Pages

środa, 10 lutego 2016

O fochach, organicznych kozich serach i więzieniu

Tytuł jest naprawdę fascynujący, to jakby Monty Python i Orwell razem napisali książkę. Dosłownie. Przeczytajcie go sobie na głos. Uśmiechacie się, ale po plecach idą ciarki?
Bardzo lubię książki Hoomana Majda, za świeżość, za próbę spojrzenia na szatański kraj z perspektywy zwykłego człowieka, za wyjaśnianie niezrozumiałego. Nie jest to do końca perspektywa obiektywna, a do tego dość wygodna. Autor jest znanym dziennikarzem, synem dyplomaty rządu szacha, wnukiem ulema Mohammada Kazema Assara, tłumaczem Ahmadineżada w ONZ. Wyjechał z Iranu wraz z rodzicami jako malutki dzieciak i od tego czasu mieszka na Zachodzie. Podkreśla to, że jest stuprocentowym Amerykaninem i jednocześnie stuprocentowym Irańczykiem w wersji West Coast. To akurat typowo perskie stwierdzenie, znaczy absurdalne.
http://www.kinonh.pl/
Majd tłumaczy zawiłości irańskiej mentalności pozwala zrozumieć mieszkańców, deszyfrować zachowania polityków. Pokazuje, że Szatan choć szczerzy kły i gra w atomowe szachy, ma nałożony dość gruby makijaż, stroi miny i fochy. Nie, to nie jest udawany reżim, represje i strach towarzyszą ludziom na co dzień, ale okazuje się, że można je obchodzić, stosować uniki, a nawet pokazać środkowy palec władzy. To państwo zagadka.
Bodźcem do napisania te książki stał się mały Chasz, syn autora, oraz chęć pokazania kraju urodzenia amerykańskiej rodzinie. Plan rocznego pobytu w Iranie, spotkał się z ostrym sprzeciwem ze strony krewnych (także tych irańskich). A jednak polecieli, z naręczem walizek, z delikatnym optymizmem i ze strachem, głównie w głowie Hoomana. Czytając poprzednie książki Majda, miałam wrażenie, że są bardzo osobiste. Ta potęguje to wrażenie ze zdwojoną siłą. Przy całej krytyce rządów Ajatollahów oraz amerykańskiej perspektywie, wyczuwało się głęboki sentyment do rodzinnego kraju, do codziennego życia, do ludzi, skądinąd bardzo przyjaźnie nastawionych. I to przybliżanie dwóch skrajnie różnych cywilizacji, które w sumie więcej łączy niż dzieli, chyba tylko ten foch. ALE. Autor choć opisuje Iran z uczuciem i zrozumieniem, czyni to z lekko uprzywilejowanej pozycji „turysty”. Wpada sobie na rok, wiele rzeczy usprawiedliwia, nie jest szarym ludkiem, ma plecy, znajomości, ma pieniądze. Tak musi lawirować, a nawet kłamać, aby żyć w miarę normalnie, ale ma perspektywę wyjazdu.
https://pl.pinterest.com/pin/462322717969824180/
W tej książce patrzymy na Teheran oczami Irańczyków, polityka staje się jedynie tłem (o ile to możliwe). Otrzymujemy zapis kolejnych paradoksów. Po pierwsze Irańczyk zawsze widzi siebie inaczej niż jego otoczenie (głównie obcokrajowcy). Irańczyk to Pers, nie Arab, Arab to ktoś gorszy. Kompleksy. Po drugie, dzieci uwielbiane, ale j nie przez szalejących po drogach kierowcówprzejdź przez ulicę i zachowaj życie. Rodzina jest ceniona ponad wszytko, a staruszkowie szanowani. To przywilej opiekować się nimi. Po trzecie, lubi się tam przesadę, wylewność w mówieniu, w okazywaniu uczuć i we wszechobecnych papierach i pozwoleniach, czytaj: megabiurokracja. Po czwarte, rozdarcie między nowoczesnością, a tradycją. Internet istnieje, choć oficjalnie jest kontrolowany przez państwo. Większość stron blokowana, w tym społecznościówki, ale wszyscy ich używają - nawet Najwyższy ma profil na TT, z którego bardzo chętnie korzysta (sama go śledzę!). Nielogiczności haram i halal. A na dodatek jarzmo męczeństwa, wiszące jak miecz Damoklesa!
Kraj sprzeczności i paradoksów, a do tego dąsy! Tak, strzelanie zwykłych fochów, to irańska cecha narodowa i nie mówimy tylko o płaszczyźnie zwykłych ludzi. Wyobraźcie sobie ze stosunki irańsko-amerykańskie też podlegają fochom z powodu urażonej dumy. Czy Irańczycy kochają swój kraj? Niektórzy tylko na odległość, inni opuszczają go w co drugim zdaniu, od lat. Kraj zagadka.


Hooman Majd „Ministerstwo przewodnictwa uprasza o niepozostawianie w kraju”, Wydawnictwo Karater, Kraków 2015

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz