O tym jak książka połknęła program telewizyjny
Twórczość
Jarosława Mikołajewskiego była mi dotąd nieznana. Aż tu w ubiegłym tygodniu
wygrałam konkurs zorganizowany przez Wydawnictwo Bajka i już po kilku dniach
mogłam się cieszyć egzemplarzem pod tytułem „Para–mara”. Piękna, w formacie
A4, nowiutka, pachnąca, twarda oprawa, aż ślinka cieknie. Poszperałam w internecie
i po kilku próbach Pan Google naprowadził mnie na stronę Doroty Koman i jej artykuł
„Jarosław Majewski DZIECIOM”. Okazuje
się, że to nietuzinkowy autor i tłumacz
pozycji m.in. Rodariego, a jego przekłady książek dla dzieci z włoskiego,
zostały wpisane na Międzynarodową Listę Andersena. Ma również w dorobku nowy przekład
„Pinokia” Carla Collodiego.
Źródło |
I mam z tą
książką problem..., nie dlatego, że i mnie ośmieszyła, ale dlatego, że w
zasadzie nie spotkałam się z czymś podobnym wcześniej, wśród książek dla
dzieci. To bardziej forma zabawy słowem i obrazem. Pomyślałam nawet, że mój
trzylatek tego nie ogarnie, a jednak nie było tak źle. Myślę, że za rok będzie to
bardziej do niej trafiało. Tymczasem widać, że autor lubi opowiadać, a do tego
traktuje młodego czytelnika z należnym szacunkiem, ufając jego inteligencji,
poczuciu humoru i wyobraźni. W tandemie twórców tej pozycji pojawia się także
nazwisko ilustratora Pawła Pawlaka. To dość niekonwencjonalny i doświadczony
rysownik. Widać, że lubi eksperymenty, bo sam otwarcie przyznał w wywiadzie dla
ilustrada.pl., że „(...)stara się nie przywiązywać
do żadnej z technik”. Jego ilustracje do „Para-mara” wciągają w przedstawiony świat, stymulują wyobraźnię.
Pierwszą próbkę talentu Pawlaka miałam już w „O Melanii, Melchiorze i Panu Przypadku”. Jeśli macie odwagę, zachęcam.
Jarosław Mikołajewski
„Para–mara”, Wydawnictwo Bajka, Warszawa 2014
1 komentarze
Osobliwa pozycja, ale chyba warto dać jej szansę:)
OdpowiedzUsuń