Pages

piątek, 16 marca 2018

Bałuckie podwórka, Ewa Różycka


O niekochanych dzieciach, bitych kobietach, zapomnianych staruszkach można pisać, głównie ckliwie. Pojawią się łzy i łkanie, mętne wzruszenie i czytelnik kupiony, achami i ochami rozreklamuje książkę. Można też sięgnąć po technikę cięcia na żywca, coś na wzór ostatnich filmów Vegi. Kolorowy fotoplastykon, hałaśliwy zlepek kadrów z mocnym bluzgiem. W świecie, gdzie liczy się przekaz mikrotekstem, najlepiej popup’em i jeszcze przy maksimum wizualnej dyskoteki, ta książka mogłaby zginąć w jakim niezauważeniu. Książka, która mnie ujęła wyjątkową wrażliwością.

Tytułowym bohaterem są (moje rodzinne) Bałuty, ale początek wcale na to nie wskazuje. Może to być Orunia, Szwederowo, Zatorze, albo Jeżyce. Gdziekolwiek, gdzie chowają się ludzkie mary i sekrety; wstydliwe tajemnice i ukrywane cierpienia. Dopiero później pojawia się Manufaktura, akcja przeskakuje też na tyły Piotrkowskiej, do Honoratki, czy Nowej Gdyni. Kamienice o cienkich ścianach, szpitalne korytarze, klepiska, podwórka-studnie. Kilkadziesiąt opowiadań, krótkich zapisów rzeczy zwykłych. Nie ma tu wyrazistych bohaterów, sensacyjnych wydarzeń, eksperymentów z formą czy językiem. Proza Różyckiej to prostota, będąca bardziej zapisem końca świata, takiego z Miłosza. Ktoś odchodzi, ktoś krzyczy w samotności, ktoś śni ostatni sen niepachnący już Masumi, ktoś był, w relacje wkrada się obcość, tynki spadają ze ścian, marzenia się nie spełniają. Tylko, że nikt na to mijanie nie reaguje, nie go dostrzega.



Ewa Różycka, „Bałutki. Kroniki z Ziemi Obiecanej”, Wydawnictwo Pewne, Kielce 2017

2 komentarze:

  1. Bałuty! <3
    Przyznaję, że po kilku książkach, które chciały przedstawić Łódź, sceptycznie podchodziłam do Twojej recenzji, bo to, co czytałam było nieudane, przejaskrawione, brutalne i wcale nie szczere. Ale ta pozycja zapowiada się inaczej, może bardziej życiowo.

    OdpowiedzUsuń