źródło: wyborcza.pl |
Pomyślałam, że książka
pióra holenderskiego architekta Rem’a Koolhaas’a będzie dobra, żeby zapoczątkować
na blogu nowy cykl zatytułowany „Nowy J.”. Będzie on poświęcony wyłącznie
utworom prezentującym to miasto i takim, w których jest ono jednym z głównych
bohaterów. Koolhaas napisał „Deliryczny
Nowy Jork” w 1977 roku. To nieformalny manifest, który w Polsce ukazał się niedawno
nakładem Wydawnictwa Karakter. Nie jest to rys historyczny miasta per se. To raczej obraz metropolii, gdzie
niemożliwe staje się namacalne, bo architektura i urbanistyka spełniają ludzkie
marzenia i to te najbardziej szalone.
Nowy Jork to miasto
na wskroś wspaniałe. Wciągające. Uległam jego urokowi niemal natychmiast.
Spędzałam całe dnie włócząc się różnymi drogami z Parku Battery do Central Parku,
przez Most Brooklyński, metrem, gubiąc się w Harlemie. Manhattan, Brooklyn,
Queens, Bronx i Staten Island. Prawie osiemset kilometrów kwadratowych i ponad
8 milionów ludzi. Moloch. Drapacze chmur. Kamienice z elewacjami z piaskowca.
Art déco w budynku Chryslera. Eklektycznie. Nowocześnie i klasycznie. Tony
stali i szkła, skąpane w zieleni parków. Pierwsze spotkanie może przyprawić o
ból głowy. Ja, zwierzę miejskie, odżywam, ten puls miasta, te tętniące arterie,
ci ludzie idący przed siebie w górę i w dół, niekończące się ciągi pieszych i
za chwilę cisza w Central Parku. Im dłużej się tam przebywa, tym bardziej
człowiek zastanawia się skąd wziął się pomysł na takie miasto? Jak to się
stało, że ludzka wyobraźnia wygenerowała owe niezwykłe budynki - mix stylów, w
teorii nie do pogodzenia, a w rzeczywistości stanowiących ciekawą całość? American dream architektury i
urbanistyki. Więc jak powstawało to miasto? Jak je czytać i zrozumieć?
W 1632 roku były
tu gęste lasy i niewielka holenderska kolonia Nowy Amsterdam, a już sto pięćdziesiąt
lat później wytyczono na Manhattanie 2028 parceli tzw. „ruszt”, podstawę rozwoju
miasta. Dość brutalny ruch, a jednak nadał metropolii pewne ramy. Trudno w to
uwierzyć, ale koncepcje rozwoju urbanistycznego Nowego Jorku nigdy nie były
realizowane na papierze i być może ten właśnie fakt pozwolił wdrażać najbardziej
szalone pomysły, bo ani ekonomia, ani struktura, ani racjonalność nie miały znaczenia.
Zanim Manhattan zaczął wznosić się do gwiazd, utworzono laboratorium i
eksperymentowano na Coney Island. To właśnie tam powstawały parki rozrywki: królestwo
karłów, elektryczna kąpiel, Beczka Miłości, kanały weneckie. Dziś krzykniemy „kicz”,
ale wtedy fascynujący. Świat szedł na przód – elektryczność, maszyny,
klimatyzacja, i winda, to ona wznosi myśl ludzką na wyższy poziom. Oto człowiek
może podbijać przestrzeń, bo ile można zbudować na 2028 kwartałach? Zaczęto piąć
się w górę. Rodzi się koncepcja Wieżowca i Kultura Zagęszczenia. „Kosmopolis
przyszłości”. Nie tyle tworzono sam budynek, co próbowano powielić działkę, a później
dokonywano na wieżowcach, uwaga: lobotomii, bo każdy wieżowiec miał niejako dwa
życia: zewnętrzne i to wewnętrzne – mieszkania, biura, teatry, kościoły,
parkingi, szpitale, ale i ogrody rzymskie, pola golfowe pod dachem, czy replikę
sielskiej wsi z żywmy inwentarzem (!) i tak dalej i tak dalej … . Miasto w
mieście. Obłędny hedonizm. Niemożliwe nie istnieje. Flatiron, Empire
State Building, Rockefeller Center. Sky is the limit. Oszołomiło Gaudiego,
Dalego. Te ostatni „(…) nie potrafi zaszokować
Nowego Jorku, lecz Nowy Jork może zaszokować Dalego.” Le Corbustiera skapitulował, choć na początku chciał
równać Manhattan z ziemią, twierdząc, że ”wieżowce
to (…) architektoniczne wypadki przy pracy.”
Książka przedstawia pewne założenia programowe i koncepcje jakie towarzyszyły twórcom i sprawcom takiej, a nie innej formy Nowego Jorku. To niezwykłe czytać, zwłaszcza architektonicznemu laikowi jak ja, ile pasji, wizji i determinacji potrzeba, żeby nadać miastu kształt. Oddając się lekturze Koolhaas miałam momentami wrażenie, że te wspaniałe wieżowce były składane z papieru i po prostu stawiane w wytyczonych punktach, a przecież za każdym z nich stały, oczywiście ogromne pieniądze, ale też trud, determinacja i filozofia. Ameryka ściga się z Europą. Nowy Jork to apoteoza amerykańskości. Pisząc manifest miasta Koolhaas używa dość ciekawego języka, poetycznego, usianego metaforami. Poświęca dużo czasu wyjaśnieniu przesłanek, toku myślenia jaki towarzyszył projektowaniu. Manhattanizm spisany.
Fotografia Flatiron: Page by Moey HoquePage by . - The New York Project (Set)
źródło: wyborcza.pl |
Książka przedstawia pewne założenia programowe i koncepcje jakie towarzyszyły twórcom i sprawcom takiej, a nie innej formy Nowego Jorku. To niezwykłe czytać, zwłaszcza architektonicznemu laikowi jak ja, ile pasji, wizji i determinacji potrzeba, żeby nadać miastu kształt. Oddając się lekturze Koolhaas miałam momentami wrażenie, że te wspaniałe wieżowce były składane z papieru i po prostu stawiane w wytyczonych punktach, a przecież za każdym z nich stały, oczywiście ogromne pieniądze, ale też trud, determinacja i filozofia. Ameryka ściga się z Europą. Nowy Jork to apoteoza amerykańskości. Pisząc manifest miasta Koolhaas używa dość ciekawego języka, poetycznego, usianego metaforami. Poświęca dużo czasu wyjaśnieniu przesłanek, toku myślenia jaki towarzyszył projektowaniu. Manhattanizm spisany.
Fotografia Flatiron: Page by Moey HoquePage by . - The New York Project (Set)