Kiedy
Ali Pasza, wódz Turków zobaczyła zamek w Egerze, powiedział
podobno:„Ta licha owczarnia nie zdoła powstrzymać mego
wojska”. Jakże musiał być rozczarowany i wkurzony kiedy jego
żołnierze polewani gorącą wodą, smołą, dostawali cięgi od
garstki (może garści) liczącej 2100 Węgrów, w tym kobiet i
dzieci. Przez czterdzieści dni, Madziarzy, popijając rzekomo byczą
krew, która dawała im nadludzkie siły, stawiali opór pięćdziesiąt
razy większej armii tureckiej. To nic, że wino pojawiło się w tym
rejonie dopiero sto lat później, legendom wolno marzyć. To nic
również, że jakieś czterdzieści cztery lata później Arabowie
ponowienie spróbowali szczęścia i praktycznie zrównali miasto z
ziemią. Bohaterska obrona stała się wydarzeniem na miarę obrony
Częstochowy, co więcej ma również odpowiednik naszego „Potopu”
autorstwa Gézy Gárdonyiego
(pochowanego w zamku) pod
tyłem „Gwiazdy Egeru”. Mieliśmy niesamowite szczęście,
że mogliśmy na żywo (!) obejrzeć jedną z potyczek. Trafiliśmy
na z sierpniowy festiwal, wchodzimy na dziedziniec, a tam István
Dobó, na balkonie przyjmuje
uroczystą przysięgę od załogi zamku. Lila nie chciała wyjść,
mimo że nie rozumiała słowa. Za
moment te były już zupełnie zbędne, bo
horda Turków atakowała Madziarów. Krew
się lała, trup ścielił się
gęsto, pięciolatka była
wniebowzięta. Zrobiło się
bardzo niebezpiecznie.
|
foto Agata Olejnik |
|
foto Agata Olejnik |
|
foto Agata Olejnik |
|
Bertalan Székely, Kobiety Egeru |
Kiedy
historia już się wyszumiała poszliśmy na spacer. Z
murów zamku roztaczał
się cudowny widok. Promienie
zachodzącego słońca łapały resztkami sił dachy kamienic
i czarowały kolory.
Lila wdrapała
się na armatę i wykrzykiwała
coś w quasi-węgierskim.
Zamek został mocno
zrekonstruowany, udało się
przetrwać tylko fragmentom murów i pałacowi biskupiemu.
Zwiedzić
można tez kazamaty.
|
Zamek w Egerze, foto Agata Olejnik |
|
Eger, foto.Agata Olejnik |
Zamek
królował
nad miastem, które kąpało
się w barkowych perełkach, słoneczno-żółtych barwach oraz
rubinowym trunku. Nie
mieliśmy
szczegółowej mapy ani planu zwiedzania. Daliśmy
się prowadzić małym uliczkom. Było
bardzo kameralnie. Tu i ówdzie wyskakiwały
polskie napisy, przypominające o gimnazjum, o węgiersko-polskiej
przyjaźni i historii.
Dotarliśmy
na główny plac miasta - Dobó-tér,
gdzie od razu wzrok
przyciągał
pomnik wodza oraz przepiękny kościół Minorytów.
Wokoło
bardzo gwarnie. Dzieci szalały
w fontannie. Węgierski
mieszał
się z coraz bardziej wyraźnym polskim. Siedliśmy
w jednej z restauracji, Marcin wybrał
gulasz, Lilka po raz kolejny węgierski rosół, a ja danie
wegetariańskie: kluseczki nokedli z serem i … skwarkami.
Po obiedzie skierowaliśmy
się do minaretu, obok którego niegdyś wznosił się też meczet.
40-metrowa wieża umożliwiła
jeszcze inne spojrzenie na starówkę. Wprawne oko szybko
zauważyło, że budowlę
wieńczył
… krzyż.
|
foto. Agata Olejnik |
|
foto. Agata Olejnik |
|
foto Agata Olejnik |
|
foto. Agata Olejnik |
|
Minaret, foto. Agata Olejnik |
Zwiedziliśmy
Bazylikę świętego Jana. Monumentalny budynek, z monumentalnymi
posągami węgierskich świętych
królów – Stefana,
Władysława oraz apostołów Piotra i Pawła. Ciekawe zestawienie.
|
Bazylika św. Jana, foto Agata Olejnik |
|
foto. Agata Olejnik |
Na
koniec zostawiliśmy
sobie, położoną na zachodnich
obrzeżach
Dolinę Pięknej Pani, czyli
słynne egerskie piwniczki. Według
etnografa Frenca Bakó nazwa miejsca pochodziła
od węgierskiej pogańskiej bogini miłości podobnej Wenus.
Bardzo
kameralnie
i dość pusto,
znaczy spodziewałam
się tłumów turystów. A tu wino praktycznie tylko dla nas.
Wapienny
tuf, który
tworzył
miejscowe zbocza był dość łatwy w formowaniu, a do tego pozwalał
na utrzymanie stałej temperatury 10-15 stopni przez cały rok.
Idealne do leżakowania! Dla win oczywiście. Mając
w głowie słowa Goethego, że „życie jest zbyt krótkie by pić
złe wino”, wznoszę
kieliszek Ottonel
Muskotály. Pół-słodko.
O Egerze to się nasłuchałam swego czasu na targach turystycznych. Od tej pory tylko czekam na te piwniczki z winem. Zresztą sama właśnie opublikowałam post, który równie dobrze mógłby być odą do wina, więc chyba nie muszę więcej tłumaczyć. Owczarnia daje radę:)
OdpowiedzUsuń