„Gdyby normalność była normalna, to nikt by się nią nie przejmował.”
Calliope
Stephanides
czytała w szkole, że „wszytko zaczyna się od jajka”, tymczasem
w jej rodzinie zaczynało się od łyżeczki. Płeć dziewczynki
już na etapie planów była tematem gorących sporów. Rodzice
chcieli mieć parkę, więc po uroczym Jonaszu, nabyli termometr, aby
kontrolować te
momenty i
wspierać plemniki z chromosomem X. Rok 1956. Seniorka rodu, Desdemona wiedziała jednak swoje. Posługując się
mała łyżeczką, umieszczaną nad nabrzmiałym brzuchem ciężarnej, przeprowadzała USG i obwieszczała płeć. Starogrecka
technologia wskazał na
chłopca,
a w rzeczywistość,
tracący
wzrok armeński lekarz, między nogami Calliope
przeoczył
anomalię, którą powodował
recesywny
gen w piątym chromosomie. Ten
odcinek DNA
napędzał odtąd los dziecka pod wielkim znakiem zapytania.
Z pudrowych różów, słodkich loczków, po brak okresu, niski głos,
wąsik nad górną wargą. Kiedy Calioppe stała się Calem.
„Zawsze byli hermafrodyci, Cal. Zawsze. Platon napisał, że pierwsza istota ludzka była hermafrodytą. Wiedziałeś o tym? Pierwsza osoba składała się z dwóch połówek, jednej męskiej, a drugiej żeńskiej. Następnie te dwie części rozdzieliły się. Dlatego wszyscy ciągle poszukują tej drugiej połówki.”
Pewnego
dnia Zeus i Hera spierali się, o to kto jest bardziej gotowy ulegać
pokusom- kobiety czy mężczyźni. Sędzią w sprawie miał zostać
Tejrezjasz, który część
życia spędził w ciele kobiety. Niestety
jego
odpowiedź nie spodobała się Herze, stracił wzrok, ale mógł
przewidywać przyszłość. W książce Eugenidesa mity zeszły na
ziemię
i krążyły wokół
dualizmów, śledząc
podróż pewnego genu.
Kobieta - mężczyzna,
biały
- czarny,
Grecja - Ameryka, Afrodyta
– Desdemona, kapitalizm
– komunizm, wojna - pokój.
Całość zgrabnie podzielona na dwie części. W pierwszej, rodzinna
saga opleciona jedwabnymi nićmi, wonią
haszyszu,
smakiem
oliwek.
Ze
stoków Olimpu, płonącej
Smyrny, na pokład
statku,
a potem w
kolejce na Ellis Island i po
bilet
do Detroit. Od pracy w fabryce Forda, przez domową restaurację w
czasach prohibicji, po
sieć
budek z hot-dogami. Przez
wojnę
grecko-turecką, Wielki Kryzys, zamieszki rasowe, po przekręty
Nixona i
blokadę Cypru. Mnóstwo
kolorów i sekretów oraz
kazirodcza
miłość opowiedziana tak delikatnie, że chcemy by trwała. Druga
część to znajdywanie odpowiedzi na pytania, poszukiwanie własnej
tożsamości i emigracja do innego ciała. Nie
ma tu magii, mistycyzmu, ani supermocy, nie ma też wiary w genetykę,
która, według Cala, bliska jest naukowej wersji predestynacji.
Narrator jest hybrydą, skomplikowaną, o często nieopisywalnych
emocjach, jak każdy z nas.
We
współczesnym świecie, gdzie najchętniej poruszamy się po
prostych i oczekujemy zdecydowanych jasnych deklaracji, ten tekst
jest prawdziwym rarytasem. Daleko
mu do
pokuty, rezygnuje
z chóru
z greckiej tragedii, stawia
na sardoniczny
śmiech, żart i
ciekawość.
Eugenides rozbija duży namiot narracji,
ale książka jest bardzo
solidnie skonstruowana. Silne i wyraziste charaktery trzymają w
ryzach rozległą panoramę. Ogromna dociekliwość
i wyobraźnia autora, sprawia,
że czyta się wybornie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz