Pages

środa, 16 października 2013

Miejsce na miotle


W tym miesiącu kolejna książka dla dzieci. To znak, że zaczęłam poszukiwania prezentów urodzinowych (i bożonarodzeniowych też), choć ciekawa jestem ile z nich faktycznie urodzin Lilki doczeka? Już wiem, że „Miejsce na miotle” długo w schowku nie poleży. Nie wytrzymam.

Jestem absolutnie zachwycona tą pozycją. To kolejna po „Gruffalo”, wydana przez EneDueRabe, książka duetu Julii Donaldson i ilustratora Axela Schefflera, w tłumaczeniu Michała Rusinka. Historia czarownicy, z długim rudym warkoczem lubiącej podróżować na miotle wraz ze swoim kotem. Miotły jak wiemy, są prawie jak kabriolety, pędzą przestronną, podniebną autostradą, bez żadnych ograniczeń i ... bez dachu. A co jeśli wiatr zdmuchnie kapelusz? Albo kokardę? Katastrofa? Skądże znowu, to może być dobra okazja do spotkania nowych przyjaciół. Ot, taki postój na poszukiwanie zgub. I tak już po chwili w kabriolecie siedzi nie dwoje, ale pięcioro ekscentrycznych stworzeń. Tak, tak pięcioro. Nawet Mercedes  nie wytrzymałby tego i na nic tu niemiecka jakość! Sprzęt się psuje, „miota się w pół rozpękła”. Czarownica spada na ziemię, a tam czekał na nią smok. Bordowy! „Jestem bardzo groźny smok! Mam ochotę na smażoną czarownice oraz sok”. I co z tego będzie? Dzięki Bogu są przyjaciele, a do tego czarownica ma super moce i zna zaklęcia, które potrafią (jak to zaklęcia) działać cuda. Efekt jest taki, że Nimbus 2001 Harry'ego Pottera może się schować.

Urocza i ciepła historia, a rysunki po prostu zachwycające! Czarownica ma wspaniałe, dobre serce. W końcu na tej miotle, to znaczy świecie, jest miejsce dla każdego, bo najważniejsze w życiu jest umieć się dzielić. Mieć przyjaciół i kochane osoby zawsze blisko i spędzać z nimi czas.  
Na podstawie tej pozycji powstał półgodzinny film animowany, w rezyserii Maxa Langa  i Jana Lachauera, prezentowany w czasie tegorocznego Warszawskiego Festiwalu Filmowego.

Trailer

Web



Julia Donaldson „Miejsce na miotle, Wydawnictwo EneDueRabe, Gdańsk 2013


 

1 komentarz:

  1. Jako wielbicielka książek duetu J.Donaldson i A. Scheffler UBOLEWAM!!!! Angielskie - oryginalne wydanie jest w małym ale poręcznym formacie w kartonowym wydaniu. Dzięki temu małym dzieciom łatwiej skupić uwagę na obrazkach a sama książka nie niszczy się tak szybko.Większość książek "duetu" jest tak wydana w Anglii. Polskie wydanie - ogromne i nieporęczne, w twardej oprawie z kredowym papierem - podarliśmy już przy pierwszym czytaniu!!!!! To jest pierwsze wrażenie, Jakby wydawcy nigdy nie widzieli oryginału! Tłumaczenie pozostawia wiele do życzenia - za bardzo zawiły tekst, zbyt wiele przestawień szyku zdania oraz słaba rytmiczności tekstu. Sama miałam problem ze zrozumieniem wszystkiego za pierwszym razem. I tak jak Gruffalo udał się Panu Rusinkowi - to rewelacyjna ROOM ON THE BROOM już niestety nie. Wspomnę tylko jeszcze, że oryginalna książka kosztuje 5Funtów - więc jest tańsza niż polska wersja...

    OdpowiedzUsuń