Lato w tym roku miało
dziwny posmak: truskawki szczypały bezcukrzem, poniedziałek niczym nie różnił
się od sierpniowej laby, lipcowe opady nie burzyły żadnych planów wyjściowych.
Rok, który chętnie każdy by zresetował, bo buja niczym huśtawka rozwieszona tuż
przed ścianą.
Czytelniczo wywiało
mnie w rejony skandynawskie [niekiedy zupełnie przypadkowo, choć obecnie statystycznie
czytam więcej Szwedek i Szwedów]. W ręce wpadł mi Krwawy kwiat. Trylogia oporu. Tom I napisany przez Louise Boije af Gennäs (MOVA). Historia Sary, która
przyjeżdża do Sztokholmu złapać oddech i zacząć nowe życie. Po śmierci ojca
szuka uspokojenia. Zahacza się w kawiarni, zmywa naczynia, obiera warzywa; mieszka
osiemnaście stacji od centrum miasta, wynajmuje pokój w mieszkaniu o ścianach z
papieru. Skończyła ekonomię w Uppsali, odbyła służbę w wojsku, teraz szuka
spokoju. Historia toczy się dość sennie, aż do momentu, w którym pojawia się
Bella. Elegancka, w markowych ciuchach, pachnąca i śliczna, gubi okulary
Miu-Miu i włącza szósty bieg książki. Tu opowieść nabiera tempa, które mnie
osobiście się nie spodobało, bo było tak słodko, tak idealnie jak w historii o Kopciuszku.
Lukier. Można było przez chwilę zapomnieć, że nie czytam „Diabeł ubiera się u
Prady”. Nie ma w tej książce mroczności skandynawskiej literatury, nie ma uporczywego
napięcia, efektu podskórnego, czytelniczego lęku i strachu. Czekamy po prostu
na rozwiązanie, no przecież Sara zasługuje, aby dostać odpowiedź na dręczące ją
pytania i w końcu złapać szczęście za ogon. Idealne do czytania na plaży, kiedy
dziesięciolatek skacze po Tobie i domaga się gry w Yahtzee.
Po książkę Caroline
Eriksson Podglądaczka (Marginesy) sięgam spragniona mroku, chcę
efektu wow! Wciąż leżę na plaży. Poznaję Elenę, pisarkę w rozkroku małżeńskim i
totalnym twórczym limbo. Kobieta nie może się wygrzebać z silnych emocji i tęsknoty.
Jej siostra uparcie dąży do regularnych piątkowych kolacji, próbując w ten sposób
wyciągnąć pomocną dłoń i organizować pozory normalności. Targana bezsennością Elena
zaczyna obserwować sąsiadów z przeciwka, Sternów i zaprzyjaźnia się z ich
czternastoletnim synem Leo. Rodzina nawet nie wydaje się być idealna, tak, żeby
tropić ich sekrety, okrywać kolejne poziomy tajemnic. Być może to wyobraźnia
pisarki podkręca drobne wydarzenia i nadaje im rangę „o krok od zbrodni”. W
mojej głowie wyrysował się taki obrazek z Jamesem Stewardem siedzącym przy
oknie, na wózku inwalidzkim, ze złamaną nogą i z lornetką. Takiej historii
pragnęłam. Tymczasem to bardziej thriller psychologiczny, który
udało mi się szybko rozgryźć. Historia znana, ale na plus muszę oddać ciekawe
operowanie emocjami na granicy szaleństwa i rozpaczy, napędzane dodatkowo kilku
perspektywiczną narrację. Być może było tu zbyt dużo melancholii.
Trzecia pozycja, postaram
się zastosować chirurgiczne cięcie. Marie Adolfsson Doggerland. Podstęp (W.A.B),
zabiera nas na ... nieistniejące wyspy między Wielką Brytanią, a Danią. Szkoda,
pomyślałam, w moich skandynawskich peregrynacjach zawsze lubię odnajdywać
nieznane nazwy miast i miejsc, a tu będę w zmyśleniu. Rozpoczęło się naprawdę
dobrze, wreszcie mrocznie, ale mrok nie uratuje rozmemłania i pisarskich
dłużyzn. Kolejno przepadają szanse na zbudowanie jakiejś wiarygodnej historii, o
bohaterach pamiętam nic, ślizgałam się wszak na jakiś strzępkach osobowości i
dość [momentami] infantylnych kreacjach bohaterów. Za dużo miejsc, ludzi. Końcówka
nabrała ciekawego tempa, co może mnie skusić do sięgnięcia po kolejne tomy...
Na koniec król - Jo
Nesbø w Królestwie (Dolnoślaskie). Moja uwielbienie dla tego
pisarza nie zawsze pozwala mi zachować trzeźwości oceny, wybaczam mu potknięcia
i spadki formy opowiadacza. Muszę przyznać, że się stęskniłam i choć bez ściemy
napiszę, że chociaż rozszyfrowałam zagadkę, czyli zaskoczenia nie było, to Nesbø
potrafi pisać świetnie, mięsiście. Wspaniale rysuje postacie i napięcie, zagłębia
się w mroczność z odwagą i stopniuje napięcie. Czekamy aż coś gruchnie, tropimy
małe wskazówki wysyłane przez autora. A jednak Nesbø genialnie unika stereotypowych
rozwiązań i często łapie nas w sidła. Nigdy po prostu kryminał, zawsze dobra partia
obyczajówki, może thrillera. Lubię też senne początki jego książek, tym razem
na pustkowiu, ponad linią drzew. Przewodnikiem jest Roy Opgard, jeden z braci,
który pozostał w rodzinnej miejscowości. Zawsze w cieniu młodszego brata Carla,
który teraz powraca po latach z Kanady, bogaty, z piękną żoną i głodem sukcesu.
Tajemnica Os, Kozi Zakręt, fascynacja Stanami Zjednoczonymi i ...śmierć.
foto: Agata Olejnik
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz