Źródło |
Mój związek z książkami jest kompletny. Jest w nim
intymność, silna namiętność, ale i pragmatyzm. Zupełnie jak w koncepcji Ira
Reiss’a: wzajemnie uzależnienie, zrozumienie i spełnianie się. Całość ewoluuje,
będąc metaforą obrotu koła. I jak to w każdym związku tak i w tym, z czasem
utrwaliło się kilka nawyków. Nic ekscentrycznego, ot bibliofilskie odruchy. Anne
Fadiman w „Ex libris. Wyznanie
czytelnika” napisała: ”Jeśli
naprawdę kochasz książkę, powinieneś z nią spać, pisać w niej, czytać ją na
głos, i wypełnić jej strony okruchami z muffinek...”. Jak to się ma do
mojego związku z książkami?
ZDOBYWANIE
I PIERWSZE WRAŻENIA
W księgarniach i antykwariatach zwykle poluję na konkretne
tytuły. Takie planowanie chroni mój portfel – przynajmniej tak
sobie to tłumaczę. Mam listy i spisy, w tym jeden na blogu, z pozycjami, które
chciałabym umieścić w mojej bibliotece. Po tym jak się naszukam w internecie lub
księgarni, siadam z naręczem tomów między regałami i przeglądam, a potem
dodatkowo tropię nowości albo wertuje przegapione tytuły. Lubię robić spisy
tego, co jeszcze musze przeczytać lub nabyć. Tytuły zapisuje dosłownie wszędzie.
A jak się już nakupuję to wącham. Gładzę okładkę i wnętrze.
Dotykam stron. Mam minus cztery dioptrie w każdym oku, wzrok zatem nie jest moją
mocną stroną, ale za to węch i dotyk nadrabiają, przynajmniej w pierwszym
kontakcie.
Źródło |
Pociągają mnie wydania w twardych oprawach i dużym
formacie. Może i niepraktyczne, może i ciężkie, a mimo to mam do nich słabość. Kiedy
wpada w moje ręce książka z papierową obwolutą, zdejmuję ją na czas czytania. Z
czasem robię się większym liberałem, bo w liceum zdarzało mi się okładać książki
w gazetę.
BLISKOŚĆ:
ZAGŁĘBIAM SIĘ W LEKTURĘ
Zawsze sprawdzam ile książka ma stron. Zupełnie nie wiem
dlaczego...
Zazwyczaj staram się czytać od rozdziału do rozdziału.
Zwykle z góry zaznaczam miejsce, w którym mogę skończyć. Lubię konkretnie wyznaczone
granice, ale robię to też z praktycznego punktu widzenia, bo Lilka czasami wyciąg
z książki różne moje oznaczenia i wtedy kwestia odnalezienia się nie jest tak
prosta. Ale kiedy się wciągnę, granic nie ma... .
Źródło |
Nigdy nie zaginam rogów, nie kładę książek do góry
grzbietem w tzw. szpagacie. Brrr. Nie czytam jedząc, z brudnymi rękami, na
deszczu i w kąpieli. To chyba oczywiste!
Ale... podkreślam ołówkiem, robię zapiski.
Mam kilka zakładek tylko, że zazwyczaj używam zwykłych
kartek, post-it’ów, na których robię
notatki, wypisuję cytaty, nieznane słowa (w zasadzie od razu je sprawdzam)
itd... .
Czytając, zawsze moduluję głosy bohaterów, nawet kiedy
robię to tylko dla siebie. To ogromna frajda.
Czytam wszystkie przypisy i przeglądam indeksy, spisy
ilustracji. Od deski do deski. Dosłownie! Wypisuje książki, które mogę dodatkowo
pochłonąć. Czasami przygotowuje się do przeczytania konkretnej pozycji, szczególnie
jeśli nie znam autora. W trakcie lektury bardzo często doczytuję informacje z
historii, jeśli takowa jest gdzieś w tle.
Pożeram książki do końca, nawet te, z którymi męczę się
niemiłosiernie i wyję z nudów, wtedy czytanie wspomagane jest przez mruczenie,
wzdychanie i przyjmowanie różnych dziwnych póz. Dla spokoju ducha zaczynam pochłaniać
inną pozycję, a opcję nudniejszą, wykańczam małymi kroczkami.
Serie wydawnicze czytam zawsze w kolejności. Zasada jest
bezwzględna, bo nawet jeśli nie mogę zdobyć, powiedzmy, środka trylogii, za nic
na świecie nie sięgnę po ostatnią część. Choćbym nie wiem jak chciała wiedzieć,
co będzie dalej ... .
Chłonę zwykle kilka pozycji jednocześnie i najczęściej
różne gatunki.
Na siedząco czytam tylko w podróży, w domu wolę
polegiwać. Nie przeszkadza mi szum, rozmowy ludzi, muzyka – potrafię się
całkowicie wyłączyć.
NAWYKI
OKOŁOCZYTELNICZE
Z zasady nie pożyczam książek, chyba, że wiem (i to z
własnej obserwacji), że trafią do kogoś, kto traktuje książki z równym
namaszczeniem co ja.
Źródło |
Mam tzw. stosiki tu i ówdzie. Zwykle trzy: „Teraz czytam”, „Do przeczytania” i wreszcie „Nowe,
do dotykania i obwąchania”. Drugi i trzeci ewoluują i zmieniają swój skład,
nawet kilka razy dziennie.
Lubię też mieć kilka wydań ukochanych książek, także w
różnych językach. Nie ma się co oszukiwać, wyznaję szczerze, chciałabym mieć wszystkie
książki na własność.
… i nie ma mowy o okruchach wśród kartek!