Pages

czwartek, 12 czerwca 2014

Płotki, rekiny i fundusze inwestycyjne


Olga Kirch ma trzydzieści lat. Czym się zajmuje? „Wyręcza innych w zarabianiu pieniędzy”. Analizuje, hedguje, kupuje, wystawia rekomendacje, sprzedaje – zarządza portfelem papierów wartościowych pewnego funduszu. Jest bardzo zdolna, ma świetne wyniki, kariera kwitnie. Owszem brakuje czasu na „normalne życie”, czytaj rodzinę. Ale chłopak vel. kochanek jest, piękne mieszkanie w kamiennicy jest, konto zasilane konkretną pensją jest. W weekendy i wakacje wypady do egzotycznych rejonów świata lub uprawianie ryzykownego hobby. Adrenalina musi być na wysokim poziomie przez cały czas. Dla niektórych: żyć nie umierać. Tylko, że Olga jest inna. Owszem pozostaje profesjonalistką, ma niezłą intuicję i umiejętności dobrego przewidywania, stąd jej wyniki, ale ma też cos jeszcze: skrupuły. Nie jest rekinem, a raczej superbohaterem w spódnicy. Ma zasady wśród, których dominuje dbałości o klienta i jego pieniądze. Ta cecha łączy ją z grubą rybą Wall Steet – Davidem Bernstein’em. Płotka i rekin w symbiozie przyzwoitości, która „pozwala im patrzeć w lustro (...) i nie brzydzić się siebie, kiedy czytam w gazetach o własnych decyzjach”.
Źródło
Świat warszawskiej finansjery być może jest tylko skromnym zapleczem dla takich gigantów jak Wall Street, Londyn czy Frankfurt, ale może stać się ciekawym narzędziem w rozgrywkach między najgrubszymi rybami. Są tu młodzi finansiści z mlekiem pod nosem, są też starzy wyjadacze, pozostałości poprzedniego systemu, bardzo sprawni w „załatwianiu”, przekupywaniu i pociąganiu za sznurki. Wszyscy próbują minimalizować ryzyko i maksymalizować zyski. Pazerność kontra etyka. Lekki spadek kursu i ogromne straty, dla jednych to tylko część matematycznego równania, dla innych dramaty życia, straty oszczędności, emerytur. Kadra zarządzająca i jej konszachty ze światem polityki i biznesu. Roszady i ustawki w czasie walnych zgromadzeń, tymczasowe sojusze, handel stanowiskami w radach nadzorczych. To jak prawdziwa jazda na kolejce górskiej z domieszką piłkarskiej „kiwki”. Raz na byku, raz na niedźwiedziu. Pęd niesamowity. Kto kogo podkopie pierwszy, kto ma w rękawie większy atut i kto zna przeciwnika lepiej. Nie ma zasad, wyciągane są wszelkie brudy, aby osiągnąć cel. Cum finis est licitus, etiam media sunt licita.
 
Źródło

Tytuł K.I.S.S, to akronim zasady „Keep it Simple Stupid”, czyli nic innego jak: ”najprostsze sposoby pozostają najlepsze”, nie kombinuj, bierz, co dają. Nie ma tu nic o zespole rockowym, ani technikach całowania, no chyba, że z samym diabłem. Literacko nie jest to z pewnością najwyższa półka, nagle pojawiający się wątek smutnego dzieciństwa, trochę dziwi w tym wszystkim, dobrze, że nie został rozwinięty. Trzeba jednak mieć niezłe umiejętności gawędziarskie, żeby ciekawie opowiadać o sprawach finansów, a tym bardziej inżynierii finansowej, czy krachu w 2008 roku, czy metodach analizy finansowej. Zasypiacie już na samą myśl? Nie znajdziecie tu nadęcia i tonu wykładowcy akademickiego, za to w całkiem niezły klimat powieści sensacyjnej. Tomasz Prusek jest publicystą Gazety Wyborczej oraz analitykiem i obserwatorem rynków kapitałowych. Czytałam kiedyś jego artykuły, z racji wykształcenia i zainteresowań. To nie jest bełkot szalonego maklera, ani żonglowanie obcobrzmiącymi słowami: model CAPM, wypukłość obligacji, kontrakt collar. Akcja trzyma w napięciu cały czas, jest groźnie, są spiski, brudne zagrywki, chwyty poniżej psa, seksistowskie zachowania, góry pieniędzy.

  
Tomasz Prusek „K.I.S.S” Wydawca Agora S.A, Warszawa 2014












Za egzemplarz dziękuję Wydawnictwu Agora



 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz