Religa: człowiek


Do kin wszedł właśnie film Łukasza Palkowskiego „Bogowie”. Agora w dniu jego premiery wydała biografię „Religa”. Właśnie przeczytałam ostatnią stronę. Odebrałam ją bardzo osobiście. Ściska za serce, po prostu. Spodziewałam się pomnika, tak wyniosłego, że można go oglądać tylko w półzgięciu, z pochyloną głową. Historia Profesora, nawet znana oględnie, onieśmiela. Tymczasem książka Dariusza Kortko i Judyty Watoły przynosi obraz osoby, której najważniejszą rolą była rola dobrego człowieka, na niej wyrosło wszystko inne. Każde zadanie wykonane z pełnym zaangażowaniem, zawsze z myślą o innych, o pacjentach. Siła tej biografii tkwi też w tym, że spleciona jest z historii i wspomnień osób najbliższych, przez to prawdziwa, bez zbędnych uniesień. Idealnie pasuje do Profesora, jak szyta na miarę. 

Źródło
Religa miał zasady, miał wizję, miał niesamowity kontakt z drugim człowiekiem, bo zawsze był szczery. Jego praca to walka o każdego pacjenta, o każde dzień życia, o szansę. I tak sobie myślę, oby wszyscy lekarze byli dziś tacy, oby pasja zawodu, zdrowie chorego były zawsze na pierwszym planie. Idealizm w tych czasach, wiem, ale jak dowodzi życie kardiochirurga można. Można na przekór systemowi, czasem z nim, na przekór możliwościom technicznym, finansowym, bez pieniędzy, bez aparatury. Wszystko dla pacjenta. Relidze daleko do Pana Boga, nie potrafił ratować każdego życia, ale próbował, chciał dawać szansę ludziom patrzącym śmierci w oczy. Chore serce poddaje cały organizm, a on słowa kapitulacja nie uznawał. Utratę pacjenta przeżywał, zapijał, wpadał w ciąg, nawet po latach uprawiania zawodu, a swoją chorobę i śmierć oswoił szybko. Tak po prostu bywa i już. Palił jak smok. Sporty bez filtra. Ulubione Marlboro. Mimo nadludzkich wysiłków, mimo bicia się o każdą nowatorską metodę, mimo heroicznych i szalonych decyzji, Religa, przedstawiony w tej książce, jest nader ludzki. Próżny, choleryk klnący jak szewc, kiepski księgowy, zagubiony w papierologii, skupiony chirurg, dobry (choć często nieobecny) ojciec, wymagający nauczyciel. On po prostu chciał i jego wola stawała się ciałem. Atrybut Boga? Dla dobra innego człowieka. Szanował ludzi, czy to, jako lekarz, polityk, minister, dziadek, profesor, rektor. Skracał dystans do wszystkich. Drażnią go sztywne relacje łączące ordynatora z podwładnymi. Taka tradycja. Po co? Nigdy nie miał prywatnego gabinetu. Dobrego samochodu. Ciężko w to uwierzyć? A jednak.
Źródło
Czytając tę książkę, czuć, że Relidze zależało, że nie chciał być skrępowany i poddany biurokratycznym meandrom. „Dla profesora zawsze liczyła się sprawa.” Chciał wyników. Jeśli fundacja to prężna, jeśli plan zakupu aparatury to miał się ziścić, a nie polegać na przejedzeniu kasy, jeśli sztuczne serce to polskie. „Trudny przypadek” to jego narkotyk. Zieleń i błękit. Nadzieja i wolność. Kolory kitla chirurga. Dla osób z chorym sercem innowacyjne rozwiązania Religii były jedyną szansą na dalsze życie. Klinikę w Zabrzu budował własnymi rękami, wraz z personelem czyścił i kładł kafelki. Dosłownie. Droga do pierwszego przeszczepu, mimo ogromny zdolności, stypendiów i nauki u najwybitniejszych pionierów w Stanach Zjednoczonych, okupiona była wieloma ekstremalnymi próbami i szaleństwem. Niemożliwe nie istniało. Dziś czytając opisy tych prób możemy wpadać w przerażenie. Serce od świni, szympansa? Czy tak wolno? Leki immunopresyjne podawane na oko? Czy mamy prawo do eksperymentów na ludziach? A bioetyka? W latach siedemdziesiątych i osiemdziesiątych nikt o tym nie słyszał. Religa postanowił ryzykować.
Każdy chciał z nim pracować, miał siłę przyciągania ludzi, niezwykłą charyzmę. Był jak siła Coriolisa. Czym wabił? Wizją? Pędem do nauki? Otwieraniem nowych możliwości, drzwi tradycyjnie zaryglowanych? Bezpośredniością? Nie znosił sztywnych hierarchii budowanych w relacjach bardziej i mniej doświadczonych lekarzy. Dla niego uczyły się umiejętności, dawał szansę młodym, uczył ich podejmowania decyzji. Wiek stawał się rzeczą względną – chcesz możesz. Jego metody były jak trzęsienie ziemi, jak tsunami, dla chorych jak powiew świeżości. Szkoła Religii. Szkoła szansy. W jego, na poły ateistycznym, na poły agnostycznym, podejściu do Boga, była zarysowana wrażliwość i jakaś niepewność. Ciągle pytał. Żył w geograficznej schizofrenii: ciało i umysł na Śląsku, serce w Warszawie. Ale rodzina to rozumiała, bez nich nie dokonałby niczego. Miał tę świadomość.
Życie Religii to faktycznie idealny materiał na filmowy scenariusz. Jest w nim wszystko, czego potrzebuje dobry thriller medyczny. Ja jednak zawsze daję pierwszeństwo słowu pisanemu i zwykle wygrywam, coś więcej niż efekty multimedialne. Wygrywam detale i niuanse, które tylko książka może naświetlić. W biografia Religii jest ich mnóstwo, a bez nich trudno zrozumieć różne posunięcia, trudno też zobaczyć coś więcej niż oślepiającą aureolę świętego. Religa jest człowiekiem z krwi i kości. Wspaniałym i wyjątkowym, aczkolwiek nielubiącym zbytecznego splendoru (no, chyba, że ten pomoże ratować ludzi). Dziennikarzom udało się nakreślić obraz ikony kardiochirurgii w przystępny i anegdotyczny momentami sposób. Idealnie oddali atmosferę PRLu: absurdu i niepojętości pewnych rozwiązań. A wśród nich człowieka buntownika, niezłomnego, o wielkim sercu. Dla wielu Boga …



Dariusz Kortko, Judyta Watola „Religa. Biografia najsłynniejszego polskiego kardiochirurga”, Wydawnictwo Agora, Warszawa 2014














Za książkę dziękuję Wydawnictwu Agora:

Fanpage Wydawnictwa: Link

You May Also Like

0 komentarze

Navigation-Menus (Do Not Edit Here!)