Pages

czwartek, 23 kwietnia 2020

„I chociaż Szwecja nie okazała się rajem”. Kwiecień 2020


Myślę, że wszyscy jesteście ze mną uczestnikami tego samego czternastogodzinnego lotu. Jakieś osiem godzin w powietrzu za nami. Obsługa rozlała już obficie wino, obejrzeliśmy wszystkie filmy, a dzieci są niespokojne, zaczynamy się gapić w fotel przed nami. Być może czeka nas przymusowe lądowanie i postój. Marzycie o fryzjerze, przestrzeni i oglądaniu innych twarzy. Jak w każdą podróż zabrałam książkę, choć, co tu dużo gadać, nie kleiło mi się skupienie do zdań i historii. Czytałam wolno. Pomyślałam wezmę kryminał, coś lekkiego; „jakby szwedzki”, bo wyszedł spod pióra polskiej pisarki. „Bardzo zimna wiosna” Katarzyny Tubylewicz to zapowiedź sprawnej intrygi, mroczność oraz rozgrzebania kolejnego tabu o szwedzkim raju.

W tej historii, wiośnie się nie spieszyło ani do bocznych uliczek Storängen, ani do Norsborg. Sztokholm spowił biały szal śniegu, z szarym prześwitem asfaltu. Miasto dostaje u pisarki jedną z równorzędnych ról głównych. Uwodzi ciszą, luksusem dyskretnie ukrytym w minimalistycznym dekorze i różnorodnością zabudowy. Czy to miasto, czy może las? Pośród tej zabudowy, która dla wielu jest Disneylandem, Kamieniami Sankary, socjalistycznym rajem, trup. Brutalnie zadźgany nożem, z wypchanymi gazetami ustami i pozostawiony w aucie. A tyle było planów, marzeń, żeby zbliżać, asymilować, zacierać granice. Nic na pokaz, nic demagogicznego, nic kabotyńskiego. Śledztwo podjęli Jens i Björn, policjanci z komisariatu w Nacka Strand. Przyjaciele, zbliżeni pracą, czasem spędzanym, porozumiem bez słów. Obaj przeładowani zadaniami, obaj przygnieceni przez życie to rozwodem, śmiercią dziecka, to alkoholizmem żony, albo reformą policji. Sączą cienką kawę i bawią się snusem. Podejrzani stali się wszyscy: zięć dyletant, córka, afgańscy chłopco-mężczyźni, może nawet skryta Ewa. W tym wszystkim relacje nieoczywiste, rosnące z zazdrości, samotności, kompleksów, potrzeby bliskości.  Być może historia jest prosta jak stolik Lack z Ikei, ale skąpana w tylu ciekawych tematach, z wielowymiarowymi bohaterami, staje się wyjątkowa. Można przypatrzeć się szwedzkiej równości i opiekuńczości, która zaprasza, przydzielając jednocześnie osobne kręgi praw i obowiązków gości i to bez kapci. Można podejrzeć moralne wybory przeszłe, ciche sprzyjanie nazistom. Można zaobserwować problem przemocy wobec kobiet, jej wielowymiarowość i paradoksy. Problem gwałtów na Niemkach, ale nie tych popełnianych przez Sowietów, ale Aliantów i innych wybawicieli. Ofiar jest tutaj cała masa, ale każda mimo, że pokaleczona, upodlona idzie dalej, wstaje i próbuje walczyć o siebie [jak bardzo jest to dalekie polskiemu myśleniu, doświadczam ostatnio].

Tak gdzieś w połowie książki pomyślałam sobie, że Tubylewicz robi z kryminałem coś, co [moim zdaniem] nie udaje sie Bondzie. Śledztwo jest u niej może mniej techniczne, toczy się jakby z boku, ale nieustannie utrzymuje napięcie. Mimo tematów jakie porusza pisarka, nie ma połaci zbędnych słów, nadbudowanych historii, które marzą, żeby wydostać się z tłoku i zabłysnąć w oddzielnej okładce. To jest coś, za co uwielbiam Tubylewicz, za bodziec do szperania w nieznanych mi rejonach, za wydobywanie z zapomnienia i przeoczenia, za zachętę do rozmawiania. W jej książkach [przy całej miłości do Szwecji], pisarka nie stroni od podważania słynnego egalitaryzmu, wskazywania na radykalizm rozwiązań, czy podnoszenia kwestii moralnych z okresu II wojny światowej. Wszystko jest cudownie zbilansowane. Wiele wątków w tej książce pozostaje zwieszonych, aby rozegrać się w następnej części. Dobre.

„Bardzo zimna wiosna” Katarzyny Tubylewicz, Wydawnictwo W.A.B, Warszawa 2020

1 komentarz: