Pages

poniedziałek, 26 sierpnia 2019

Trzy haczyki Chabona - „Związek Żydowskich Policjantów”



Chciałam kryminalnej intrygi na lato i sięgnęłam po niewłaściwy tytuł, bo w książce Michaela Chabona „Związek Żydowskich Policjantów” historia i intryga liczą się mniej. Triumf święci wyobraźnia autora oraz jego styl i cięty język. Powieść oddaje hołd żydowskiej tradycji, folklorowi, humorowi i losowi. Wszystko pięknie, mnie niczego w czasie lektury nie urwało, a niekiedy musiłam łapać oddech i przerwę od Chabona, który zarzuca na czytalnika kilka haczyków.

Haczyk numer jeden to alternatywna rzeczywistość, jak u Clancy’ego w „Czerwonym świcie”, u Rotha w „Spisku przeciw Ameryce”. Prowizoryczny święty dystrykt Federalny Sitka na Alasce. Miejsce Arkadia dla milionów Żydów pozbawionych po II Wojnie Światowej ojczyzny. Niewielki pasek dzikiego płaszcza, między lodem a polarnymi misiami. Trzy lata po zakończeniu wojny, upadek Izraela, przynosi drugą falę uchodźców, a Kongres przynaje dystryktowi Sitka status federalny. Żydzi zaczynają zapuszczać korzenie. Tymczasem w 2007 roku, wygasa szcześciedzięcioletni okres dzierżawy i cienki pasek ziemi, ma wrócić na łono Alaski. Niektórzy starają się dostać rezydenturę inni uciekają na Madagaskar. Przejęcie [pisane przez autora z dużej litery] jest niczym Zagłada. Na świecie też inaczej, bo Rosjanie nie zdobyli Berlina, zdobyła go bomba atomowa.

Haczyk numer dwa to kryminalny granat już na wstępie. Trup w pokoju 208. Ciało Emmanuela Laskera: ćpuna, geniusza szachowego, a także potencjalnego Mesjasza, syna ultraortodoksyjnego chasydzkiego gangstera. Facet miał niezłe powiązania z półswiatkiem, duchownymi przywódcami oraz wywiadem. Niezła pajęczyna. Zabójstwo od pierwszych stron trzęsie czytelniczym mózgiem, ale to nie bomba, tylko granat o niewielkim zasięgu. Napięcie szybko opada, bo dochodzenie prawdy jest tylko przyczynkiem do przyglądania się żydowskiej kulturze i jej miejscu w świecie. Także wprowadzenie postaci Mejera Landsmana, avatara Philipa Marlowe’a, smotnika, pesymisty, człowieka ze złamanym sercem i z problemem alkoholowym, nie zaczepia mojej uwagi na długo. A ja przecież kocham takie typy! Lista bohaterów jest tutaj zresztą bardzo barwna, pełnokriwsta i szeroka. Od byłej żona detektywa, Bini Gelbfisz, jego partnera Miśko Szemeca, pół Indianin, pół Żyd, aż po fałszywego Laskera, Litwaka i ojca Miska. Cała galeria postaci, z których każda jest jak lustro, odbija inne.

Haczyk numer trzy to gra gatunkami. Niby mamy tutaj kryminał noir, ale pożeniony z political finction. W tej zagadce kryminalnej tropy układają się w sponsorowaną przez rząd konspirację. Wyobraźnia autora strzela wprost postmodernistycznymi chwytami oraz metareligijną jazdą po bandzie. Cały czas towarzyszy humoru, drastycznie dociekliwy, mnożący wątpliwości, odpowiadajacy pytaniami na pytania, przwrotny i złośliwy.

No i mam dylemat. Piszę recenzję "Związku..." , czytam tekst raz po razie i wydaje mi się, że zliczam same plusy tej prozy. Ta książka to zdecydowanie wyzwanie czytelnicze, wiarygodna, inteligentna i momentami wciągajaca, a nawet smutno-zabawna. Czy ją polecam? Wzruszę pewnie ramionami na czy ja wiem. Wiele z niej nie zapamiętałam, szkielet fabułu zarysowany wyżej nie zastemplował zbytnio mojego mózgu, nie zrobiły tego również folklorystyczne szczegóły. Być może zbyt nachalnie szukałam haczyka numer dwa, a nie brało. W kolejce czytania ustawiłam sobie już „Niesamowite przygody Kavaliera i Claya”, ale boję się otworzyć.

Michaela Chabon „Związek Żydowskich Policjantów”, 
tłum. Piotr Tarczyński, 
Wydawnictwo W.A.B. 2019

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz