Pages

niedziela, 28 lipca 2019

Szwedzkie grzechy, Elisabeth Åsbrink „Made in Sweden. 60 słów które stworzyły naród”



Moje dziecko ostatnio rozgryza słowo stereotyp, trochę ją drażnią te przypisane Polakom. Kiedy ona próbuje ogarnąć leksykę, ja sobie rozmyślam, jak daleko mi jest do tego narodu, który [podobno] jest wiekszością, do tej polskości, którą chce się teraz uprawiać i promować. Jak zrozumieć naród mój, sąsiada, ciocię, znajomego, ich słonności, kompleksy i strachy, które są przerażające. Nie ma narodów idelanych, ale są niestety takie, kóre nie potrafią spojrzeć na swoją historię obiektywnie, przyjąć na klatę zła, które uczyniły i przestać trzymać się tak kruczowo tego wydumanego mesjanizmu i martyrologii.

Dobry moment na książkę Elisabeth Åsbrink  „Made in Sweden. 60 słów które stworzyły naród”, którą łykam, czytając o skazach narodu powszechnie uznanego za idealny. To dobry kontrapunkt, tekst szczery [osobisty] i mocujący się z „szwedzkością”. Ideały wszak nie istnieją, ale trendy tak, a Skandynawia jest  bardzo na czasie. Lagom, skandynawska prostota, Ibrahimović w natarciu, idealne rozwiązania rodem z IKEA. Schludnie, prosto, biało i przestrzennie, najlepiej gdzieś na łonie natury. Åsbrink kocha swój kraj, ale na szczęście ślepa nie jest. Nie ma bowiem nic idelanego w sterylizowaniu prawie sześćdziesięciu czterech tysięcy obywateli upośledzonych lub niedorozwiniętych, w przepuszczaniu przez swoje terytorium transportów blisko siedmiuset tysięcy żołnierzy nazistowskich w drodze do okupowanej Norwegii. Nie ma nic pięknego w antysemityzmie i Szwecji dla Szwedów, „granicach między człowiekiem a człowiekiem”, albo w idei „przestrzeni życiowej (Lebensraum) podłapanej przez później przez Hitlera. Nic pociągającego w instytutach rasy i czystości, które wychodziły spod skrzydeł szwedzkich socjaldemokratów. Neofaszyzm eksportowany wprost z kraju, który promuje umiarkowanie i równowagę, które przytula imigrantów. Po wojnie Szwedzi nie uderzyli sie w pierś, budowali spokojnie społeczeństwo dobrobytu. Odzielili grubą kreską wojnę i życie po. „Rytuał niewiedzy” jak nazywa to Åsbrink. A kogoś bawi brak niezawisłosci sądów i kontroli legislacji? Uśmiechnąć się można przy historii o pijackim hymnie Szwecji, albo zdejmowaniu butów przy wejściu do mnieszkania, co miało związek z wejściem społeczeństwa na wyższy poziom – żadnego plucia na podłogę, żadnego wnoszenia błota do domu. Można odkryć kim jest Svenne Banana albo duński dureń, w imię stereotypów.

Cytaty, słowa, fragmenty tekstów, symbole popkultury inspirują pisarskie rozważania w tej książce. Chronologicznie i szczerze, od Swinów do #metoo, od młota Thora do „Mostu nad Sundem”, ciekawy pomysł na kreślenie historii Szwecji i jej mieszkańców. Nie jest to słownik, ani przewodnik, a styl bardziej felietonowy pobudza do myślenia. Mnóstwo tu ciekawostek, niewygodnych tematów, obalania mitów, ale zabrakło mi rozdziału i ... literaturze, niekoniecznie [tylko] tej kryminalnej.



Elisabeth Åsbrink „Made in Sweden. 60 słów które stworzyły naród”, tł. Natalia Kołaczek, Wydawnictwo Wielka Litera, Warszawa 2019

1 komentarz:

  1. Ja Polski i Polaków niestety też nie rozumiem. Trochę się z tym już nawet pogodziłem ;)

    OdpowiedzUsuń