#Dodajdokoszyka: Książkowe premiery listopada 2017


W listopadzie liczę na to, że będę mogła po prostu więcej czytać. Pojawi się książę z bajki, uśmiechnie się i odbierze część obowiązków liczbowych, a ja naprawdę zniknę w odmętach liter. Niczego więcej mi nie trzeba. Zimno? Przyjmuję na klatę. Muszę się przyznać, że mam wielki apetyt na eseje. Podrzucicie coś? Czuję lekką pustynię.



Paulinę Wilk poczytam, bo jej „Znaki szczególne” zabrały mnie w bardzo poruszającą podróż, do lat mojego dzieciństwo-dorastania. Prawdziwie transformacyjna wędrówka od noszenia klucza na szyi, po korporacyjne badge, podobno pokolenie szczególnego. Tym razem autorka, przekracza granicę i przypatruje się ogromnym miastom. Dubaj, Kampala, Singapur, Lima, Bombaj, Seul, Kopenhaga, Songdo, Masdar. Gdzie zmierzają? Jak żyją? Jakim przemianom podlegną? Co je konstytuuje? Na czym polega ich magnetyzm?




Zeszłoroczne i tegoroczne targi książki w Krakowie śledziłam tylko w internecie. Postanowiłam oszczędzić sobie ginięcia w tłumach, ale nie odmówiłam kilku spotkań autorskich (wersja kameralna). Jednym z takich spotkań było to z Agnetą Pleijel i jej nową książką. W tym roku mam ochotę na odważną literaturę kobiecą. Tym razem lata sześćdziesiąte w Göteborgu, czas przemian, raczkującego feminizmu i dojrzewania. W tle mężczyźni i książki. Pleijel cenię najbardziej za gry jakie prowadzi z czytelnikiem, za inteligentną dawkę autobiograficznych nut, tylko podkręcających fikcję. Must have!



Kto zna Wydawnictwo Wiatr od morza, wie, że jego naczelny ma wspaniałego nosa do przedniej literatury. Tym razem wybrał historię szkockiego pisarza, której akcja toczy się na Orkadach – między Norwegią, Szkocją, Islandią i Irlandią. Spodziewam się prawdziwej opowieści o walecznych władcach, krwawych porachunkach rodów, Wikingów, poetyckich musnięć i magii, trudnych wyborów i moralnych rozdroży. Wszystko to wśród surowej, wymagającej natury. Niech mi będzie zimno!



Muszę przyznać, że nowszych książek Llosy nie czytam. Moim skromnym zdaniem, autor się popsuł. Chwilowy błąd systemu? Ja myślę. Tymczasem Wydawnictwo w podwórku sięga po coś starszego i serwuje nam the best of - eseje Llosy. O Pani Bovary. O rozczarowaniu Sartrem. O Onettim. O indygenizmie. Literacko-polityczno-socjologiczny misz-masz.




Na Filipinach obcowanie ze smrodem ludzkiego ciała po śmierci oznacza błogosławieństwo. Na ponad siedmiu tysiącach wysp mieszka ponad sto milionów mieszkańców. Tomasz Owsiany spróbował przez osiem miesięcy żyć po filipińsku. W koloni karnej,  z paramilitarną grupą NIPAR i komunistyczną NPA, z biednymi rybakami i obleśnie bogatymi ideologami. Co przywiózł z tej podróży? Liczę na intymną relację. Liczę jednak na trochę błękitu nieba i soczystej  rajskiej, roslinności. 









You May Also Like

5 komentarze

Navigation-Menus (Do Not Edit Here!)