Pages

piątek, 7 marca 2014

O tym jak książka połknęła program telewizyjny


Twórczość Jarosława Mikołajewskiego była mi dotąd nieznana. Aż tu w ubiegłym tygodniu wygrałam konkurs zorganizowany przez Wydawnictwo Bajka i już po kilku dniach mogłam się cieszyć egzemplarzem pod tytułem „Para–mara”. Piękna, w formacie A4, nowiutka, pachnąca, twarda oprawa, aż ślinka cieknie. Poszperałam w internecie i po kilku próbach Pan Google naprowadził mnie na stronę Doroty Koman i jej artykuł „Jarosław Majewski DZIECIOM”. Okazuje się, że to nietuzinkowy autor i  tłumacz pozycji m.in. Rodariego, a jego przekłady książek dla dzieci z włoskiego, zostały wpisane na Międzynarodową Listę Andersena. Ma również w dorobku nowy przekład „Pinokia” Carla Collodiego.

Źródło
Otwieram przesyłkę i już po chwili trzymam w ręku dziwny twór. Czy to faktycznie książka, bo na okładce, jakiś okularnik zaprasza nas na program...telewizyjny, pod tytułem „Pary nie do wiary…”. Telewizja w książce? Gośćmi owego programu są Pan Kanaletto i Pan Cienias. Pisownia oryginalna. Nie, to ani nie malarz, ani mięczak. To strachy. Wczytuje się i słyszę głosy napawające lękiem i konsternacją. Przyznacie sami, goście są dość osobliwi. Jeden z nich mieszka pod dziurą w wannie, w zlewozmywaku i umywalce. Bulgocze, beka, czka i jest zmuszany do połykania „Kreta”. Za to Cienias to polonista, pasjonat poprawnej deklinacji, wielbiciel wołacza, który lubi straszyć pojawiając się na ścianach i podłogach. Któż z nas nie reaguje wzdrygnięciem na odgłos naprężających się rur, organowych dźwięków PCV, trzaskania parkietu lub przewodów elektrycznych, nie mówiąc o własnym cieniu. Strachy na lachy. Jest też prezenter. „(...) ten człowiek nic nie rozumie. Od razu widać, że jest z telewizji.”. I co z tego, że znalazł się w książce, to nie czyni go automatycznie literatem. Zupełnie zagubiony, ośmieszony opuszcza studio. Blamaż. Touché. Brutalne ukazanie marności telewizji przez pryzmat absurdalnego talk-show. Śmiałam się jak nigdy, aż w pewnym momencie zorientowałam, że przecież śmieję się z samej siebie.

I mam z tą książką problem..., nie dlatego, że i mnie ośmieszyła, ale dlatego, że w zasadzie nie spotkałam się z czymś podobnym wcześniej, wśród książek dla dzieci. To bardziej forma zabawy słowem i obrazem. Pomyślałam nawet, że mój trzylatek tego nie ogarnie, a jednak nie było tak źle. Myślę, że za rok będzie to bardziej do niej trafiało. Tymczasem widać, że autor lubi opowiadać, a do tego traktuje młodego czytelnika z należnym szacunkiem, ufając jego inteligencji, poczuciu humoru i wyobraźni. W tandemie twórców tej pozycji pojawia się także nazwisko ilustratora Pawła Pawlaka. To dość niekonwencjonalny i doświadczony rysownik. Widać, że lubi eksperymenty, bo sam otwarcie przyznał w wywiadzie dla ilustrada.pl., że „(...)stara się nie przywiązywać do żadnej z technik”. Jego ilustracje do „Para-mara” wciągają w przedstawiony świat, stymulują wyobraźnię. Pierwszą próbkę talentu Pawlaka miałam już w O Melanii, Melchiorze i Panu Przypadku”. Jeśli macie odwagę, zachęcam.


Jarosław Mikołajewski  Para–mara”, Wydawnictwo Bajka, Warszawa 2014

1 komentarz: