„Lost and found”
Nie można powiedzieć, że Zadie Smith uwielbiam, byłaby to
przesada. Lubię, ale wydaje mi się nierówna. „Białe zęby” mnie zachwyciły, eseje „O pięknie” też, ale pogubiłam się w „Łowcy autografów”, a w „Londyn
NW” przewidziano zbyt dużo, jak na mój gust, czytelniczej archeologii i kopania
w nazwach, które nic mi nie mówiły. Odłożyłam i pewnie powrócę, być może w tamtej
chwili jakieś pokłady znaczeniowe nie były dla mnie dostępne.
Sięgam po „Lost and
found”. Tytuł spina trzy opowiadania, które wzięły się z … gazet, z The New Yorkera i Granty. Przyzwyczaiłam się do kilkuset stron, do rozmachu, do
powieści, a tu coś, do czego autorka, jak sama mówi, „nie ma wrodzonego talentu”. Opowiadania- ah! to amerykańskie
powietrze. I myślę, co do cholery
będzie taki próbnik? Jakiś jazda bocznym torem, żeby się wypisać? Skąd takie wątpliwości? Pisarstwo Smith wydawało mi się bardzo
epickie z tymi historiami, problemami, rozlane, zdecydowanie zbyt opasłe na
ramy opowiadania. Bałam się ścisku i klaustrofobicznego bezdechu. A jednak mimo
ograniczeń terenu, w te historie wpuszczono mnóstwo powietrza, a każde może traktować
jak przedsionek czegoś dłuższego. Język piękny jak zawsze, to nic, że momentami
chłodny, cała Smith, mistrzyni konstrukcji, między wyrazami porusza się niczym
kocica.
Trzy krótkie formy. Trzy miejsca i osoby, pozornie niemające
ze sobą nic wspólnego, oprócz tej upiornej multikulturowej samotności. Nieco
ckliwa, grubiańska „Marta, Marta”,
zagubiona w Bostonie, przysypywana śniegiem, szuka mieszkania. Tytułowa
bohaterka, „pani być może”: może zacznie studiować, może będzie słuchać muzyki
poważnej, może wszystko może. Irytująca, człowiek chce się jej pozbyć, zadrapać
jak rzep. Odsłona druga: w Bristolu ludzie listy piszą, wspomnienia takie, żeby
usprawiedliwić? Żeby coś naprawić? Tylko
ten daltonizm i pokój krzyczy ogniem. I na koniec Fatou w czarnych majtach, z
wykradzioną kartą klubu fitness, pływa. Potem sprząta, zje ciasteczko,
porozmawia o niesprawiedliwościach świat i poszpieguję graczy badmintona w
ambasadzie Kambodży. Chciałabym zostać z nią dłużej. Każdy z bohaterów jest
gościem w nieswoim świecie, z różnych powodów, takim bagażem zawieruszonym w lotniskowym
„Lost& Found”. Bardzo to na
czasie….
5 komentarze
Brzmi ciekawie. :) Nie czytałam jeszcze książek tej autorki, więc może to już czas, żeby poznać jej twórczość? :)
OdpowiedzUsuńJestem ciekawa od której książki powinno się zacząć... Może jakaś podpowiedź? :)
"Białe zęby" zdecydowanie :)
UsuńDziękuję :) Będę mieć na uwadze. :) Pozdrawiam serdecznie :)
UsuńPrzede mną "Białe zęby" - mam nadzieję, że zachwycą!
OdpowiedzUsuńKoniecznie napisz o wrażeniach :)
Usuń