Pages

piątek, 20 czerwca 2014

Buszujący w kukurydzy…


Długo zdobywałam tę książkę. Nie wiem, dlaczego przegrywałam wszystkie kolejne aukcje, albo właśnie ktoś kupował ostanie egzemplarze w antykwariatach, albo zderzałam się z napisem ”produkt niedostępny”. A kiedy w końcu się udało i egzemplarz do mnie dotarł ... okładka poraziła mnie swoją tandetnością. Timoty Dalton i Emmanuelle Béart (a może Audrey Tatou?) i wiszący nad ich głowami zakrwawiony sztylet albo kosa. Nie wyglądało to zachęcająco. Cały czas myślę, co zainspirowało grafika do wyboru akurat takiej szaty graficznej, niczym Harlequin odarty z kiczowatej seksualno-romantycznej powłoczki. Ale nic to, pakuję się i jadę z główną bohaterką, Julią Dobrowolską, do Bułkowic. Miasteczko jakich wiele - dworzec, gospoda „Pod Dębem”, ratusz i jego pochodne - wieża ratuszowa, bar „Ratuszowa”. Cisza, letni spokój i rozleniwienie. Nuda, która rozbijają tylko hałaśliwi, młodzi letnicy. Aż tu pewnego dnia, wśród kukurydzy znaleziono ciało młodej dziewczyny, ciało bez głowy. „To Topielica” krzyczały dzieci, ale i dorośli drżeli, zamykając domu i chowając się przed światem. Ulice pustoszały po zmroku, tylko delikatnych ruch firanek w oknach zdradzał obecność i czujność mieszkańców. To będzie nowość dla pani detektyw Julii, która do tej pory zajmowała się drobnicą – niewierni małżonkowie, zaginieni nastolatkowie lub koty. Śledztwo w Bułkowicach ma zupełni inny kaliber - sprawa Żniwiarza to morderstwo okrutne. Julia od razu zdobywa moją sympatię. Jest bystra, pewna siebie, zorganizowana i ma wspaniale cięty język. Typ niezależnej i pragmatycznej kobiety. Pracuje z mężczyznami, policjantami, ale świetnie radzi sobie z ich docinkami, taki „chandlerowski detektyw Marlowe”. Drobna, wysportowana blondynka, psycholog z wyksztalcenia, ma wspaniały dar obserwacji i zdaje się bezbłędnie wyczuwać swoich rozmówców, ich zawahania, próby ukrycia faktów, ściemy i kłamstwa. Kobieta z blizną, intryguje, zaskakuje. Małe miasteczko, jak to małe miasteczko z pozoru „wsi spokojna”, a tuż pod warstwą lukru, wielkie bagno hipokryzji i tysiące zatajanych spraw, które uwierają od lat. Norma. Podejrzani są w zasadzie wszyscy: doktor Wawrzycki i jego córka Olga, policjant Śmiałek, ksiądz Franciszek, stara czarownica Tekla, dziennikarz Bergen, ministrant Jarosz, przystojny sierżant Duraj …. Najgorsza jest jednak ta ściana milczenia, nikt nic nie widział, nikt nic nie wie. Trzeba zaangażować sporą dawkę sprytu i podstępu, żeby nakłonić ludzi do mówienia i przypominania sobie. A może to po prostu urok osobisty Julii? To układanka z 10,000 puzzli. Kryminał przedni, ale jest coś jeszcze. Mniej więcej w połowie książki, wraz z pojawieniem się siostry głównej bohaterki – Eulalii- narasta napięcie…seksualne. Tak, będzie romans, albo nawet dwa, do tego dodatkowe trupy. Mistrzowskie zaskoczenie i pokręcenie historii, ze szczyptą pop kulturalnych odniesień. Bardzo przypadło mi to do gustu i myślę, że taki pomysł na poprowadzenie akcji wynika poniekąd ze starań autorki w kwestii kreacji samej siebie. Gaja Grzegorzewska chce być postrzegana jako stereotypowa blondynka, ba antyintelektualistka. Odwiedźcie jej profil na Facebook’u. Specyficzne poczucie humoru mogą odcyfrować tylko najbliżsi. Autorka zakłada maskę i zdecydowanie ucieka w błazeństwo, które może się wydawać po prostu przekombinowaniem albo, co gorsze, feministyczną (teraz także gederową) manifestacją. Nic z tych rzeczy. Pamiętajcie: poczucie humoru i trochę dystansu!

Gaja Grzegorzewska zdradziła w wywiadzie dla Wysokich Obcasów, że pomysł na tę książkę zrodził się w czasie samotnej przejażdżki rowerowej, gdy „w uszach zadzwoniła jej złowroga cisza” i napisała ją w sumie dla siebie, do szuflady. Jak dobrze, że powieść nie utknęła tam na wieki i zapoczątkowała bardzo udaną serię. W 2010 Grzegorzewska zdobyła nagrodę Wielkiego Kalibru za najlepsza powieść kryminalną lub sensacyjną dla „Topielicy”. To świeża twarz polskiego kryminały i godna konkurentka dla Chmielewskiej i Krajewskiego.

Gaja Grzegorzewska „Żniwiarz” Wydawnictwo EMG, Kraków 2006










Wysokie Obcasy "Gaja Grzegorzewska - kobieta bez waty językowej", 18.02.1013


6 komentarzy:

  1. Brzmi ciekawie. Dopisuję do listy~~

    OdpowiedzUsuń
  2. Chciałabym to "upolować"... :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ojej, okładka rzeczywiście paskudna

    OdpowiedzUsuń
  4. Wszystkie jej okładki są paskudne, ale książki świetne

    OdpowiedzUsuń
  5. Ja czytałam "Grób" i oprócz kilku elementów, które trochę nie pasowały do ogólnej kreacji Julii, byłam bardzo pozytywnie zaskoczona. Szczególnie podjęciem dość trudnych tematów jak choćby nekrofilia. A co do okładki to "Grób" już ma całkiem przyzwoitą, a już na pewno nie tak tandetną jak ta "Żniwiarza" :)

    OdpowiedzUsuń