Trzy haczyki Chabona - „Związek Żydowskich Policjantów”
Chciałam kryminalnej intrygi na lato
i sięgnęłam po niewłaściwy tytuł, bo w książce Michaela Chabona „Związek Żydowskich Policjantów” historia i
intryga liczą się mniej. Triumf święci wyobraźnia autora oraz jego styl i cięty
język. Powieść oddaje hołd żydowskiej tradycji, folklorowi, humorowi i losowi. Wszystko
pięknie, mnie niczego w czasie lektury nie urwało, a niekiedy musiłam łapać oddech i przerwę od Chabona, który zarzuca na czytalnika kilka haczyków.
Haczyk numer jeden to alternatywna
rzeczywistość, jak u Clancy’ego w „Czerwonym świcie”, u Rotha w „Spisku przeciw
Ameryce”. Prowizoryczny święty dystrykt Federalny Sitka na Alasce. Miejsce
Arkadia dla milionów Żydów pozbawionych po II Wojnie Światowej ojczyzny.
Niewielki pasek dzikiego płaszcza, między lodem a polarnymi misiami. Trzy lata
po zakończeniu wojny, upadek Izraela, przynosi drugą falę uchodźców, a Kongres
przynaje dystryktowi Sitka status federalny. Żydzi zaczynają zapuszczać
korzenie. Tymczasem w 2007 roku, wygasa szcześciedzięcioletni okres dzierżawy i
cienki pasek ziemi, ma wrócić na łono Alaski. Niektórzy starają się dostać
rezydenturę inni uciekają na Madagaskar. Przejęcie [pisane przez autora z dużej
litery] jest niczym Zagłada. Na świecie też inaczej, bo Rosjanie nie zdobyli
Berlina, zdobyła go bomba atomowa.
Haczyk numer dwa to kryminalny
granat już na wstępie. Trup w pokoju 208. Ciało Emmanuela Laskera: ćpuna, geniusza
szachowego, a także potencjalnego Mesjasza, syna ultraortodoksyjnego chasydzkiego
gangstera. Facet miał niezłe powiązania z półswiatkiem, duchownymi przywódcami
oraz wywiadem. Niezła pajęczyna. Zabójstwo od pierwszych stron trzęsie czytelniczym
mózgiem, ale to nie bomba, tylko granat o niewielkim zasięgu. Napięcie szybko
opada, bo dochodzenie prawdy jest tylko przyczynkiem do przyglądania się
żydowskiej kulturze i jej miejscu w świecie. Także wprowadzenie postaci Mejera Landsmana,
avatara Philipa Marlowe’a, smotnika, pesymisty, człowieka ze złamanym sercem i
z problemem alkoholowym, nie zaczepia mojej uwagi na długo. A ja przecież
kocham takie typy! Lista bohaterów jest tutaj zresztą bardzo barwna,
pełnokriwsta i szeroka. Od byłej żona detektywa, Bini Gelbfisz, jego partnera
Miśko Szemeca, pół Indianin, pół Żyd, aż po fałszywego Laskera, Litwaka i ojca
Miska. Cała galeria postaci, z których każda jest jak lustro, odbija inne.
Haczyk numer trzy to gra gatunkami.
Niby mamy tutaj kryminał noir, ale pożeniony z political finction. W tej
zagadce kryminalnej tropy układają się w sponsorowaną przez rząd konspirację.
Wyobraźnia autora strzela wprost postmodernistycznymi chwytami oraz
metareligijną jazdą po bandzie. Cały czas towarzyszy humoru, drastycznie
dociekliwy, mnożący wątpliwości, odpowiadajacy pytaniami na pytania, przwrotny
i złośliwy.
No i mam dylemat. Piszę recenzję "Związku..." , czytam tekst raz po razie i wydaje mi się, że zliczam same plusy tej prozy. Ta książka
to zdecydowanie wyzwanie czytelnicze, wiarygodna, inteligentna i momentami wciągajaca, a nawet smutno-zabawna. Czy ją polecam? Wzruszę pewnie ramionami na czy ja wiem. Wiele z niej nie zapamiętałam, szkielet fabułu zarysowany
wyżej nie zastemplował zbytnio mojego mózgu, nie zrobiły tego również folklorystyczne szczegóły. Być może zbyt nachalnie szukałam haczyka numer dwa, a nie
brało. W kolejce czytania ustawiłam sobie już „Niesamowite przygody Kavaliera i Claya”, ale boję się otworzyć.
Michaela Chabon „Związek Żydowskich
Policjantów”,
tłum. Piotr Tarczyński,
Wydawnictwo W.A.B. 2019
tłum. Piotr Tarczyński,
Wydawnictwo W.A.B. 2019
0 komentarze