Majorka: północ-południe [foto]
Burza ziemista i wątrobiana
Palmy obrzękłe od kurzu
Piasek skwierczący w szprychach fortepianu
Śmierć na podwórzu
Leżała samka zduszona od potu
Klamka dzwoniła od grzmotu do grzmotu
Ciężko chodziły szprychy fortepianu
W głośnym żelastwie tego kołowrotu
Jak nóż
Jak talerz
Jak praczka Jak ślusarz
Jak szkło Jak młotek Jak piła Jak kłódka
A tu miała powstać melodia malutka
Powietrza!
I kropla
Hydroskopijna nutka
Burza ziemista i wątrobiana
I ciężkie czucie nosa warg i ucha
Wokoło nie ma żywego ducha
Wyjąwszy Pana
Palmy obrzękłe od kurzu
Piasek skwierczący w szprychach fortepianu
Śmierć na podwórzu
Leżała samka zduszona od potu
Klamka dzwoniła od grzmotu do grzmotu
Ciężko chodziły szprychy fortepianu
W głośnym żelastwie tego kołowrotu
Jak nóż
Jak talerz
Jak praczka Jak ślusarz
Jak szkło Jak młotek Jak piła Jak kłódka
A tu miała powstać melodia malutka
Powietrza!
I kropla
Hydroskopijna nutka
Burza ziemista i wątrobiana
I ciężkie czucie nosa warg i ucha
Wokoło nie ma żywego ducha
Wyjąwszy Pana
Stanisław Grochowiak „Majorka”, „Wiersze wybrane”, Spółdzielnia
Wydawnicza Czytelnik 1978
🌴
Samochody ruszyły drogą na północ, gdzie Serra de Tramuntana
osiąga punkt kulminacyjny i wypluwa Przylądek Formentor. Drogi wiją się tam
wokół klifów, wśród sosnowych lasów, wpadają do turkusowej wody.
Mijamy hiszpańskie Władysławowo, gdzie plaże gubią piękne
nazwy i dzielą się na sektory. Platja
II, sector IV-VI. Hotele wciąż pastelowe, ale większe z łańcuchem sklepów,
straganów, barów, restauracji. Dmuchańce, muzyka, hałas, nawet wcześnie rano. Mijamy ronda, jedno,
trzecie, piętnaste. Ca’n Picafort. Nie przystaniemy. Nie ryzykujemy wtopienia
sie w tłum. Odpuszczamy też kolejkę na Cap Formentor. Stanie w samochodowym wiju, aby
zobaczyć najbardziej dramatyczne przedłużenie wybrzeża, wrzucić fotkę na Insta?
Nie dziękuję. Zamiast w prawo, odbijamy w lewo i znikamy w Cala Sant Vincenç. Może
następnym razem złapię ten widok z pocztówki, w którym spotykają się wiatry.
CALA SANT
VINCENÇ
Wsród ostrych jak krajalnica do jajek skał, woda
spokojnie huśta się w rytm wiatru. Marcin mówi, że to najpiękniejsza z zatok
jakie odwiedziliśmy. Całość tworzą cztery plaże: Cala Barques, Cala Carbó, Cala Clara, Cala Molins.
Rozłożyły się na trasie zaledwie dwudziestominutowego marszu. Plaże są
piaszczyste i kamieniste, skały śliskie. Raj do uprawiania sportów wodnych:
snorkeling, paddling, kajaki, pływanie, smażing, nurkowanie, rowery wodne.
POLLENÇA
Codziennie szukaliśmy równowagi między aktywnością, a lenistwem. I stało się miasto labirynt, surowe, duszne. Domy jak bunkry, z pozamykanymi okiennicami, gdzieniegdzie za kratami patio. O cień trzeba prosić. Sucho, tylko palma gdzieś majaczy. Rzymski most, nie tknięty zębem czasu, przeprowadza nas nad spierzchniętym kamiennym dnem. Rzeka Torrent de Sant Jordi wyparowała. Nam też to grozi, słońce jest bezwzględne, nie czuć wiatru od morza. Idziemy wyżej jak samobójcy.
365 stopni, tyle ile dni w roku. Żadna tam droga do nieba. Te stopnie skończono
kłaść na początku XIX wieku, a najstarsze datuje sie na wiek XVII. Wzdłuż
schodów cyprysy, cienia próżno szukać; małe domy z kamienia. Kalwaria, niektórzy wchodzą do kaplicy na górze na kolanach. My weszliśmy tyłem, w upale, ciało męczyło ponad trzydzieści stopni. Nasza Golgota. Czternaście kamiennych krzyży, każdy ma blisko trzy metry. Droga Krzyżowa. Na górze kaplica i Matka Boska u stóp krzyża. Budynek o wnętrzu surowym, ascetycznym, jasnym.
Jemy w Celler de Moli.
Jemy w Celler de Moli.
FELANITX
Felanitx omijamy, jedziemy zobaczyć Saktuarium San Salvador.
Majestatyczny budynek na szczycie wzgórza. Cieszę się, że tam jedziemy, ale jak
tylko znaki podają 6-8% nachylenia, a asfaltowy, czterokilometrowy wąż wygina
się nad stromiznami, mój lęk wysokości włącza tryb ostrzegawczy. Kulę się na
tylnym siedzeniu, a to tylko 509 m n.p.m. . Na dół chcę zejść na nogach.
Klasztoru pilnują kamienne lwy. Pilnują też cudownego
obrazu, który podobno odnalazł pastuszek i przestraszony zaniósł do
najbliższego kościoła, ale obraz ... powrócił tam, skąd został zabrany. To
znak, a znak dał początek budowli. Dziś można sie tam modlić, jeść, a nawet spać.
Wszystko pod okiem kamiennego Crist Rei,
Władcy Świata. 37 metrów, ten w Świebodzinie ma 36 metrów, ten w Rio 38. To
początek naszej wyprawy po zupełnie innej Majorce.
0 komentarze