I cóż, że ze Szwecji, czyli wyjazd z Fjällbacki



Myślałam, że to poziom majonezu we krwi, albo stępienie cukrem, dawno nie byłam tak zaziewana po trzydzistu ośmiu stronach książki. Po trzydzistu ośmiu stronach skandynawskiego kryminału, od królowej! „Złota klatka” Camilli Läckberg, to jest książka bardzo zła. Po pierwsze rozwieję od razu wszelkie wątpiliwości, ani to kryminał, ani to thriller psychologiczny, to zupełnie przeciętna powieść obyczajowa powielająca tylko stereotypy i uproszczenia. Bolesne przeżycie.

Zaczyna się tandetnym porno, lepsze pióro niż E.L James, ale wciąż infnatylnie. Nie robi na mnie wrażenia, ale myślę, że to może jakiś haczyk? Niestety lepiej nie będzie, czterysta stron ziewu. Matylda-Faye, główna bohaterka, zdobywa Sztokholm. Wyrwana z obrazka szwedzkiej prowincji, domu pełnego przemocy, wtapia się chętnie w otwartą i tolerancyjną miejską dżunglę. Łyka proszki, bzyka, studiuje. Trochę chce szaleć, trochę chce być skromna. Wstęp do chaosu koncepcyjnego, bo autorka niczym pacynkę prowadzi bohaterkę przez różne etapy życia, bez żadnej formy dojrzewania [no chyba, że jest nią zmiana imienia?]. Faye to kumulacja sprzeczności, a konstrukcyjnie logiczna pomyłka. SCENA PIERWSZA: poświęcająca się dla rodziny służąca, płacząca ze szczęścia, kiedy mąż zabiera ją na kolację, pragnąca stać się kobieta jakiej pragnie on. Rzyg z nudów, ale dobra. SCENA DRUGA: wybitny strateg, prawie generał Patton, walcząca z poniżaniem feministka, wyuzdana gwiazda porno. Say what? Mąż Faye dla odmiany idealnie wpisuje sie w słowa piosenki Big Cyca „Facet to świania” i tyle, żadnej szarości. Jest sobie skurwysynem, który zdradza i pompuje własne ego. I tak własnie jest w tej złotej klatce, gdzie okruszki na blacie rujnuja czyjś dzień, a jednocześnie nadają sens życia komuś innemu.

Czepiam sie? Tak. Cóż, nawet od litaratury popularnej oczekuję pewnego poziomu, pomysłu na tekst, ciekawej historii, która nie czyni ziemi płaskiej, a co dostaje ze Szwecji? Naraccyjny bajzel, miszmasz, który w zasadzie niczemu nie służy i tylko targa nas między pierwszą osobą, która wie wszytko, a trzecią osoba, która również wszytko wie. Postacie, tak sztuczne i bez pomysłu, że mamy ochotę zaprosić na kawę Marilyna Mansona i ponapwać się jego wyrazistością. Kalki utrwalonych, złachanych schematów i opisy zagarniające całą naszą wyobraźnię. Chciałoby się, żeby Sztokholm zagrał, gdzieś na drugim planie.


Camilla Läckberg „Złota klatka”, tł. Inga Sawicka, Wydawnictwo Czarna Owca, Warszawa 2019












Za książkę dziękuję Wydawnictwu Czarna Owca



You May Also Like

1 komentarze

  1. OO
    Muszę powiedzieć, że Twoja recenzja mnie zaintrygowała. Do tej pory pisano o tej książce w samych superlatywach. Tym bardziej musze po nią sięgnąć by wyrobić sobie własne zdanie ;) Więc zadanie wobec wydawcy spełnione :P

    pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń

Navigation-Menus (Do Not Edit Here!)