzalne proste teksty. Niby niepozorne książeczki, a przybliżają barwy, liczby, numery, uczą komunikacji, a opowiadane czy interpretowane wzbogacają słownictwo.
Do czytanie nie potrzebne są żadne wyśrubowane umiejętności, ani tym bardziej narzędzia. Chęć przede wszystkim. Nikt nie rodzi się czytelnikiem, staje się nim. To samo dotyczy innych sfer życia. I wcale nie jest za wcześnie. Wystarczy zaufać swoim dzieciom.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz