Pages

niedziela, 18 grudnia 2016

„Muza” Jessie Burton

Nie czytałam zachwalanej „Miniaturzystki”. Chciałam się nie spodziewać. Nie przeczytałam też żadnej recenzji, postawiłam na zaczytanie w ciemno. Akcja książki rozpoczęła się w czerwcu 1967 roku w Londynie, a może kilka lat wcześniej? Może nawet trzydzieści? Może w Trynidadzie, a nawet w Hiszpanii, tuż przed wojna domową? Rozdwojenie narracji pozwoliło długo utrzymać tajemnicę, a także opowiedzieć o dwóch odległych w czasie możliwościach i kobietach.

Diego Rivera "Portret dwóch kobiet"
Najpierw w kadr wpada Odelle, młoda, dobrze wykształcona dziewczyna, sprawiającą wrażenie nieśmiałej, lekko rozczarowanej londyńską ziemią obiecaną, szturchanej od czasu do czasu ze względu na kolor skóry. Oglądana z Trynidadu arkadia, szybko straciła blask, okazała się ciężką orką o zapachu stóp i pobytem na marginesie społeczeństwa. Nie spełniał się „angielski sen” Odelle, aż do dnia kiedy dostała pracę maszynistki w Instytucie Skeleton, a później poznała niejakiego Lawriego Scotta i jego tajemniczy spadek po matce. Trochę takie amerykańskie rozwiązanie i filmowo przesadzony natłok farta, ale bezsprzecznie moment zwrotny w życiu bohaterki. Sprawy nabrały tempa. Trzydzieści lat przed tymi wydarzeniami, Oliwia Schloss przeniosła się wraz z rodziną do Hiszpanii. Właśnie uskrzydlała ją wiadomość o przyjęciu do Akademii Sztuk Pięknych, ale nie spieszyła się dzielić tym z najbliższymi. Ojciec wciąż zapracowany i roztargniony tajemniczymi telefonami, matka o skłonnościach samobójczych, krucha i wybuchowa. Atmosfera w kraju gęstniała. Oliwia poznaje Teresę (świetny typ „nieodgadniony”) i jej brata Izaaka (lekko sztampowy gorący kochanek-rewolucjonista). Rozpoczęła się namiętna gra, mistyfikacja o nieniszczycielskiej sile.
Obie panie łączyła kreatywność, emigracja i skrywanie przed światem talentu. Jedna w dusznym Londynie, druga wśród hiszpańskiej bohemy. Obie chciałyby wierzyć, że trafiły do artystycznych rajów, gdzie ilość możliwości realizacji jest nieskończona. Odelle zapisywała emocje, Oliwia malowała. Odelle chowała się za swoją niepewnością, która stopniowo rozkwitła przyciskana przez szefową. Oliwia rozwijała się za plecami (pędzlem) kochanka, choć myślała, że to dzięki niemu. Obie nie były przekonane, że drzemał w nich prawdziwy talent.
Burton dobrze skonstruowała powieść, okraszając momentami niepewności i tajemnicami ciekawą fabułę. Momentami przeszkadzał mi jednak język uderzający w patos, albo ckliwy romantyzm. Czy jest to książka o przynależności, poszukiwaniu własnego miejsca i dojrzewaniu. Tak. Czy jest to opowieść o sile i wielopoziomowości kobiecych relacji? Też. O aspiracjach? Momentami. Ale dla mnie przede wszystkim jest to książka o oszustwie i ułudzie, o percepcji i recepcji. O zapętleniu się w relacji muza-mistrz, przegapianiu siły własnego talentu i niedocenianiu mocy tworzenia.

Jessie Burton „Muza”, Wydawnictwo Literackie, Kraków 2016














Za książkę dziękuję Wydawnictwu Literackiemu


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz