Podobno
historię piszą zwycięzcy. Tę choć zachwycającą, trzeba wyjąć
z różowej ramki. „Annapurna” Maurice’a Herzoga, to
opowieść ludzi, którzy jako pierwsi weszli powyżej ośmiu tysięcy
metrów. Choć szczyt zdobyli w parze i przy wsparciu sporej ekipy,
to nawet Paris Match na słynnej okładce o tym zapomniał. Louis
Lachenal właściwie do dziś jest nieznanym bohaterem wejścia, a
Gaston Rébuffat, Lionel
Terray? Niestety Herzog zmonopolizował zdobycie ośmiotysięcznika,
zabraniając swoim współtowarzyszom publikowania jakichkolwiek
zapisków. Podobno ta książka jest ubarwiona, przesadnie
romantyczna i egoistyczna. Nie sposób tego zweryfikować.
Historia
z 1950 roku właściwie
mogła zakończyć się inaczej. Grupa wspinaczy z Francji mogła
zdobyć Dhaulagiri (8167 m
n.p.m.), taki był pierwotny
cel ich wyprawy. Opierali się na bardzo prowizorycznych, dość
wybrakowanych mapach rejonu. Długo planowali
i błądzili po polach
śniegowych, szukając drogi
prostej i krótkiej, zanim
znaleźli dogodne dojście na szczytową grań. Wtedy
zostały im zaledwie dwa tygodnie na zdobycie szczytu, zanim wszystko
zniweczyłyby
silne wiatry. W
mniejszych grupkach przedzierali się przez śnieżne burze, mgły,
szczeliny lodowe i lawiny.
Choć większość z nich była zaprawionymi alpinistami, to Himalaje
zaskoczyły ich wszystkim, głównie rozmiarem i dystansami.
Kilkanaście
dni tropienia szczytu,
było poszukiwaniem góry wśród gór, a opis tych zmagań jest
nieco suchy
i monotonny. Jednak po
przejściu pierwszych trudności, dostajemy, momentami romantyczną,
ale zdumiewającą historię
zdobywania szczytu po omacku, z ówczesną dość ubogą technologią,
bosymi tragarzami, komunikacją listową. Całość składa się ze
szczegółowych opisów
przygotowań, drogi ku szczytowi oraz tragicznego zejścia. W drodze
powrotnej,
Herzog
zgubił
rękawiczki, przypłaci to ogromnymi odmrożeniami.
Lachenal ślepy, z odmrożonymi stopami.
Obaj
doświadczali halucynacji, czekało ich biwakowali pod gołym niebem,
wychodzenie w stanie skrajnego wyczerpania z lodowych szczelin. Pomoc
nadeszła.
Książka
jest zapisem szaleńczej wyprawy. Prawie
siedemdziesiąt lat później z punktu widzenia ciepłej podłogi,
wygodnego fotela i kubka gorącej
herbaty, można zarzucić Herzogowi szaleństwo i lekkomyślność w
podejmowaniu decyzji.
Ale można też zachwycić się wyjątkowym osiągnięciem i
niebywała odwagą. Ta książka poleruje legendę.
Maurice
Herzog „Annapurna”, Wydawnictwo Marginesy, Warszawa 2017
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz