Pages

sobota, 6 lutego 2016

Automat w służbie czytelnictwu

W Krakowie stanął książkomat. Znajdziecie go na dworcu autobusowym. W ofercie historia Karola Kota, wampira i seryjnego mordercy. Inicjatorem akcji jest Grupa Jagiellonia, które zapowiada, że jeśli pomysł się przyjmie takich maszyn będzie więcej i staną w innych miejscach miasta.

www.radiokrakow.pl
A jak tam książkomat na Balicach? Jego specjalność to książki do nauki polskiego. Jak widać w obu przypadkach pomysłodawcy liczą na spontaniczność zakupów i chęć wypełnianie podróży czytaniem. Być może przytrafiła im się podobna historia jak Allenowi Lane'owi, założycielowi wydawnictwa Penguin Books. Otóż plotka głosi, że wracając od Agathy Christie, na dworcu (!) szukał miejsca, gdzie mógłby kupić coś do czytania w drodze powrotnej do Londynu. W 1934 roku stworzył tzw. Penguincubator. W ofercie klasyka literatury, w miękkiej okładce, za cenę równą cenie paczki papierosów. Celem było wyjście poza powszechnie utarte standardy: powszechnie dostępne, tanie tytuły i opuszczenie księgarni.

publishingperspectives.com
Ale nie Allen był pionierem w tej dziedzinie. Pierwsza maszyna tego typu pojawiły się na początku XIX wieku w Anglii, kiedy pewien człowiek chciał sprzedawać dość buntownicze książki. Urządzenie pozwalało mu obejść prawo, bo to klient sam decydował się na zakup, a właściciel maszyny umywał ręce.

Później były „Book-o-Mat”, „Readomatic”, a nawet „Biblio-Mat”, w Stanach Zjednoczonych, Japonii, Hiszpanii, Szwecji itd. Jedna z firm obstawiająca książkomatami lotnisko Heathrow, zbankrutowała.

www.le-furet-du-retail.com
Czy jest to dobry pomysł na promocję czytelnictwa? Na pewno jakaś próba. Czy słoń nie urodzi mrówki? Obawiam się, że tak się właśnie stanie. Nie macie wrażenia, że ten sposób zakupu jakoś gryzie się z książką? I intuicją? I intymnością? Do głosu dochodzi moja konserwatywna druga twarz. Rynek książek od lat wykorzystuje tę metodę, bez spektakularnych osiągnięć. To, co naprawdę nakręca sprzedaż w maszynach to oferta bestsellerów i książek z jakąś sensacyjną otoczką. Jest w książkomatach coś, co przypomina mi o białych słoniach tajskich królów: skarby hodowców, pociągające za sobą ogromne koszty. Czy więcej nie ugrają wirtualne książkomaty Amazona i Google'a? A może, a może ci ostatni traktują książki jako coś pobocznego i w końcu zgubi ich brak intuicji? Może książkomat jest ostatecznie skuteczną pomocą w znalezieniu książki?


Żródło:
http://www.huffingtonpost.com/

5 komentarzy:

  1. Słyszałam już o tym, że ksiązkomat stanął w Krakowie. Nie przebywam na lotnisku, ale jakby był jeszcze w innych miejscach, to wcale nie byłoby to takie złe. Jak dla mnie super inicjatywa ;)

    Pozdrawiam i zapraszam do siebie ;)
    http://tylkomagiaslowa.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. Po pierwsze świetny tekst! Też mam zagwozdkę, bo z jednej strony ciśnie się niech ludzie czytają cokolwiek, bo to wywołuje nawyk czytania. Z drugiej jest świadomość, że zła literatura psuje czytelnika. Świetnie by było, gdyby w ofercie było i coś ambitniejszego, i bestseller. Na lotniskach szwedzkich można zaopatrzyć się we wszelkiego rodzaju tytuły. I to nie tylko zupełne nowości. Stawiają tam raczej na wydania kieszonkowe.

    OdpowiedzUsuń