Sięgając po tę książkę, przyznaję uległam reklamie, a dodatkowo tytuł wydawał się smakowity.
Mój niepokój budziły jednak zachęty celebrytów TVNu a do tego dość zmysłowa
okładka, wywołująca konotacje z romansidłem. Kilka razy i bez przekonania
podchodziłam do lektury. Czy zawiodła mnie intuicja?
Nicole Mary Kelby to amerykańska
dziennikarka i pisarka, która bohaterem swojej książki „Białe trufle” uczyniła
Aguste’a Escoffiera, wielkiego twórcę haute cuisine. To
on uprościł kartę dań wprowadzając tzw. menu a la carte. Rozpropagował
service à la russe tj. kolejne serwowanie dań w miarę jedzenia, zamiast service
à la française – jednoczesne podawanie wszystkiego od przystawki po
deser. Artysta w swoim fachu. Gotował dla największych – Nelly Melby, Adeliny
Patti, Jules Henri Poincaré i w najbardziej prestiżowych restauracjach na
świecie w Ritzu i Savoyu. Autor ”Le guide culinaire”.
Osobę Escoffier’a otaczała aura tajemniczości związana z jego licznymi
romansami (?), w tym najgłośniejszym z Sarą Bernhardt (?) - ile w nich prawdy,
trudno ocenić i przyznała to w posłowiu sama autorka .
Książkę charakteryzuje przedziwna
niespójność – poplątanie płaszczyzn czasowych, poucinane historie. Mniej
więcej w połowie zaczyna się czytelnicza męczarnia. Kolejne wątki pojawiają się
i nagle znikają, ale … nie czekamy wcale na ich dalszy rozwój . I te dialogi !
Kto tak rozmawia? Kuchenna antropologia.
"- Musisz więc zjeść razem ze mną - powiedziała.
- Zjem.
- Ze mną?
- Zjem. (...)
- Jesli nie zjesz ze mną, nie będę jadła.
- Usiądę więc z tobą.
- I zjesz?
- I zjem."
Jest smacznie to prawda. Opisy potraw i ich składników przyjemnie łechcą podniebienie, tylko jest tego za dużo i momentami zupełnie giną w nich bohaterowie. Właśnie, konstrukcja postaci: płaska, bez polotu, chciałoby się więcej. Chaos. Intuicja mnie nie zawiodła. Pani Kelby przydałaby się lektura powieści Irvinga Stone’a – takie korepetycje dla piszących fabularyzowane biografie, bo ta trufla jest zdecydowanie zepsuta.
"- Musisz więc zjeść razem ze mną - powiedziała.
- Zjem.
- Ze mną?
- Zjem. (...)
- Jesli nie zjesz ze mną, nie będę jadła.
- Usiądę więc z tobą.
- I zjesz?
- I zjem."
Jest smacznie to prawda. Opisy potraw i ich składników przyjemnie łechcą podniebienie, tylko jest tego za dużo i momentami zupełnie giną w nich bohaterowie. Właśnie, konstrukcja postaci: płaska, bez polotu, chciałoby się więcej. Chaos. Intuicja mnie nie zawiodła. Pani Kelby przydałaby się lektura powieści Irvinga Stone’a – takie korepetycje dla piszących fabularyzowane biografie, bo ta trufla jest zdecydowanie zepsuta.
Jak zwykle, opakowanie nie gwarantuje jakości. A miałam ją kupić. Nic tak nie cieszy kolekcjonerki smaków jak książka o pięknym jedzeniu:) No cóż, dobrze wiedzieć wcześniej.
OdpowiedzUsuń