„Przebudzenie” jest pięćdziesiątą ósmą
powieść Kinga, o ile się nie mylę. Mój świąteczny prezent. Niespodzianka,
trafiona bezbłędnie, bo King rzadko zawodzi. Tym razem będzie o geniuszu, o
szaleńcu, który stawia życie ludzkie ponad wszystko. Wielebny Charles Jacobs.
Pan stwarzania, naprawiania, poszukiwacz życia po życiu, a może świata poza
Bogiem?
Źródło |
Narratorem
książki jest Jamie Morton, którego poznajemy jako sześciolatka. Malec jest
bacznym obserwatorem Wielebnego, jego oddanym fanem i przyjacielem, a później także
królikiem doświadczalnym. Tak, z pomocą słuchawek i sporej dawki prądu Wielebny
przerwie heroinowy ciąg Jamiego, komuś innemu przywróci słuch, komuś jeszcze głos.
Cuda będą się działy masowo. Nagłe ozdrowienia, niby dotknięcia ręki Boga, a może
potestas magnum universum? „Coś się stało. Coś (…)”. Pojawiają się
sny, kolory, pryzmaty, głosy, omamy. Skutki uboczne terapii szokowej?
Po kolei. Wielebny
był kiedyś charyzmatycznym i wspaniałym proboszczem małej parafii gdzieś w Harlow,
w stanie Maine. Wiecie, takim pastorem idealnym, przyjacielem, takim, który przybliża
Boga, ale sprytnie, zaciekawia, który splata opowieści o … elektryczności z Pismem
Świętym i zapełnia kościół w niedzielę. Od początku było coś przerażającego w tej kuszącej, jakby idealnej,
dobrotliwej postaci. Czysto
metaforyczne zainteresowanie prądem „miało
podtekst religijny”, tylko na wstępie. Ale pewnego dnia istnienie Boga zostało
podważone. Brutalnie. Straszne Kazanie. Hiobowa próba to czasem zbyt wiele jak
na ludzkie ramiona. Rodzi się zło.
Książka Kinga przywołuje
na myśl natychmiast „Frankensteina”,
nie ma, co ukrywać, autor zresztą dedykuje ją, między innymi: Mary Shelley,
H.P. Lovecraftowi, Stokerowi. Odwołań, inspiracji znajdziecie tu wiele - „Smętarz dla zwierzaków”, „De Vermis
Mysteriis”, Ludwig Prinn, Dan Brown, czy „Necronomicon”. King tak ma, zatapia czytelnika w świecie
fikcji, głęboko, aż granica między snem, a jawą zupełnie się zaciera. Skóra
cierpnie. Rodzi się strach. To jest mój ulubiony moment w prozie Kinga, zaczym
się czuć niepewnie i niespokojnie.
Nie lubię szufladkowania Kinga, jako autora horrorów. Ta
książka horrorem nie jest. Nie lubię też podkreślania ciągłego statusu jego książek,
jako rekordzistów list bestsellerów, co jest w pełni zasłużone, ale wydaje mi się,
iż umyka nam wtedy fakt, że to naprawdę świetny pisarz. Osobiście uwielbiam
Kinga i nie ma to nic wspólnego z faktem, że lubię się bać, po prostu fascynuje
mnie tło jego powieści. Ameryka lat sześćdziesiątych, siedemdziesiątych. Małe
społeczności w wymiarze 3D. Dorastanie gdzieś w Nowej Anglii, która jest
miejscem na wskroś dzikim, przesiąkniętym tajemnicą. Opisy zwykłych momentów,
znanych nam doskonale, tych, do których lubimy wracać po latach: smak
pierwszego pocałunku, pierwszych fascynacji, zapachu prania, rodzinnych momentów.
King ma wspaniały dar snucia opowieści, robi to zupełnie bez wysiłku, z
charakterystyczną dla siebie dyskretnością. Żongluje zapowiadaniem, konfliktami
i suspensem. Czytelnik podąża za nim bezwiednie. Jego proza absorbuje, pociąga
i … oszukuje. Ta pozycja to prawdziwe przebudzenie Kinga.
Stephen King „Przebudzenie”, Prószyński i S-ka,
Warszawa 2014
Przeczytać chcę coś Kinga już od bardzo dawna, ale jak przychodzi co do czego, to ciągle o nim zapominam :(
OdpowiedzUsuń