W 1948 roku The New
Yorker opublikował opowiadanie Shirley Johnson pod tytułem Loteria.
To historia małego miasteczka, zamieszkałego przez trzysta osób, gdzie każdy
znał każdego. Co roku, mieszkańcy wypełniali drewnianą skrzynkę białymi
kartkami, z których tylko jedna miała narysowaną czarną kropkę, synonim pecha. Publikacja
tej historii spotkała się z ostrą krytyką czytelników, wielu z nich, oburzonych,
rezygnowało z prenumeraty. Siedemdziesiąt dwa lata później wnuk Shirley Johnson,
Miles Hyman wydała graficzną adaptację opowiadania. Ryzykownie mierzyć się z treścią
tak doskonałą. Wydanie jest rzeczywiście plastycznie mistrzowskie, w stylu
filmów noir oraz obrazów Granta Wooda, ale ja, mimo uwielbienia dla komiksu, nie
potrafię go czytać zamiast oryginału.
Opowieść Shirley Johnson
to klasyk. Hermetyczny, okropny i gwałtowny. „Loteria była zawsze”
konstatował jeden z bohaterów, Pan Warner. Nikogo nie obchodziły jej źródła, jej
sens, nikt nie kwestionował jej absurdalności i makabryczności. „Loteria
czerwcowa, żyta pełna stodoła”. Po prostu. Większy strach i zaniepokojenie pojawiły
się, na wieść o próbach zaniechania loterii w innych miasteczkach. Tradycja,
kurczowe trzymanie się starego porządku, który pielęgnowany przynosił grupie poczucie
bezpieczeństwa. Postęp wywoływał ferment. Opowiadanie obraca się wśród tematów sądu,
ludzkiej natury, myślenia stadnego. Historia świetnie portretuje strach, buduje
atmosferę niepokoju, dotyka okrucieństwa zakodowanego w ludzkim DNA, opakowanego
w rytuał.
Miles Hyman pozostał wierny wersji Jackson, wprowadzając tylko małe przemeblowania. Nie trzymał się ściśle daty początkowej, znamiennego 27 czerwca, pokazał wydarzenia noc wcześniej: przygotowania [w tekście tylko wspomniane]. Cały rytuał był u niego analizowany: jak było vs. jak jest. Nie urwał historii na momencie wyciągnięcia losu, ale poszedł dalej, pokazując finał krwawej tradycji. Zmroziło mnie to. Wiele stron komiksu to tylko rysunki bez wsparcia tekstem, one popychały historię do przodu. Emanował spokój, ludzie w ciszy przygotowywali się do loterii: brali kąpiel, rąbali drewno, pracowali w polu. Ich twarze na rysunkach surowe, usta ściśnięte, a po wszystkim spokojnie powrócili do normalnego życia. Został w tym komiksie uchwycony minimalizm Jackson, ale z bardzo suchym podejściem. Jako kolor dominujący wybrał Hyman pomarańczowy, który ciągle wprowadzała mnie w błąd, czułam jakby lato się kończyło, nie zaczynało. Historia zapisana przez Jackson może być odkrywana z pokolenia na pokolenie, okrutna konfrontacja w samym epicentrum perfekcyjnego kultywowania tradycji. Hyman nie dopisał w niej nic swojego.
Miles Hyman „Loteria”, przekład: Mira Michałowska, Marginesy, Warszawa 2020
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz