Olga Kirch ma trzydzieści
lat. Czym się zajmuje? „Wyręcza innych w
zarabianiu pieniędzy”. Analizuje, hedguje, kupuje, wystawia rekomendacje,
sprzedaje – zarządza portfelem papierów wartościowych pewnego funduszu. Jest bardzo
zdolna, ma świetne wyniki, kariera kwitnie. Owszem brakuje czasu na „normalne
życie”, czytaj rodzinę. Ale chłopak vel. kochanek jest, piękne mieszkanie w
kamiennicy jest, konto zasilane konkretną pensją jest. W weekendy i wakacje
wypady do egzotycznych rejonów świata lub uprawianie ryzykownego hobby.
Adrenalina musi być na wysokim poziomie przez cały czas. Dla niektórych: żyć
nie umierać. Tylko, że Olga jest inna. Owszem pozostaje profesjonalistką, ma
niezłą intuicję i umiejętności dobrego przewidywania, stąd jej wyniki, ale ma
też cos jeszcze: skrupuły. Nie jest rekinem, a raczej superbohaterem w
spódnicy. Ma zasady wśród, których dominuje dbałości o klienta i jego
pieniądze. Ta cecha łączy ją z grubą rybą Wall Steet – Davidem Bernstein’em. Płotka
i rekin w symbiozie przyzwoitości, która „pozwala
im patrzeć w lustro (...) i nie brzydzić się siebie, kiedy czytam w gazetach o
własnych decyzjach”.
Źródło |
Świat
warszawskiej finansjery być może jest tylko skromnym zapleczem dla takich
gigantów jak Wall Street, Londyn czy Frankfurt, ale może stać się ciekawym narzędziem
w rozgrywkach między najgrubszymi rybami. Są tu młodzi finansiści z mlekiem pod
nosem, są też starzy wyjadacze, pozostałości poprzedniego systemu, bardzo sprawni
w „załatwianiu”, przekupywaniu i pociąganiu za sznurki. Wszyscy próbują minimalizować
ryzyko i maksymalizować zyski. Pazerność kontra etyka. Lekki spadek kursu i
ogromne straty, dla jednych to tylko część matematycznego równania, dla innych dramaty
życia, straty oszczędności, emerytur. Kadra zarządzająca i jej konszachty ze
światem polityki i biznesu. Roszady i ustawki w czasie walnych zgromadzeń,
tymczasowe sojusze, handel stanowiskami w radach nadzorczych. To jak prawdziwa
jazda na kolejce górskiej z domieszką piłkarskiej „kiwki”. Raz na byku, raz na
niedźwiedziu. Pęd niesamowity. Kto kogo podkopie pierwszy, kto ma w rękawie większy
atut i kto zna przeciwnika lepiej. Nie ma zasad, wyciągane są wszelkie brudy,
aby osiągnąć cel. Cum finis est licitus, etiam media sunt licita.
Źródło |
Tytuł K.I.S.S, to
akronim zasady „Keep it Simple Stupid”, czyli nic innego jak: ”najprostsze
sposoby pozostają najlepsze”, nie kombinuj, bierz, co dają. Nie ma tu nic o
zespole rockowym, ani technikach całowania, no chyba, że z samym diabłem. Literacko
nie jest to z pewnością najwyższa półka, nagle pojawiający się wątek smutnego
dzieciństwa, trochę dziwi w tym wszystkim, dobrze, że nie został rozwinięty. Trzeba
jednak mieć niezłe umiejętności gawędziarskie, żeby ciekawie opowiadać o
sprawach finansów, a tym bardziej inżynierii finansowej, czy krachu w 2008 roku,
czy metodach analizy finansowej. Zasypiacie już na samą myśl? Nie znajdziecie
tu nadęcia i tonu wykładowcy akademickiego, za to w całkiem niezły klimat
powieści sensacyjnej. Tomasz Prusek jest publicystą Gazety Wyborczej oraz
analitykiem i obserwatorem rynków kapitałowych. Czytałam
kiedyś jego artykuły, z racji
wykształcenia i zainteresowań. To nie jest bełkot szalonego maklera, ani żonglowanie
obcobrzmiącymi słowami: model CAPM, wypukłość obligacji, kontrakt collar. Akcja trzyma w napięciu cały
czas, jest groźnie, są spiski, brudne zagrywki, chwyty poniżej psa, seksistowskie
zachowania, góry pieniędzy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz