Pages

piątek, 29 listopada 2013

„Deliryczny Nowy Jork”



źródło: wyborcza.pl
Pomyślałam, że książka pióra holenderskiego architekta Rem’a Koolhaas’a będzie dobra, żeby zapoczątkować na blogu nowy cykl zatytułowany „Nowy J.”. Będzie on poświęcony wyłącznie utworom prezentującym to miasto i takim, w których jest ono jednym z głównych bohaterów. Koolhaas napisał „Deliryczny Nowy Jork” w 1977 roku. To nieformalny manifest, który w Polsce ukazał się niedawno nakładem Wydawnictwa Karakter. Nie jest to rys historyczny miasta per se. To raczej obraz metropolii, gdzie niemożliwe staje się namacalne, bo architektura i urbanistyka spełniają ludzkie marzenia i to te najbardziej szalone.
źródło: wyborcza.pl
Nowy Jork to miasto na wskroś wspaniałe. Wciągające. Uległam jego urokowi niemal natychmiast. Spędzałam całe dnie włócząc się różnymi drogami z Parku Battery do Central Parku, przez Most Brooklyński, metrem, gubiąc się w Harlemie. Manhattan, Brooklyn, Queens, Bronx i Staten Island. Prawie osiemset kilometrów kwadratowych i ponad 8 milionów ludzi. Moloch. Drapacze chmur. Kamienice z elewacjami z piaskowca. Art déco w budynku Chryslera. Eklektycznie. Nowocześnie i klasycznie. Tony stali i szkła, skąpane w zieleni parków. Pierwsze spotkanie może przyprawić o ból głowy. Ja, zwierzę miejskie, odżywam, ten puls miasta, te tętniące arterie, ci ludzie idący przed siebie w górę i w dół, niekończące się ciągi pieszych i za chwilę cisza w Central Parku. Im dłużej się tam przebywa, tym bardziej człowiek zastanawia się skąd wziął się pomysł na takie miasto? Jak to się stało, że ludzka wyobraźnia wygenerowała owe niezwykłe budynki - mix stylów, w teorii nie do pogodzenia, a w rzeczywistości stanowiących ciekawą całość? American dream architektury i urbanistyki. Więc jak powstawało to miasto? Jak je czytać i zrozumieć?

W 1632 roku były tu gęste lasy i niewielka holenderska kolonia Nowy Amsterdam, a już sto pięćdziesiąt lat później wytyczono na Manhattanie 2028 parceli tzw. „ruszt”, podstawę rozwoju miasta. Dość brutalny ruch, a jednak nadał metropolii pewne ramy. Trudno w to uwierzyć, ale koncepcje rozwoju urbanistycznego Nowego Jorku nigdy nie były realizowane na papierze i być może ten właśnie fakt pozwolił wdrażać najbardziej szalone pomysły, bo ani ekonomia, ani struktura, ani racjonalność nie miały znaczenia. Zanim Manhattan zaczął wznosić się do gwiazd, utworzono laboratorium i eksperymentowano na Coney Island. To właśnie tam powstawały parki rozrywki: królestwo karłów, elektryczna kąpiel, Beczka Miłości, kanały weneckie. Dziś krzykniemy „kicz”, ale wtedy fascynujący. Świat szedł na przód – elektryczność, maszyny, klimatyzacja, i winda, to ona wznosi myśl ludzką na wyższy poziom. Oto człowiek może podbijać przestrzeń, bo ile można zbudować na 2028 kwartałach? Zaczęto piąć się w górę. Rodzi się koncepcja Wieżowca i Kultura Zagęszczenia. „Kosmopolis przyszłości”. Nie tyle tworzono sam budynek, co próbowano powielić działkę, a później dokonywano na wieżowcach, uwaga: lobotomii, bo każdy wieżowiec miał niejako dwa życia: zewnętrzne i to wewnętrzne – mieszkania, biura, teatry, kościoły, parkingi, szpitale, ale i ogrody rzymskie, pola golfowe pod dachem, czy replikę sielskiej wsi z żywmy inwentarzem (!) i tak dalej i tak dalej … . Miasto w mieście. Obłędny hedonizm.  Niemożliwe nie istnieje. Flatiron, Empire State Building, Rockefeller Center. Sky is the limit.  Oszołomiło Gaudiego, Dalego. Te ostatni „(…) nie potrafi zaszokować Nowego Jorku, lecz Nowy Jork może zaszokować Dalego.”  Le Corbustiera skapitulował, choć na początku chciał równać Manhattan z ziemią, twierdząc, że ”wieżowce to (…) architektoniczne wypadki przy pracy.”
Książka przedstawia pewne założenia programowe i koncepcje jakie towarzyszyły twórcom i sprawcom takiej, a nie innej formy Nowego Jorku. To niezwykłe czytać, zwłaszcza architektonicznemu laikowi jak ja, ile pasji, wizji i determinacji potrzeba, żeby nadać miastu kształt. Oddając się lekturze Koolhaas miałam momentami wrażenie, że te wspaniałe wieżowce były składane z papieru i po prostu stawiane w wytyczonych punktach, a przecież za każdym z nich stały, oczywiście ogromne pieniądze, ale też trud, determinacja i filozofia. Ameryka ściga się z Europą. Nowy Jork to apoteoza amerykańskości. Pisząc manifest miasta Koolhaas używa dość ciekawego języka, poetycznego, usianego metaforami. Poświęca dużo czasu wyjaśnieniu przesłanek, toku myślenia jaki towarzyszył projektowaniu. Manhattanizm spisany.

Fotografia Flatiron: Page by Moey Hoque - The New York Project (Set)

 
Rem Koolhaas „Deliryczny Nowy Jork”, Wydawnictwa Karakter 2013






 

1 komentarz:

  1. Myślę, że architektura tego miejsca idealnie odzwierciedla amerykańskie społeczeństwo - zlepek różnych narodowości i kultur, ta niesłychana chęć do wzbogacania się i dotarcia na sam szczyt oraz nieustanne patrzenie w przyszłość (w przeciwieństwie do głęboko zakorzenionych w historii państw europejskich).

    Osobiście nie przepadam za NYC (podobnie zresztą jak i za całym USA), jednak po tę książkę sięgnę z przyjemnością. Oczywiście jak tylko zostanie dodrukowana, bo jej obecny nakład się już wyczerpał.

    OdpowiedzUsuń