Miejsce na miotle
W tym miesiącu kolejna książka dla dzieci. To znak, że zaczęłam
poszukiwania prezentów urodzinowych (i bożonarodzeniowych też), choć ciekawa jestem
ile z nich faktycznie urodzin Lilki doczeka? Już wiem, że „Miejsce na miotle” długo w schowku nie poleży. Nie wytrzymam.
Jestem absolutnie zachwycona tą pozycją. To kolejna po „Gruffalo”, wydana przez EneDueRabe, książka
duetu Julii Donaldson i ilustratora Axela Schefflera, w tłumaczeniu Michała
Rusinka. Historia czarownicy, z długim rudym warkoczem lubiącej podróżować na
miotle wraz ze swoim kotem. Miotły jak wiemy, są prawie jak kabriolety, pędzą
przestronną, podniebną autostradą, bez żadnych ograniczeń i ... bez dachu. A co
jeśli wiatr zdmuchnie kapelusz? Albo kokardę? Katastrofa? Skądże znowu, to może
być dobra okazja do spotkania nowych przyjaciół. Ot, taki postój na poszukiwanie
zgub. I tak już po chwili w kabriolecie siedzi nie dwoje, ale pięcioro ekscentrycznych
stworzeń. Tak, tak pięcioro. Nawet Mercedes nie wytrzymałby tego i na nic tu niemiecka jakość! Sprzęt
się psuje, „miota się w pół rozpękła”.
Czarownica spada na ziemię, a tam czekał na nią smok. Bordowy! „Jestem bardzo groźny smok! Mam ochotę na smażoną
czarownice oraz sok”. I co z tego
będzie? Dzięki Bogu są przyjaciele, a do tego czarownica ma super moce i zna
zaklęcia, które potrafią (jak to zaklęcia) działać cuda. Efekt jest taki, że Nimbus 2001 Harry'ego Pottera może się schować.
Urocza i ciepła historia, a rysunki po prostu
zachwycające! Czarownica ma wspaniałe, dobre serce. W końcu na tej miotle, to znaczy
świecie, jest miejsce dla każdego, bo najważniejsze w życiu jest umieć się dzielić. Mieć przyjaciół i kochane osoby zawsze blisko i spędzać z nimi czas.
Na podstawie tej pozycji powstał półgodzinny film animowany, w rezyserii Maxa Langa i Jana Lachauera, prezentowany w czasie
tegorocznego Warszawskiego Festiwalu Filmowego.
Trailer
Web
Julia Donaldson „Miejsce na miotle”, Wydawnictwo EneDueRabe, Gdańsk 2013
1 komentarze
Jako wielbicielka książek duetu J.Donaldson i A. Scheffler UBOLEWAM!!!! Angielskie - oryginalne wydanie jest w małym ale poręcznym formacie w kartonowym wydaniu. Dzięki temu małym dzieciom łatwiej skupić uwagę na obrazkach a sama książka nie niszczy się tak szybko.Większość książek "duetu" jest tak wydana w Anglii. Polskie wydanie - ogromne i nieporęczne, w twardej oprawie z kredowym papierem - podarliśmy już przy pierwszym czytaniu!!!!! To jest pierwsze wrażenie, Jakby wydawcy nigdy nie widzieli oryginału! Tłumaczenie pozostawia wiele do życzenia - za bardzo zawiły tekst, zbyt wiele przestawień szyku zdania oraz słaba rytmiczności tekstu. Sama miałam problem ze zrozumieniem wszystkiego za pierwszym razem. I tak jak Gruffalo udał się Panu Rusinkowi - to rewelacyjna ROOM ON THE BROOM już niestety nie. Wspomnę tylko jeszcze, że oryginalna książka kosztuje 5Funtów - więc jest tańsza niż polska wersja...
OdpowiedzUsuń