Bukareszt. Kurz i krew.


Mam takie wspomnienie. Zima 1989 roku. Pojechaliśmy spędzić święta na Węgrzech u mojego chrzestnego. Miałam jedenaście lat, a w Europie pękały mury, padały reżimy. Nic z tego nie rozumiałam, łykałam tylko jakieś pojedyncze słowa – Timişora, ciągle powtarzali, Timişora, Securitate i Ceauşescu. Ciocia bała się, że wybuchnie wojna, ale przecież było Boże Narodzenie, czas radości i nadziei. Kto myślałby o wojnie kiedy tak pięknie pada śnieg? W telewizji obrazy czarnego tłumu, zmęczonych twarzy i flag niebiesko-żółto-czerwonych, z której wycięto godło. Później poszliśmy zapalić świeczki po ambasadę Rumunii. Było zimno. Para buchała, bo tłum był ogromny. I ta cisza w oczekiwaniu na wiadomości. Ludzie płakali. Zaczęłam się bać. To taka moja pocztówka z Rumunią w tle. Dla mnie wciąż odległa, egzotyczna rzeczywistość, dla Małgorzaty Rejmer uzależnienie, fascynacja, bo Bukareszt ją uwiódł i rozkochał w sobie. Miłość ze słodko-gorzką nutą. Tak powstał niezwykły reportaż, a może raczej zbiór esejów. Kawałek dobrej literatury.

Bukareszt to miasto kontrastów. To Rumunia w pigułce. Potomkowie dzielnych Daków i Rzymian, wspaniały naród, dumy i silny, po latach dyktatur, wojen, fanatyzmu sprowadzony na kolana, upodlony w okrutny sposób. Czytając zamierałam. Sztywniałam z niedowierzania, niemocy, rozpaczy. Człowiek człowiekowi zgotował taki horror, ból, cierpienie. Od Karola II do czasów współczesnych. Historia przechadza się ulicami miasta, szokuje i straszy hordami bezpańskich psów. Wielu maczało palce w planowaniu przestrzennym tej stolicy. Zbyt wielu i zbyt egoistycznie. Zaczęli Turcy burząc mury obronne, żeby miasto mogło rosnąć swobodnie. Ale rumuńscy królowie z dynastii Hohenzollernów mieli inną wizję, chcieli szyku i budowy „Paryża Bałkanów”. A potem nadciągnął kataklizm. Nacjonalizm triumfalnie rozepchnął się w umysłach i duszach. „Wielka Rumunia, tylko dla Rumunów” głosił Corneliu Codreanu. W czasie drugiej wojny światowej Rumunia wpada w ramiona Niemców, a później Rosji, która sprytnie zainstalowała w Bukareszcie komunistyczny rząd. To zapowiedź następnego dramatu, który wtargnie brutalnie buciorami szewca z Scorniceşti, Nikolae Cauşescu. „Wieś to zło” głosił i zagonił chłopów do miasta, do bloków z wielkiej płyty, małych mieszkanek. Cuda komunizmu: praca od ręki, mieszkanie, woda bieżąca, ogrzewanie, zapomniał wspomnieć o pluskwach w ścianach i ograniczonym metrażu. A na deser Dom Ludu, marzenie dyktatorskiej pary i prezent dla narodu. Tony betonu rozlane w centrum, na gruzach zabytkowych kamienic, na ciałach robotników, bo terminy goniły i nie było czasu na pogrzeb. Na wzór zaprzyjaźnionego Pjongjangu. Ku chwale partii! Ku chwale Geniusza Karpat, Ojca Narodu, Słońca Nadziei i Żony Jutrzenki! Grobowiec chciwości, ku chwale nieśmiertelności! Rok 1966, Dekret nr 770: ustawa antyaborcyjna ma posłużyć szczytnemu celowi - dwadzieścia pięć milionów Rumunów w 2000 roku. Wraz z rozporządzeniem zakazuje się stosowanie środków antykoncepcyjnych, edukacja seksualna praktycznie nie istnieje. Rozpoczyna się dramat wielu kobiet, rodzin, tysięce porzucanych dzieci, „wyskrobków”, których twarze ujrzały światło dzienne po 89 roku i na długo wyryły się we wspomnieniach ludzi, jako żywy dowód dramatu i terroru.

          I mimo, że mija już tyle lat, dyktator został zabity, to Bukareszt pozostał, a w nim ludzie – zabiedzeni, z rysami traumy na twarzach i z mentalnością pełną  rezygnacji. „Asta e” tak już jest, mawiają i żyją dalej, spolegliwie. Nauczeni przez lata przetrwania, skupiają się właśnie na tym. Po dziś dzień otaczają ich dowody pychy i bezczelności Cauşescu. „Co zrobić? Tak jest”. Rejmer, choć rysuje dość smutny i przerażający momentami, jak na XXI wiek, obraz europejskiego miasta- państwa to czuć tu nostalgię kogoś, kto miejsce doskonale zna, kto się go nauczył i oswaja. Autorka nie serwuje nam bukolika, odkrywa Bukareszt i opisuje go ze wszystkimi ranami, obiektywnie, śmiało nazywając głośno to, o czym Rumuni chcą zapomnieć i czego się wstydzą. Funduje nam skrajne i bardzo bolesne doznania. Obraz miasta-skazy wydaje mi się tylko przyczółkiem do rozważań o narodzie, o jego światopoglądzie, zasadach, sposobie myślenia, języku, kulturze, wierzeniach, poczuciu humoru. Ta książka to relacja, która długo nie pozwala o sobie zapomnieć, to spis historii zasłyszanych, opowiedzianych, przeczytanych, wygrzebanych z wnętrza ludzkich serc, z otchłani (nie)pamięci. Bardzo intymny spacer. Dla mnie zaskakująca, rewelacyjna pozycja i prawdziwe wydarzenie literackie tego roku.

  

Małgorzat Rejmer “Bukareszt. Kurz i krew”, Wydawnictwo Czarne, Wołowiec 2013

You May Also Like

0 komentarze

Navigation-Menus (Do Not Edit Here!)